poniedziałek, 28 czerwca 2010

Debata, próba oceny.

Zacznę od wyjaśnienia tej tytułowej „próby”. Przede wszystkim będzie to próba bo nikt chyba, ze mną włącznie, nie będzie w stanie przysiąc, że to, co napiszę będzie obiektywne. Nie będzie zapewne bo, choć wbrew wielu opiniom, żaden ze mnie kaczysta to nie ukrywam swego negatywnego nastawienia do pana Tuska i wszystkich owoców jego aktywności. Po drugie, bardziej chyba istotne, trudno oceniać coś, co się nie wydarzyło. Nie było żadnej debaty lecz raczej mało porywający dziennikarski wywiad symultaniczny stający się tylko chwilami rzeczywistą debata i to wyłącznie za sprawą łamiącego narzucone przez własne otroczenie reguły spotkania pana Komorowskiego.

Ale zawsze warto próbować. Choćby z tego powodu, że, ku memu zaskoczeniu, wczoraj nikt się na to nie zdecydował i podsumowaniem debaty była walka na emocje.

Ale do rzeczy

Część I

Cześć pierwsza, poświęcona sprawom społecznym, a w zasadzie obyczajowym, bo one ja zdominowały, przez Kaczyńskiego wygrana być nie mogła. I to było oczywiste jeszcze przed jej rozpoczęciem. O ile miał szanse zniwelować wynik tej rundy odpowiedzią na pierwsze pytanie ale los zdecydował, że to on odpowiadał pierwszy. I nie za bardzo miał możliwość odnieść się do wypowiedzi rywala, który wykazał ze ani nie rozumie w czym tkwi istota podziału na Polskę A i B ani nie pojmuje na czym polega „wyrównywanie szans”. Bo nie polega ani na budowaniu „Orlików” ani tez na „takiej samej dotacji dla Uniwersytetu w Rzeszowie jak dla UJ-u”. W kwestiach obyczajowych zaliczył deski trochę na własne życzenie bo jego odwołanie się do konstytucji przy pytaniu o związki partnerskie było nie na miejscu. Tu Komorowski wypadł bardzo dobrze. W końcówce Kaczyński złapał oddech jednoznacznie kończąc dyskusję jasną deklaracja. Komorowski miał problem z wyduszeniem z siebie czy jest katolikiem czy nie.

Część II

Tę część też powinien był wygrać Komorowski. Jak wiadomo Jarosław Kaczyński uchodzi za polityka, który nie za specjalnie darzy miłością sprawy gospodarcze. I dość zaskakującym byłoby znalezienie innego pierwszoplanowego polityka, który w tej kwestii mógłby na tle Kaczyńskiego wypaść blado. Szukanie takiego w partii, która afiszowała się jako prorozwojowa i skupiona na takich właśnie aspektach funkcjonowania państwa wydawało się praca Syzyfa. Jednak Komorowski pokazał, że nie do końca.

W tej części Kaczyński wypunktował Komorowskiego wyraźnie. Pytania o sprawy emerytalne zdawały się nie sprzyjać temu zwłaszcza po wywodzie szefa PiS uzasadniającego potrzebę utrzymania przywilejów emerytalnych dla służb mundurowych (no bo pewnie taniej po prostu lepiej płacić niż cokolwiek im rekompensować) ale riposta Komorowskiego była zaskakująca. Najpierw, dumnie, system owych emerytur nieomal nazwał swym „szóstym dzieckiem” by zaraz… właściwie zapowiedzieć, że będzie zmieniony.

W tej części najciekawsza była końcówka bo w niej Komorowski, próbujący oczywiście wykorzystać „argument grecki” został skontrowany bardzo rzeczowym stanowiskiem w sprawie dywersyfikacji gazu, sprawą „jednego okienka” i, co zabrzmiało najmocniej, porażka w sprawie przeniesienia produkcji „Pandy” przez Fiata z Polski do Włoch. Na dokładkę Kaczyński zmusił rywala do przyznania, że jego ugrupowanie faktycznie korzystało i z rozwiązań Gilowskiej i z przygotowanego przez PiS na 2008 rok budżetu. Rzucane przez Komorowskiego liczny neutralizował albo wręcz wskazywał, że są zmanipulowane.

Część III

Tu spodziewałem się sukcesu Kaczyńskiego. Pytanie o śledztwo smoleńskie zaliczyc trzeba na jego korzyść nie tylko z tego powodu, że był daleki od tego, czego pewnie się spodziewano czyli jakichś grubych zarzutów wobec Rosji w tej sprawie. Ciężar przeniósł na barki ekipy rządzącej u nas. A Komorowski mocno mu w tym pomógła obstając przy absolutnie nie dającym się obronić poglądzie, że zesśledztwem jest wszystko w porządku. Jego zarzut, że Kaczyński atakuje polskich prokuratorów zabrzmiał nieprzekonująco.

W sprawie armii najmocniej zabrzmiała najbardziej merytoryczna w całej chyba debacie uwaga Kaczyńskiego, że obecna ekipa, w której imieniu Komorowski deklarował zachowanie rzędu wielkości sum przeznaczonych w budżecie na rozwój i funkcjonowanie armii, w ostatnim czasie nie potrafiła tego zapewnić czym dopuściła się złamania prawa. Wizja dotychczasowej polskiej polityki zagranicznej opisana przez Komorowskiego w sposób dość pogardliwy to kolejny niezbyt mądry sygnał dla naszych partnerów że powinni nas traktować ostrożniej bo stajemy się nieobliczalni.

Sprawa Białorusi przez Kaczyńskiego niewykorzystana. Zarówno z tego powodu, że nie wypomniał polityki Sikorskiego, który zagrał fatalnie zamieszkałymi tam Polakami. Nie odparował uwagi Komorowskiego, który zżymał się na słowa o rozmowach w sprawie Białorusi z Moskwą. A mógł sprawę, z której „specjaliści” próbują robić „wpadkę” czy „gafę” wyjaśnić do końca tłumacząc, że wsparcia dla walki z prześladowaniami Polaków przez Łukaszenkę powinniśmy szukać wszędzie. I w Brukseli, gdzie ponoć to robimy, iw Moskwie, gdzie można by wiele załatwić.

Podsumowanie to dechy dla Komorowskiego „dechy” na własne życzenie. Jego ognista deklaracja, że „polityka zagraniczna nie polega na poklepywani po plecach” to mocny „samobój”. Deklarowanie końca takiego podejścia przez polityka, o jakie jego ugrupowanie od początku swych rządów jest w sprawach zagranicznych oskarżane to takie „cząstkowe podanie się do dymisji”

Mowy końcowe.

Tu znów wygrał Kaczyński, który wygłosił orędzie do narodu. Spokojne i zgodne ze sztuką przygotowywania takich wystąpień. Komorowski pogubił się a jego ruch z wyjętą kartką był po prostu głupi. Tym bardziej, że zagrał bronią, która już wymachiwał i jeśli liczył, że odpala bombę to mocno się przeliczył.

Oczywiście przełomu nie było. Przynajmniej w studiu. Jak na początku zresztą zauważyłem, być go nie mogło z powodów oczywistych. Reszta debaty bowiem rozegrała się później ( w zaprzyjaźnionych telewizjach, gazetach i innych mediach) i trudno zgadnąć, co bardziej wpłynie na wyborców. Mam nadzieję, że gdzieś tam ktoś wyjaśni choćby ów tajemniczy sondaż ze stron Gazety Wyborczej.

Myślę po wczorajszym, że w środę będzie dymić! Nie może być inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz