środa, 16 czerwca 2010

Król jest nagi (baśń wyborcza)

Kampania wyborcza przyzwyczaja nas wcale nie powoli do takiej quasibasniowej konwencji. Poprzedni tekst poświęcony wyborom, w oczywisty sposób bazował na motywach z Kopciuszka. Dziś inna baśń, która nadto stanowi przewrotny epilog poprzedniej.

Kilka dni temu napisałem o dość niespodziewanym wzlocie „drugoligowego” kandydata Grzegorza Napieralskiego i o moich, oczywiście życzeniowych (choć tekst, przy pobieżnej lekturze, mógł sugerować co innego) prognozach związanych z przewidywanym końcem tego lotu. Okazało się jednak, że lot był zdecydowanie krótszy a lądowanie dalekie od tych, które zwykło się określać jako efektowne. Właściwie nie było to lądowanie lecz bolesny upadek na pysk. Co gorsza dokonany za sprawą podstawionej nogi człowieka, który pewnie do wczoraj uchodził w oczach pana Napieralskiego za jednego z mentorów.

Przedziwna dla niektórych „zdrada” Cimoszewicza faktycznie odwróciła natychmiast coś, co mogło mocno pomieszać szyki pana Komorowskiego. Jednak serdecznie nie zgadzam się z tymi, którzy we wczorajszym evencie dostrzegają jakiś przebłysk geniuszu.

Po pierwsze tego można było się spodziewać jeśli pamięta się dość rozwlekłe umizgi i, jak dotąd mało udany flirt „białowieskiego żubra” z partia miłości. Teraz wyszło że „żubr” z „żubrem”* jakoś się dogadali.

Po drugie… Właśnie. Po drugie poza kopniakiem wyfasowanym Napieralskiemu (przy jego realnej sile nie jest to dla głównych graczy na scenie politycznej żadna trudność) w ruchu PO nie ma nic genialnego. Bo czy ma w sobie choćby odrobinę geniuszu udowadnianie po raz kolejny, że stawia się na ludzi, którzy niewiele sobą tak naprawdę reprezentują a ich publiczny wizerunek to nadęty przez media balon. Tym bardziej imponujący im rzadziej tacy giganci mówią i publicznie się pokazują.
Teraz PO zaliczyła wprost kumulację. Oto społeczeństwo, po dość rozwlekłym spektaklu pod tytułem „co nam kandydat wykopie i skąd nas jeszcze wyprowadzi” mamy kolejna zagadkę dla wyborców. Oto u boku Komorowskiego staje człowiek, który swoja decyzję tłumaczy obawami o to, co może spotkać Polskę, jeśli wybory wygra konkurent pana Bronisława.

Jak w takiej sytuacji nie robić wielkich oczu pamiętając komu ów kolejny „filar kampanii wyborczej” kandydata PO zawdzięcza załamanie swej politycznej kariery. Jak nie pytać o intelektualne kompetencje pana Włodzimierza Cimoszewicza pamiętając w jakim stylu i jakimi środkami się to odbyło.

Jaką wartość mogą mieć słowa i sugestie człowieka, którego postępowanie jest oczywistym dowodem braku minimalnych zdolności do refleksji. Ja rozumiem sytuację, w której wiele rzeczy byłoby niejasnych a wiele subtelności czyniłoby sprawę rzeczą nie do rozwikłania. Ale tu akurat jest inaczej. Cimoszewicz padł ofiara ordynarnej ubeckiej intrygi w której swoją role odegrały bardzo konkretne osoby. I teraz tenże Cimoszewicz, pod hasłem obrony wolności i bezpieczeństwa obywateli wchodzi w mariaż z towarzystwem, z którego ta ordynarna intryga wyszła.

Nie mam powodu twierdzić, że za tym stoją inne okoliczności więc stawiać mogę tylko na skrajną głupotę „wielkiej nadziei lewicy”. Panie Cimoszewicz. Jeśli własne doświadczenie z panami Miodowiczem i Brochwiczem niczego pana nie nauczyło, jeśli nie jest dla pana sygnałem alarmowym dziwna sympatia pana Komorowskiego do WSI to jest pan skończonym idiotą.

Za każdym razem jak ktoś powraca ze straszakiem IV RP pan powinien być pierwszym, który przypomni, że najpoważniejszy polityczny przekręt miał miejsce zanim na budowie tej IV położono choćby pierwsza cegiełkę. Zdarzył się w III RP i dokonał się rekami tych, którzy tak teraz nas chcą kochać aż ich wszyscy pokochamy. Pan już wie jak to jest.

A Napieralski, widząc jak ten uwielbiany „leśniczy” z Białowieży, który jak tylko by wrócił, miał pokazać prawicy, mizia się z tymi co mu tak sprytnie nogę podstawili, zamiast płakać i mówić jak mu przykro, powinien powiedzieć „Panowie. Król jest nagi! I jaki tam z niego król…”. Cała ta otoczka wokół Cimoszewicza to wielka tęsknota lewicy za kimś, kto przywróci jej świetność czasów Kwaśniewskiego. Widza więc to co chcą...

A co do geniuszu PO to jest to geniusz przewrotny i mogący stać się szybko z argumentu pro przesłanką contra. Oto mamy potężna partię, która do władzy szła z „zastępami fachowców i szufladami pełnymi ustaw”. Szuflady i ustawy okazały się być w „odbitych” biurkach pokonanych konkurentów a na fachowców trzeba robić łowy w środowiskach tak odległych od programu, dla którego niegdyś pozyskano tylu entuzjastów. Cimoszewicz, Huebner, Belka… Taki zaciąg w sytuacji gdy próbowano sprzedać etos „partii fachowców”? Do tego zaciąg, który demoluje nawet ogólne wyobrażenia o ideologicznym czy programowym profilu partii. Nagle okazuje się, że mamy cos miedzy meksykańska Partią Instytucjonalna, która była by rządzić i późnym PZPR-em przyciągającym bezideowych koniunkturalistów. Taki POZPR. I faktycznie nęcony od dawna Wojtek Olejniczak świetnie się tam znajdzie. Skoro jest tam też miejsce i dla Sikorskiego i dla Borusewicza to jest tam miejsce dla wszystkiego, co się rusza. Byle ruszało się tak, jak każe szef.

* Ktoś ostatnio porównał Komorowskiego do żubra…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz