poniedziałek, 28 czerwca 2010

Białoruś i Polacy (drobna uwaga w sprawie geopolityki)

Szacowne grono ekspertów od wczoraj wałkuje nietakt, nieostrożność czy też błąd (co to gorszy jest niż zbrodnia jak mawiał Talleyrand) a ja odnoszę wrażenie, że zdecydowanie w tym „eksperckim” gwarze i szumie więcej jest szukania pałki bo się chce uderzyć niż rzeczywistego pojęcia o tym jak naprawdę „robi się” politykę zagraniczną. I na czym ona w zasadzie tak naprawdę polega. Szczególnie w tak specyficznych i delikatnych sprawach jak (z czym mamy właśnie tutaj do czynienia) skłonienie tyrana do tego, by w tym, co czyni, zachował mniej lub więcej umiaru. Oczywiście nie mam nadziei na nic a raczej pełną świadomość, że nikogo z krytyków Kaczyńskiego nie przekonam, iż myli się głęboko wygłaszając tak krytyczne i ostre oceny. Bo wiem, że nie z rozsądku muszą one wypływać. Dlatego posłużę się przykładem innym. Takim, który nie będzie budził emocji i pozwoli dyskutować rzeczowo.

Oto wyobraźmy sobie, że, dajmy na to, Japonia, zaniepokojona jest tym, co akurat przyszło do głowy wierchuszce Koreańskiej Republiki Ludowo -Demokratycznej. Różnym tam Kimom i Ilom czy to w mundurach czy też bez. Nieważne co przyszło ale załóżmy że coś brzydkiego i niebezpiecznego. I dla Japonii i zapewne też dla reszty świata. I rzeczona Japonia chciałaby sprawić, by to brzydkie coś zostało przez szefów koreańskiego raju poniechane. Cóż zrobi?

Oczywiście nie chodzi mi co zrobi aby sprawę nagłośnić bo to oczywiste ze wszelkie CNN-y zaniepokojenie Tokio podadzą do publicznej wiadomości tuz po tym, jak Tokio je w ogóle poczuje. Taka cena globalizacji. Lecz wiadomo, że to, czyli publiczne oburzenie, jest tylko taki m środkiem zmiękczającym i nie mającym większego znaczenia dla całokształtu spraw. Choć raczej pomoże niż zaszkodzi. Dalej trzeba już rozmawiać. Oczywiście nawet dziecko w tej rozumiejącej znaczenie pojęcia „prawa człowieka” części świata wie, że z Phenianem nie ma w ogóle sensu rozmawiać. Czy znaczy to, że Japonia jest w swych zamierzeniach i wysiłkach bez szans? Ależ skąd! Ona musi rozmawiać. Tyle, że zamiast z Phenianem (jak już stwierdziliśmy nie ma to żadnego sensu) lecz z Pekinem. I wcale nie będzie się z tym kryła. Choć, jak wiadomo Pekin lezy gdzie indziej niż Korea Pn (chyba dalej niż Moskwa od Mińska).a i rozmówcy nie będą raczej Koreańczykami. Ale zapewne Tokio swoje załatwi...

I o to z grubsza chodziło Kaczyńskiemu szanowni eksperci. Jeśli wydaje się wam ze coś rozumiecie to przypomnijcie sobie jak nie tak znowu dawno z Mińskiem porozmawiał Sikorski i jaka kompromitacja się to skończyło. Bo z Mińskiem można rozmawiać tylko o tym jaki pan Łukaszenko jest ładny. Tylko Moskwa może sobie pozwolić na drażliwsze tematy.

Od pana Komorowskiego oczywiście tego fragmentu elementarza geopolityki nie wymaga. Nic w zasadzie od niego nie wymagam. Od ekspertów chyba jednak mógłbym …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz