Nie
będzie żadnej opowiastki o jednej z ulubionych plenerowych zabawek dla
dzieci. Ani tym bardziej o huśtających się Mikołajach. Choć pewni byłoby
ciekawie.
Przyznam
się jak najpoważniej do tego, co mi towarzyszy za każdym razem gdy
przychodzi mi reprezentować akcję RenKi i KaZeta. To jest właśnie ta
huśtawka z tytułu. Najczęściej jest się na dole z obawą, że nie uda się
ale bywa, niby rzadziej niż to pierwsze, że człowieka unosi.
Najłatwiej
było za pierwszym razem gdy bodaj w tydzień prawie wszystkie prezenty
były wręcz rozdrapane a skrzynka pełna niezwykle wzruszających listów od
tych, którzy nie mogli inaczej wesprzeć jak właśnie miłym słowem. Za
każdym razem pierwsze dni są takie euforyczne, kiedy wydaje się, że
wszystko poleci błyskawicą. Później już tak nie jest i zdarza się, że
zaczynam się bać. I wtedy jakoś nagle, z niewiadomego powodu huśtawka
idzie w górę bo ktoś, dwa ktosie albo nawet więcej pojawia się chcąc
pomóc.
Dziś
rano, kiedy planowałem ten tekst, miał on bardziej ponurą wymowę. Ale
to było zanim nie okazało się, że znów przybyło na liście dwie osoby.
Już
jest za połową. Oczywiście nie znaczy to, że pozostaniemy w stanie tej
dzisiejszej euforii. Nie. Bo jak na razie w połowie już jest ale i w
połowie jeszcze nie. A czas płynie. I to tylko w jedną stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz