Jak sobie
pomyślę o intelektualnych wygibasach różnych takich, co postanowili, kiedyś i
teraz, rozbić za adwokatów… napiszę „adwokatów sprawy bo wymienianie nazwisk
trwałoby za długo si sięgało za wysoko. Kiedy sobie pomyślę o tych wygibasach
to na myśl przychodzi mi fenomen i legenda medycyny- wędrująca nerka. Mniejsza
o to czemu. Tak mi się kojarzy i tyle.
Ale przejdźmy do
naszych pirotechnicznych dr House’ów, któryż zęby zjedli na leczeniu skutków
wędrującego trotylu. Oczywiście ich prekursorem, któremu nie można a nawet nie
wolno odbierać palmy pierwszeństwa jest dziennikarz z RMF.FM i „poparzony kawą
trzy”, Roman Osiaca sugerujący kiedyś na gorąco, że mu jacyś „specjaliści”
wyjaśnili, iż to BOR -owcy na pokładzie tupolewa mieli pistolety wyładowane
trotylem. Zmuszając instytucję, z którą powiązał swych nieznanych informatorów,
do dementi.
Kulminacją tej
nowatorskiej myśli pirotechnicznej jest wczorajszy występ pana Kalisza, który
Monice Olejnik jasno wyjaśnił, że jego to akurat ten trotyl nic a nic nie
dziwi. No ja się też nie dziwię, że się nie dziwi pan Kalisz. Widać po prostu,
że z pana Kalisza to żaden tam Czesław Niemen czy kot Filemon żeby zaraz się
temu czy owemu dziwić. Pan Kalisz nie tylko się nie dziwi temu trotylowi.
Potrafi go w mig zracjonalizować, a nawet i logicznie wyjaśnić, że ten trotyl
to dlatego, że „Jeżeli
żołnierze mieli mundury, w których wcześniej dwa tygodnie czy trzy, czy miesiąc
strzelali na poligonie, to te ślady trotylu mogły na siedzeniach się zostawi”*. Znaczy, że wedle pana Kalisza nasi wojacy, wzorem BOR-owców też pakują
sobie w lufy czy tam w magazynki trotyl i z niego strzelają. No chyba że to do
nich strzelano na tym poligonie z pocisków burzących z głowicami wypełnionymi trotylem… Ale mniejsza tam o takie, nieistotne
dla pana Kalisza szczegóły. Mnie dużo bardziej zastanawia ta dzisiejsza odporność
pana Kalisza na dziwienie się czemukolwiek. Pamiętam wszak, że pan Kalisz, którego
nie dziwi, że ten trotyl tam był bo dla niego jest oczywiste, że być powinien,
nie dziwił się wcześniej, gdy mówiono, że go nie wykryto. A, biorąc pod uwagę
logiczny wywód Kalisza, być przecież powinien. Bo przecież tych wojaków w
mundurach to chyba wożono tym samolotem zanim się rozleciał a nie dopiero po
tamtej konferencji prokuratora Szeląga.
Na dodatek to,
co dla Kalisza było tak oczywiste, że z rozpędu zamknął posiedzenie komisji by
już nie pytać tych biednych prokuratorów, dla nich samych nadal oczywiste nie
jest. Tak bardzo nie jest że wydali dziś oświadczenie, które gdybym był na
przykład posłem Niesiołowskim, nazwałbym kretyńskm. Oświadczenie, którego być
może by nie było, gdyby Kalisz tak się nie znał na wędrującym trotylu i dał
wczoraj wyżąć Artymiaka i Szeląga do cna, tak by im już nic do oświadczania nie
zostało i by przeszłą im ochota na jakiekolwiek oświadczyny.
Panowie
prokuratorzy, podniesieni na duchu i potwierdzonym przez Kalisza ostrzałem
polskich wojaków na poligonach przy użyciu trotylu i kiełbasą która Sianeckiemu
czy tam Kajdanowiczowi w walizce emitowała „cząstki wysokoaktywne” i wreszcie
niezwykłą spostrzegawczością Kuczyńskiego, który jadąc przez Drawsko widział, tam
trotylu na tym poligonie prawie tyle co w Smoleńsku, przeszli do kontrofensywy
i wyjaśnili stanowczo, że trotylu nie wykryto po czym wcielili się nieomal w
Kanta szukającego Boga i dodali, że nie można stwierdzić, że jest jak też że go
nie ma. Dając dowód, że w Smoleńsku byli jak Gagarin w kosmosie tłumaczący „Zdies
Boga niet”.
Przyznam
szczerze, że gdyby nie fakt, że przez Szeląga i jego nadopiekuńczość pracę
straciło kilku ludzi, nie miałbym nic przeciwko, żeby Kalisz, Osica, Kuczyński,
pan Cieśliński z GazWyb, którego dzisiejsze wynurzenia „w temacie” gorąco
polecam ** oraz cała obsada TVN-u dalej kontynuowali ten benefis coraz bardziej
idiotycznych tłumaczeń i przypuszczeń mających nas uświadomić jak naturalną by
nie rzec powszednią rzeczą jest „trotyl wokół nas”.
Przyznam
szczerze, że najcelniej i najokrutniej zarazem całą sprawę, widzianą „okiem”
tych wyżej wymienionych skomentowała Kobieta Moja Kochana. Zarobiona jest i
przez to dość wyobcowana z rzeczywistości. Gdybym jej czasem o czymś nie
powiedział, żyłaby w nieświadomości.
Kiedy wczoraj
próbowałem jej opowiedzieć o gwałtownym zwrocie akcji i gdy doszedłem do 1)tku z kiełbasą sygnalizującą TNT przerwała mi.
- To wszystko
brzmi jakbyś mi opowiadał fabułę któregoś z odcinków „Allo allo”. –
stwierdziła.
Przyznam szczerze,
że mnie zatkało. Raz, że trudno nie przyznać racji KMK a dwa, że faktycznie dywagacje
Kalisza i reszty są jakby żywcem ściągnięte z tamtej komedii. Tyle, że to nie
ten poziom. Nawet śmieć się nie chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz