niedziela, 27 czerwca 2010

Samuel Zborowski (o Rymkiewiczu i polskiej anarchii)

Nie będzie debaty więc kampania przestaje być interesująca. Nie będzie debaty bo kandydaci bezpośrednio nie będą mieli okazji przejechać się po sobie. Tedy zostaje poczekać tylko na liczby bez ekscytowania się tym, że ten czy tamten zrobił z przeciwnika miazgę zgodnie z zasadami. Pewnie próbować będą przeciw ustaleniom. Przeciw temu co ma obowiązywać.


A w rzeczpospolitej fragment nowej ksiązki Rymkiewicza a z nim zapowiedź dalszego drylowania polskiego ducha narodowego. Choć rzecz we wspomnianym fragmencie jest o tolerancji to tytuł raczej zapowiada to, czego w duchu oczekiwałem czyli rozważania na temat naszej skłonności do anarchii. Bo pisze Rymkiewicz o Samuelu Zborowskim. Może lepiej byłoby o Maćku Borkowicu ale wiadomo, że materiał z cała pewnością skromniejszy i tej polskiej duszy z niego wydobyć pewnie by się nie dało.


A mnie z miejsca zastanowiło, czy w tej Polsce, co to ją FYM na fundamencie ze smoleńskiej gleby chce budować jest miejsce na Polaka- warchoła. Czy też spróbuje się go odesłać w zaświaty i niebyt z podszytym mrzonką przekonaniem, że już nigdy nie wróci.


Jesteśmy krwią nie tylko ze styczniowych powstańców ale i z wyrąbywanej szablą i większą liczbą kresek na sejmikach Rzeczpospolitej Sobiepanów. Kto wie jak by się potoczyła nasza historia gdyby ten i ów nie czuł, że Polska to on. I tylko on.


Zdarzało się przecież braci szlacheckiej, co ongiś siebie tylko za naród uznawała, wypowiadać posłuszeństwo i chwytać za szable tylko z tego powodu, że znalazł się jakiś tam Lubomirski czy inny Zebrzydowski z królem się o coś powadził.


I takie myślenie o Polsce i narodzie wpisze się może ten rymkiewiczowski Samuel Zborowski, ścięty za to, że za nic miał królewskie i sądowe wyroki.


Ile z tamtego szlacheckiego braku pokory zostało w Polakach AD 2010? Ile jej było w tych naszych narodowych zrywach od Kościuszki aż po Solidarność? A może aż po Solidarnych 2010!

Badacze historii zapewne niezbyt chętni są by nad tą tajemnicą się pochylać. Historia z czasem samooczyszcza się z tego, co zakłóca jej jednoznaczny i oczywisty obraz.

Pamiętam sam, jako dzieciak, zryw 1980 roku. Taki on pozostał w naszym powszechnym przekonaniu jak moje, dziecięce, widzenie go wtedy. Ale pamiętam też opowieści mego przyjaciela, co strażnikiem tamtej Solidarności i krzyży sprzed stoczni pozostał tak do dziś, jak był nim wówczas, gdy stał w tłumie przy ich odsłonięciu. Wspominał on jak w jego fabryce wyglądał ten karnawał wolności. Jak byle pretekst stawał się powodem „nieuzasadnionych przerw w pracy” (proszę mi wybaczyć te komuszą nomenklaturę ale bardziej tu ona pasuje niż słowo strajk) i ile radości mieli wszyscy z tego gdy straż strajkowa przy bramie przeczołgiwała sekretarza zakładowego POP każąc mu się legitymować choć wszyscy gościa znali aż za dobrze.

Gdzieś w duchu zastanawiam się a właściwie nawet wiem jak wyglądałoby dublińskie powstanie wielkanocne gdyby wybuchło w Warszawie. Pewien jestem, że, mimo wszystko, mimo uzbrojonych po zęby wojaków i ich maszynowych karabinów tłumy poszłyby za garstką. Tak, jak poszły za Kilińskim i Wysockim choć ich awantury zdawały się, a może nawet były czystym szaleństwem.

I mam nadzieję że tę właśnie zagadkę duszy polskiej Rymkiewicz mi wyjaśni demonstrując jej tajemne aspekty na trupie Samuela Zborowskiego.

A opublikowany fragment jest o tym, czy my, Polacy poważylibyśmy się wyrżnąć naszych braci, sąsiadów. I może tym pytaniem Rymkiewicz trafić nas w splot słoneczny boleśnie bo przecież paliliśmy sąsiadów w Jedwabnem, kamieniowaliśmy w Kielcach.

Ale nie zaboli bardzo bo gdzie nam do innych. Te Kielce i to Jedwabne czym są przy metodyczności, z jaką zagładę potrafili urządzać Niemcy. Czym są przy morderczej finezji naszych braci zza Buga co na nas sprawdzali ile razy da się ludzkie jelito okręcić wokół drzewa albo wobec tego, co z narodową mozaiką potrafiono uczynić na Bałkanach. A i tacy Litwini mieli przecież swych szaulisów i pewnie w latach ostatniej wielkiej wojny zrobili na głowę mieszkańca wynik przebijający ten nasz.

Tedy może Rymkiewicz rozważać czy z przypadkowego rzutu czekanem mogła być nasza Noc św. Bartłomieja bo Rymkiewicz rozważa przepięknie bez względu na to nad czym się pochyla. Ale odpowiedzi nie znajdzie. Przynajmniej takiej, z która wszyscy się zgodzą. Jak przekonywujący by nie był w tej, która mu z jego rozważań wyjdzie.

4 komentarze:

  1. Przeczytać? Nie przeczytać? Twój tekst zdaje mi się lepszy od całej nieznanej mi na razie pozycji autorstwa Rymkiewicza, ale przecież nie można oceniać nie zapoznawszy się osobiście z lekturą:) Szkoda, że...

    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytać. Choć to w "rzepie" to tylko fragment. I to Bóg wie jak dla reszty miarodajny.
    Pozdrawiam najserdeczniej

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy zdaniem Sz. Autora wydarzenia takie jak
    w Jedwabnem lub w Kielcach były takie zupełnie spontaniczne, wykrzesała je wyłącznie "skłonność polskiej duszy do anarchii", czy też wymagały one odpowiedniej konstelacji, wcale nieprzypadkowej, wcześniejszych zdarzeń oraz przygotowania przez "reżyserów" - Niemców lub sowietów i ich popleczników - odpowiedniej sytuacji wyjściowej i puszczenia w ruch "widowiska"?
    Proszę o odpowiedź tak lub nie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę zwrócić uwagę, że tekst na blogu rządzi się swoimi prawami i niestety nie zawsze może być na tyle obszerny by wszystko wyjaśnić bez koniecznych skrótów i prześliźnięć po temacie.
    W moim tekście sprawę skłonności do anarchii (ona mnie głownie interesuje) oddzielam od tego fragmentu, w którym zahaczam o tolerancję. Nie ma między nimi innego związku niż ten, ze tolerancje "zadał" mi Rymkiewicz. A z konieczności (i, nie ukrywam, powodów artystycznych) Jedwabne i Kielce potraktowałem statystycznie odnosząc się do skali a nie do istoty tych zdarzeń.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń