niedziela, 16 grudnia 2012

„Powiem brutalnie – nie potrzebuję pana Sikorskiego.”

Racjonalne wyjaśnienie poważnego zgrzytu między panami Tuskiem i Sikorskim w sprawie pani Ashton i Tupolewa łatwe nie jest. Bo i jak wyjaśnić tak oczywisty przypadek działań dyskredytowania działań Ministra przez jego szefa. Racjonalne byłoby, gdyby ów szef powiedział co myśli o Ministrze w sposób, w jaki zrobił to Tusk, zaraz po odwołaniu Ministra z funkcji.
Jednakże w sprawie relacji Tuska i Sikorskiego w ogóle trudno dopatrywać się jakiejś racjonalności jeśli by wykluczać istnienie czegoś, co nazywać zwykliśmy „drugim dnem”. Zdziwiłbym się mocno, gdyby ktoś uczciwie, tak z głowy potrafił wyliczyć jakieś ostatnie przykłady aktywności pana Sikorskiego w tej dziedzinie, do kierowania którą został powołany i za kierowanie którą bierze wynagrodzenie.
Nasza aktywność międzynarodowa w ostatnim czasie zdaje się sugerować, że o roli swego Ministra na tej niwie pan Premier myśli dokładnie to, co napisałem w tytule parafrazując inną wypowiedź Tuska, dotyczącą kogoś innego.
Jak zatem wytłumaczyć konieczność utrzymywania bezproduktywnego Ministra i równocześnie powściągliwość Premiera wobec możliwości dania Sikorskiemu okazji całkowitego skupieniu się na „tłitowaniu”. Raczej trudno.
Jeśli by próbować, najłatwiej chyba pójść tropem sugestii czy tam plotek wskazujących, że pan Sikorski jest ponoć jednym z potencjalnych „Delfinów”, który już myśli o zagospodarowaniu „masy spadkowej” w wypadku gdyby „król” w ten czy inny sposób musiał odejść. Trudno nie przyznać racji tym, którzy od jakiegoś czasu widzą czy choćby podejrzewają że, jak to się w pewnych sytuacjach i pewnych kręgach zwykło mawiać, Donald Tusk „zaczyna już cuchnąć”. Trudno też nie rozumieć tych, którzy taki stan starają się w jakiś racjonalny sposób wykorzystać i ewentualny problem rozwiązywać zanim stanie się naprawdę palący. Gdyby w partii Tuska po prostu czekano bezczynnie aż szef odejdzie, byłoby to czekaniem na polityczne unicestwienie a zatem oczywistą głupotą. Która skończyć by się musiała jakąś wewnątrzrodzinną masakrą.
Czemu jednak pan Tusk, który bez wątpienia nigdzie, a tym bardziej w polityczny niebyt raczej się jeszcze nie wybiera toleruje Sikorskiego? A ma inne wyjście? Pozbycie się najkompetentniejszego (he he he), przynajmniej w opinii obywateli ministra to chyba ostatnia rzecz, jaką mógłby teraz robić przytłaczany kolejnymi opresjami Tusk. No chyba żeby w pakiecie z Arłukowiczem i Muchą w ramach jakiejś „racjonalizacji i rekonstrukcji rządu”. Ale to też ryzykowne.
Może taż być jednak i tak, że w istocie Tusk bez Sikorskiego, szczególnie w kwestii stosunków międzynarodowych i dyplomacji żyć nie może. I ten tak naprawdę odwala całą robotę a „tłity” to już w wolnym czasie… Zaś ta aktywność, mogąca w sposób jakże mylący sugerować, że faktycznie Tuskowi Sikorski na nic, to taka przyszłościowa strategia Premiera starającego sobie poprzecierać ścieżki w Brukseli akonto ewentualnej kariery w „strukturach unijnych”. To faktycznie tłumaczyłoby czemu Tuska tak tam pełno a Sikorskiego taki deficyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz