czwartek, 24 czerwca 2010

Urban jako metafora III RP.

Czasem w konstrukcjach stabilnych dochodzi do tąpnięć. Często za sprawą błędu ale bywa i tak, że nie da się znaleźć żadnej racjonalnej przyczyny. Ot, metafizyka…
Ocena III RP ostatnimi czasy stała się sprawą tak drażliwą że pokusić się o nią jest prawie tak niebezpiecznie jak próbować wziąć na logikę Holokaust. Łatwo znaleźć się na granicy grzechu śmiertelnego a nawet popełnić go. Chcący lub nie ale zawsze z pełna świadomością poniesionych konsekwencji.

Mamy teraz taki czas, w którym czy to sposób patrzenia czy też skłonność do krytyki istniejącego porządku uległy gwałtownemu stępieniu. Kto żyw uczy się okrągłych fraz by przypadkiem słuchacze, do których się będzie zwracać nie poczuli się urażeni ostrzejszymi akcentami a lista tematów niebezpiecznych wydłuża się i wydłuża… A dyskutujemy tylko na te bezpieczne i w przybliżeniu bezpieczne.

I całkiem to sprzeczne z oczekiwaniami tych, którzy maja świadomość tego, ze gra idzie o bardzo poważną stawkę. Znacznie poważniejszą niż tylko miejsce w głównym fotelu Rzeczpospolitej. To w końcu taki najprawdziwszy sondaż i plebiscyt oceniający dotychczasowe przewagi przyzwyczajanego od kilku lat wyłącznie do aplauzu szefa partii, która dotąd na fali wznoszącej robiła to, co chciała. Póki co, w granicach określonych prawem. Ten plebiscyt jest o tyle ważny, ze nie o prestiż jedynie w nim chodzi. Dla obu stron jasne jest, że wahadło wyborcze jest obecnie w tak nieokreślonym położeniu iż dalej może płynąc w jedna lub w drugą stronę. I właśnie ta strona, którą zobaczymy 4 lipca to najważniejsza informacja w tej całej aferze z przyszłymi prezydentami.
A jak wiadomo wahadło to cześć bardzo precyzyjnej maszynerii. Precyzyjnej i przez to wrażliwej na najmniejsze choćby zakłócenia. Chodzić przy niej trzeba na palcach.
I dlatego zaszokowany oglądałem wczoraj ten kawałek III RP w którym Jerzy Urban wypowiadała się na temat naszej demokracji i recenzował kandydatów ubiegających się o stanowisko jej pierwszego strażnika. A dominującym motywem narracji pana Urbana było zestawianie kandydatów z faszyzmem i Hitlerem.

Oglądałem zaszokowany i myślałem sobie „jakimże gównianym, państwem jest ta III RP jeśli jej obrońcą przed „faszyzmem” jest gość, którego wszyscy własną piersią broniący dotąd czci obecnego systemu i jego proweniencji powinni trzymać głęboko w ukryciu”. Nie ma chyba większej obelgi i większego zarzutu dla III RP i jej akuszerów niż zadowolona z siebie i sprawiająca wrażenie świeżo wyrwanej z błogostanu gęba Jerzego Urbana. Faceta, który powinien dożywotnio pozostawać w stanie infamii a, miast tego, doznawał, jak mało kto, rozkoszy pozbycia się totalitarnego chomąta. Mimo że ręki przykładał raczej do tego, by ono na naszych karkach pozostało jak najdłużej.

Mówcie sobie co chcecie ale to, co wczoraj zafundowała stacja TVN24 to krok tyle zdumiewający co znamienny. Okazało się, że w roku 2010 o losach bliskiej elekcji prezydenckiej ma zadecydować nie młody lewicowy wilczek cieszący się jeszcze tym, ze jest na „fali” i nie mający absolutnie świadomości wspólnego z Hitlerem upodobania do fotografii w otoczeniu dziatwy lecz nalany komunistyczny dygnitarz z czasów gdy ludzie ginęli za przyczyną „nieznanych sprawców”, przemieniony nagle w kapitalistę z milionami i sentymentem do lewicy.

Mimo całego obrzydzenia dla tego gościa warto było popatrzeć by znów wyostrzyć sobie sposób patrzenia na III RP. Jakoś tak zamajaczyła ona wczoraj z tym tłustym i bezczelnym pyskiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz