środa, 23 czerwca 2010

W co gra Napieralski, w co gra Platforma?

Wielka Nieskończona Miłość pana Komorowskiego do pana Napieralskiego prysła w jeden dzień jak sen jaki złoty. I nie ma co się dziwić bo była to od początku trudna miłość, która na dodatek w dalszej perspektywie mogła przemienić się w miłość nieszczęśliwą a w końcu nawet w tragiczną.

Wyszło na to, że cierpliwości sztabowi pana Komorowskiego, by udawać, że są kryptofanami Che Guevary wystarczyło tylko na tyle. Ale trudno im się dziwić jeśli w konkury chadzać się ma do kogoś, kto z miejsca tak ostentacyjnie zaczyna kręcić nosem na „naturalnego kandydata”. No, może nie na samego kandydata ale na niektórych jego drużbów.

Sytuacja w kilka dni po prawdziwym czy rzekomym, tryumfie Grzegorza Napieralskiego jest rzeczywiście dość dynamiczna i niezwykle ciekawa. I to w sytuacji, w której już w wieczór wyborczy co niektórzy, jak choćby pan Durczok machający jakimś sondażem i krzyczący niemal na Napieralskiego gdy ten zapowiedział konsultacje z wyborcami w sprawie przekazania głosów któremuś z kandydatów, przepływ zwolenników lewicy do elektoratu Komorowskiego już przyklepali. Pan Napieralski jest po prostu ciągle w grze. To, co zrobił wykonując dość nieprzyjazny ruch w stronę Platformy, jest jak najbardziej uzasadnionym przejawem konsekwencji z jego strony. Chyba w końcu nikt nie spodziewał się, że zaraz po dokonaniu swej reaktywacji po grąży się w bezproduktywnym samouwielbieniu. Szef SLD poczuł, słusznie lub nie, wiatr w żaglach i z miejsca przystąpił do tego, co rozsądek nakazywałby każdemu na jego miejscu.
Przekonanie, że obecne wybory, poza oczywiście wyłonieniem nowego Prezydenta i pokazaniem układu sił między głównymi graczami na scenie, miały też pogrążyć Napieralskiego lub dać mu jeszcze kilka oddechów jest sporym uproszczeniem. Prawie 15% zgromadzone przez kandydata lewicy to nie tylko jego polisa na życie ale kapitał, którego teraz trzeba pilnować. Bo chrapkę na niego maja wszyscy pozostali jeszcze w grze. I to właśnie robi Napieralski. Wie on doskonale, że dotychczasowa słabość jego ugrupowania powodowała przepływ niecierpliwych zwolenników do konkurencji. Trudno tak naprawdę jednoznacznie powiedzieć której jak bardzo ale pewnie obaj wielcy gracze coś uszczknęli.

Niemniej trudno nie przyznać, że bardziej kusząca czy też była dla nich jest oferta Platformy. I właśnie w tym tkwi tajemnica tego z pozoru dziwnego zachowania Napieralskiego. On po prostu próbuje postawić tamę temu odpływowi. Wszak w II turze nie będzie już krążył po Polsce i chwytał wyborców za serce. A gra o to, żeby swoich wyborców wyrwać z tego narzuconego naszej polityce imposybilizmu wedle którego poza dwubiegunową scena polityczna reszta to tylko ozdobniki. Napieralski postanowił, że dzień po I turze jest równocześnie pierwszym dniem kampanii parlamentarnej. A w niej walczy nie z żadną tam IV RP tylko z konkurencją pakującą się mu mocniej w lewicową niszę. Z PO.

Taktyka jest prosta. Należy zmusić tego bardziej niebezpiecznego z rywali by powiedział kilka cierpkich słów pod adresem czy to samego kandydata czy też jego ugrupowania. Albo przypomnieć te słowa już kiedyś wypowiedziane. To okazało się, póki co, skuteczne bo i nie mogło nie być. W końcu zmusić pana Grzegorza Schetynę by przepraszał za wypowiedziane słowa to zadanie niewykonalne. Dalsze kroki to już tylko konsekwencja tego kroku, który Napieralski zrobił. Politycy Platformy z miejsca oświadczyli, że czniają Napieralskiego i uderzać będą wprost do jego wyborców.

I tu pytanie czy mają po co? W normalnych warunkach pewnie mieliby ale przy takiej retoryce? Nie wiem. Tu istotna jest bowiem odpowiedź na pytanie kim są ci, o głosy których PO chce zawalczyć za plecami Napieralskiego. To ludzie uwiedzieni Napieralskim. To ważne bo mocno wskazujące jak do nich trafić. To są wyborcy, którzy nie wahali się poprzeć „trzeciego kandydata” mimo całej wojennej retoryki PO i nawoływań by „zatrzymać IV RP” i „nie marnować głosu”. To są ludzie, którzy nie kupią ani Komorowskiego ani Kaczyńskiego ot tak. I przekonanie, że dla nich słowo Napieralskiego nie będzie się tak bardzo liczyć może zawieść.

Czemu zatem PO zareagowało jak zareagowało? Po pierwsze dlatego, że tak im zagrał Napieralski. Pan Schetyna jest w partii raczej w defensywie i na płaszczenie się przed kimkolwiek pozwolić sobie nie może. Napieralski wiedział więc dobrze gdzie uderza i jaki efekt osiągnie. Po drugie PO zrobiło wcześniej wiele by zrazić do siebie SLD i teraz ma chyba świadomość, że trzeba by równie wiele by wykopany między ugrupowaniami rów zakopać. A owo „wiele” wcale nie musi się opłacać. A właściwie nie może się opłacać. Jeśli konsekwentnie mieszało się z błotem (rzeczywistą lub imaginowana) koalicję PiS-SLD w mediach publicznych i to w ujęciu takim, w którym to PiS „unurzał” się decydując na taką współpracę, to teraz trudno samemu wyciągać do tych „trędowatych” rękę. To byłoby niczym innym tylko, z punktu widzenia elektoratu PO „ grzechem śmiertelnym”. Wchodzeniem w buty PiS! Może to zabrzmi śmiesznie, zważywszy, że pisze o Platformie, ale to kwestia wiarygodności.

Oczywiście nie przesądzam jak zachowają się fani Napieralskiego z I tury. Gdyby nie „poszerzenie pola walki” o konflikt miedzy PO a Napieralskim pewnie czekałbym na te 60% przepływające do Komorowskiego jak na oczywistość. Teraz pewien już nie jestem. Sztab Komorowskiego pokazał, że jest raczej „skuteczny inaczej” i im bardziej zacznie zabiegać o tych właśnie wyborców, wymieniając przy tym uszczypliwości z Napieralskim, tym gorzej na tym wyjdzie. Nie można nie uwzględniać tego, co stało się 20 czerwca. Ci, którzy poszli głosować na Napieralskiego uznali nagle, że nie są w stanie zagłosować na Komorowskiego i jak powietrza potrzebują INNEGO kandydata. Pozyskać ich tym samym Komorowskim, który już raz im nie podszedł i obrzydzaniem czy też lekceważeniem ich NOWEGO może być trudno.

Jedno, co jest pewne to to, ze będzie ciekawie.

1 komentarz:

  1. A pewnie, że będzie. Napieralski sam jest w stanie zjednoczyć wyborców lewicowych, ale już ujawniło się wielu, dla których jak widać, zjednoczenie lewicy nie jest priorytetem. Przy takich "towarzyszach" lewica nie ma szans na wybory parlamentarne. Napieralski zamierzał nie poprzeć nikogo, jak sądzę, ale Olejniczak, Nałęcz, Kalisz na wszelki wypadek wyszli ze swoim poparciem dla PO, bo a nuż powie: Kaczyński i co wtedy będzie, a on jest przewodniczącym ich partii. Ale trudno zapomnieć, że to własnie oni swoją strategią pseudozjednoczeniową spowodowali spadek notowań lewicy.

    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń