[Tekst napisany wczoraj, gdy na stronie TVN24 znalazłem informację z zaprzeczeniem pana Tuska, iż o nagrodach cokolwiek wiedział. Dziś wiadomo, że wiedział i, jak mówi „nagrody przyznał świadomie”. Ponadto znów zapewnił, ze „zrobi wszystko”. Nie wiem co wywołało nagły „odmienny stan świadomości” Premiera. Tekst publikuje bo mi się ładnie skomponowały motywy…]
Tekst ma w sobie dość akcentów mundialowych by wpasować się w obecną linie Salonu więc publikuję go tutaj, mim, że zza Mundialu ciągle jeszcze horyzontu nie widać.
A z tych akcentów choćby tytułowa „ręka Boga”. Ta sama chyba, która niegdyś pomogła Diego Maradonie odnieść zwycięstwo w meczu z Anglią a na pamięć potomnych zasługuje głownie dzięki kosmicznie dobremu tekstowi wyrusa, dla którego stanowiła inspirację. Kto zna pióro wyrusa ten wie, że nic a nic nie przesadzam.
A i tytułowy Donald Tusk jest jak najbardziej mundialowym akcentem. I w tym przypadku proszę nie traktować mego spostrzeżenia jako żartu. Bo kto śledzi mniej lub bardziej radosną twórczość pana Donalda ten z całą pewnością pamięta nie tak znów dawną obietnicą tegoż, że zrobi on wszystko co w jego mocy by wspomóc zwycięstwo Bronisława Komorowskiego. To, co stało się w niedziele, z pozoru może wskazywać , że „cała moc” Donalda Tuska jest zdecydowanie przereklamowana. Jeśli z niej wykluwa się taki wynik to ja przepraszam… Oczywiście wyjaśnienie, że pan Donald chciał tylko mu sił brakło jest całkiem możliwe ale ja skłaniam się do innego. Przyznam, że potrafię sobie wyobrazić pana Premiera jak zwija się w ukropie, jak wychodzi z siebie i jak do utraty tchu… I przypuszczam, że to, co w wykonaniu pana premiera oglądaliśmy jako „zrobię wszystko” jest naprawdę dalekie od zwijania się w ukropie, wychodzenia z siebie i utraty tchu. I nie wynika to wcale ze złej woli pana Tuska czy jego skrywanego braku sympatii dla Bronisława Komorowskiego. Wynika to z faktu, że… jest Mundial. Ot po prostu. Pan Donald nie ma teraz głowy do jakichś kampanii, pana Bronisława i Polski. Piszę Polski bo przecież pan Bronisławnie dla kogo innego tylko dla Polski ma wygrać! Zapadł tedy widocznie pan Tusk w fotelu i nic go nie oderwie. W końcu czy to jego wina że Kaczyński akurat na Mundial musiał się zabić?!
Ale wrócimy do owej „reki Boga”. Ta, która mi przyszła do głowy dzisiaj ma z mundialem ten związek, że oczywiście nazwa nawiązuje do tej pana Diego oraz ten, że kojarzy się bezpośrednio z panem Donaldem Tuskiem. Oto, jak podało jedno medium, które o stronniczość w tej sprawie posądzać naprawdę trudno, NIK zasugerował, że pewna liczba państwowych urzędników, w tym ministrów, nie wiedzieć czemu, w roku minionym otrzymała nagrody o jakiś nadmiernie duży procent wyższe niż rok wcześniej. W sumie szło to w rząd kilkunastu tysięcy na co niektóre głowy. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że ten wzrost i te kilkanaście tysięcy dotyczyło tego samego roku, w którym oszczędności budżetowe pan Tusk i jego kamanda starali się uzyskać tnąc jak toporem gdzie popadło. Pracuje w „rzadówce” więc wiem jak to wyglądało. I nagle okazuje się, że wszyscy mają oszczędzać a panowie ministrowie już nie muszą. Wręcz przeciwnie zgoła! Sprawa wygląda więc brzydko. Rząd, oszczędności, cięcia, nagrody, tysiące… taki ciąg słów nijak do siebie nie pasujących. Słowem nic tylko zapytać pana Tuska: no jak to tak? I oczywiście zapytano. A pan Tusk… wyjaśnił, że o nagrodach nic nie wiedział! Tych przyznanych ministrom!
Możliwości by było to prawda oczywiście jest kilka. Ale zanim je rozpatrzymy warto wyjaśnić, że wypłata nagród ( i nieb tylko ich) w budżetówce ( a poza nią pewnie też) jest możliwa po akceptacji przez szefa. Czyli pana Tuska. Mógł on rzecz jasna upoważnić do tego swego zastępcę pana Grzegorza lub pana Waldemara i wówczas od biedy faktycznie mógł, jak zwykło się teraz mawiać „nie mieć wiedzy” na temat puszczonych kolegom tysiączków. No i wreszcie mogła być to owa tytułowa „ręka Boga”. I tę wersje panu Tuskowi zdecydowanie polecam jako najwygodniejszą. Bo za Grzegorza i za Waldemara też odpowiada w końcu…
Poważniej możliwości też są co najmniej dwie. Pierwsza jest taka, ze pod skrzydłami pana Tuska Wszechmogącego kto chce może sobie brać z państwowej kasy tyle kapuchy ile unieść zdoła bo pan Donald faktycznie nie wie kto i ile sobie bierze. Możliwość druga jest taka, że pan Tuska po prostu kłamie. Którą z tych odpowiedzi by wybrać to i tak wychodzi, że pan Tusk premierem jest bez dwóch zdań do d**y! Albo nie wie co mu z chałupy wynoszą albo … sam wynosi tylko idzie w zaparte.
Osobiście skłaniam się do tej wersji, w której pan Tusk kłopotów ze świadomością nie ma. Przekonania do niej nabrałem oglądając pouczający montaż zapewnień pana Premiera u pana Lisa dotyczących nieznanego telewidzom fragmentu wypowiedzi pana Komorowskiego o wodzie, co to spływa. Dodam, że fragment nieznanym jest nie przypadkiem. Jakże mogłoby być inaczej skoro nie istnieje.
Na podstawie wspomnianych „przekonujących” słów Donalda Tuska mam chyba prawo sądzić, że dla pana Tuska skłamać to tyle co splunąć. Dokładnie tak samo jak, wedle nie dających się nijak zweryfikować słów tegoż pana Tuska, Jarosławowi Kaczyńskiemu sprzątnąć go za pomocą „takiego małego pistolecika”.
Dlatego jeśli mam wierzyć w „rękę Boga” to z miejsca przyznaję, że łatwiej mi w to, iż pan Tusk w sprawie nagród łże po prostu jak najęty. Jakoś mniej w to, że mu kasę wynieśli gdy zapatrzony był w Mundial.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz