Inaczej
tego nie da się określić niż zrobiłem to w tytule. Od konferencji pana
prokuratora Szeląga 30 października, gdy padły słowa, że „Biegli pracujący w Smoleńsku nie stwierdzili na wraku TU-154M trotylu, ani żadnego innego materiału wybuchowego”*
nie były przez stronę polską prowadzone żadne inne badania wraku
tupolewa. Zatem jeśli dziś pan prokurator Artymiak stwierdza, że „Według mojej wiedzy niektóre urządzenia, detektory w Smoleńsku (...) wykazały faktycznie TNT.” i na prośbę o powtórzenie „Wykazały na czytnikach cząsteczki TNT” oznacza, że wskazały właśnie wtedy oraz to, że albo kłamał wtedy Szeląg albo dziś Artymiak.
Ciekawe albo nawet i ciekawsze jest również kolejne stwierdzenie pana Artymiaka. Jak podaje TVN24, „prokurator dodał przy tym, że po skalibrowaniu urządzenia i zbliżenia go do opakowania pasty do butów, zareagowało także pokazując TNT”.
I to dopiero jest ciekawe. Bo cóż to znaczy, że detektory reagują wyświetlając informacje o trotylu po zbliżeniu do pasty do butów czy na przykład mitycznego „namiotu z PCV” po jakimś tajemniczym „skalibrowaniu”?
Dalej pytajmy czy komunikat o wykryciu podobnych „cząstek
wysokoenergetycznych” w drugim tupolewie nie wiązał się znów ze
„skalibrowaniem” urządzenia tak jak przed zbliżeniem do pasty?. Wreszcie
czy w drugim tupolewie urządzenie wykryło te jakieś tam „cząstki” czy
również wyświetliło po prostu TNT?
W
świetle dzisiejszych informacji, przekazanych przez tę samą instytucję,
która odegrała główną rolę w zdarzeniach z 30 listopada jaśniejsze
staje się zarówno pilne spotkanie prokuratorów wojskowych z Seremetem,
spotkanie Seremeta z Tuskiem i wreszcie Hajdarowicza z Grasiem. Pozwolę
to sobie nazwać KALIBROWANIEM oficjalnej wersji. Służącej nie
informowaniu lecz, jak to się wprost wyraził pan Szeląg, „uspokojeniu
opinii publicznej”. Ja już pisałem, że prokurator nie jest od
uspokajania tylko od innych czynności. Zatem ta opinia publiczna także
została zwyczajnie przez prokuratorów SKALIBROWANA.
Proces
KALIBROWANIA wyszedł panom prokuratorom przednio. Zrobili dokładnie to,
co zarzucano, wychodzi, ze z wielką krzywdą dla niego, Gmyzowi.
Potrząsnęli sceną polityczną zmieniając w znacznym stopniu układ sił.
Przypomnę, że niektórzy nazwali to, mając na myśli „Rzepę” i
Kaczyńskiego, czymś w rodzaju próby zamachu stanu.
Skoro
wtedy tak to wyglądało, myślę, że będzie wyglądać i teraz. Tyle, że
zamachowcem nie jest już Gmyz i Kaczyński tylko pan Szeląg et consortes.
Nie da się inaczej na to patrzeć. Ot prosta logika tamtych wypowiedzi.
I
teraz czekam co na to pan Seremet i pan Tusk. O Hajdarowiczu nie będę
gadał go gość, który sprzedaje swoich dziennikarzy jakiemuś ministrowi
bo to jego kumpel nie zasługuje by w ogóle o nim myśleć i gadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz