Ponieważ
o megasuperhiperextra durnym pomyśle „monitorowania mowy nienawiści” przez rząd
napisano i pisze się bez przerwy wiele, ja pozwolę sobie odnieść do jednego
tylko, naprawdę pobocznego aspektu tej sprawy. Co zaś się tyczy meritum to
naprawdę jestem ciekaw jak sobie to pan Boni M w ogóle wyobraża. Tak jestem
tego ciekaw , że nawet gotów jestem wiele wytrzymać i głośno się domagać by na
jeden dzień, tak pilotażowo ów twór ruszył z kopyta. Już sam potencjalny skład
spać mi z ciekawości nie daje. Zatem gdyby pan Minister, w celach edukacyjnych,
jak nie przymierzając pan prezydent gimnazjalistów historii, poglądowo pouczyć
zechciał nas, obywateli miłości i tolerancji ja się na ten pilotaż od razu
piszę. Od razu bym napisał „Żont jest gupi i do dupy” a gdyby wpadli do mnie
pan Boni M i reszta rady (pod tekstem proszę wpisywać miasta i propozycje
składu) by mnie wyleczyć z „mowy nienawiści”, na moje tłumaczenia, że miałem
przecież na myśli „Żont” Gwatemali bez wątpienia wyśmialiby mnie i wyjaśnili,
że oni już doskonale wiedzą, który „Żont”
jest do dupy.
Ale
przejdźmy do sprawy, o której na początku wspomniałem jako o pobocznej i bądźmy
choć przez chwilę poważni. Choć ja wiem, że wizja Bonbiego „ścigającego” mocno
to utrudnia.
W
tej sprawie, nie pierwszej zresztą w historii obecnej ekipy bardzo ciekawa jest
reakcja pana Premiera Tuska. Jakby mocno zaskoczonego słowami (a pewnie i
podjętymi działaniami) swego najbliższego, jak mówią, kolegi z rządu. Tu warto
przypomnieć, że pan Boni M nie dzielił się jakimiś luźnymi przemyśleniami na
temat rozwiązań w wywołującej w nim smutek sprawie lecz zapowiedział, że
inicjatywa może ruszyć jeszcze w tym roku. Zatem trudno nie uznać za dziwna a
nawet szokującą reakcję jego szefa, który zachował się tak, jakby nie tylko o
pomyśle ale i o panu Bonim słyszał pierwszy raz w życiu. Bylibyśmy zaszokowani
gdyby panu Premierowi Tuskowi takie zaskakujące reakcje nie zdarzały się po raz
pierwszy. Wiadomo, wtedy nie pozostaje mu nic innego tylko „porozmawiać z
kolegami” i „namawiać ich gorąco”. A jak nie posłuchają, panie Premierze?
Lubi
Pan Tusk odsuwać od siebie odpowiedzialność. Lubi to chyba każdy równie mocno
jak nie lubi ponosić odpowiedzialności za sprawy niemiłe. Ale istotne jest, by
to robić jakoś tak finezyjnie.
Premier,
który opowiada jak to musi się ministrów prosić by to czy tamto zrobili a tego
czy tamtego nie robili jest żałosny. Żałośni są też jego zwolennicy, którzy bez
wstydu i bez protestu na to patrzą.
Ja,
wbrew temu, ze gościa nie lubię jeszcze bardziej niż jedzenia szpinaku podanego
w konsystencji (jak mawiała jedna z mych kobiet) „gówiennej”, mam chyba lepsze
zdanie o panu Tusku niż różne PPSZ-e z miłością wpatrzone w to jak Tusk odnosi
kolejny sukces w zrzucaniu winy za kolejne durnoty na „kolegów” z rządu. Swoją
drogą ciekawe jak się ci „koledzy” czują z takim kolegą? Jestem przekonany, że
w rządzie Tuska nic bez wiedzy Tuska się zdarzyć nie może. A już na pewno żadna
tam rada nie jest w stanie ruszyć „może jeszcze w tym roku”.
Jest
więc pan Tusk takim „egzemplarzem bezjajecznym” który zapracował i ciągle w
pocie czoła pracuje na te wszystkie opowieści o siedzeniu w szafie i czekanie
co ludzie powiedzą i wymyślenie co on powie jak już ludzie powiedzą. Stroniącym
od jakiejkolwiek odpowiedzialności za działania rządu jakby tylko obok niego
przypadkiem przechodził.
Ale
może być też inaczej. Co wyjaśni czytelnikom pierwszą część tytułu. Tego w nawiasie
chyba wyjaśniać nie muszę… Otóż może być i tak, że status osiągnięty przez pana
Tuska już mu pozwala na takie zachowania. Słowem jako oczywisty Mąż Stanu może już
być za, a nawet przeciw. Historia zna takie przypadki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz