Jeden z bohaterów powieści R. Bratnego „Kolumbowie, rocznik 20”, zapytany przez instruktora Przysposobienia Wojskowego czemu na sztandarze umieszczono słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna” odparł „żeby było ładnie”.
Wczoraj premier Tusk, na nurtujące od dawna wielu pytanie po co jesteśmy w Unii odpowiedział podobnie.
Oczywiście nie dosłownie. Donald Tusk raczej rzadko mówi dosłownie. W zasadzie wówczas tylko, gdy jest zapracowany intensywnym i groźnym patrzeniem na wysoką wodę i domaga się, by mu w tym nie przeszkadzał Kaczyński.
Jakoś niepostrzeżenie przez media i fora przemknęła się informacja wyjątkowo gorąca i, co ważne, mocno choć nie wprost, nawiązujące do ostatniego kampanijnego hitu Platformy Obywatelskiej. Oto będąc z całym niemal rządem w Brukseli (ciężko na tych wałach pracowali to i wycieczka im się w nagrodę należy) zamiast być tam noszonym na rękach, musiał się z nagła tłumaczyć. Oto okazało się, że od stycznia instytucje unijne prowadzą przeciwko Polsce postępowanie. Niestety instytucje nie mogą prowadzić postępowania przeciw nikomu innemu. Na przykład przeciwko facetowi, który tą Polską od kilku lat kręci. Prowadzi więc Unia przeciwko nam postępowanie z uwagi na to, że rządząca obecnie ekipa od kilku lat lekceważy obowiązek wdrożenia jednej z dyrektyw unijnych. Nie wiem zresztą czy tylko tej jednej ale ta akurat teraz jest bardzo istotna. Dotyczy bowiem działań państwa w związku z zagrożeniem powodziowym.
Pan Tusk, nie do końca pewnie mając ufność w „zaprzyjaźnione telewizje” i inne przychylne media, z miejsca pospieszył z istotnym wyjaśnieniem.
„- Chciałbym, aby nikt nie myślał, że ta dyrektywa mogła uchronić przed powodzią, bo to nieprawda.” – wyjaśnił. I tu pełna zgoda z panem Premierem. Uchronić nas przed powodzią mógłby tylko Bóg Wszechmogący. Wchodzenia w jego rolę ani od Unii ani od Pana Tuska nie oczekuję i nawet sobie tego nie życzę.
Na tym jednak moja zgoda z panem Tuskiem kończy się. Wedle Brukseli wspomniana dyrektywa to zbiór przepisów i procedur, który „ma nakłonić kraje członkowskie UE do większych wysiłków na rzecz zapobiegania powodziom. Nakłada obowiązek określenia, jakie tereny na ich terytorium są zagrożone powodzią. Na podstawie takich "map ryzyka" kraje będą musiały sporządzić plany działań, które mają odzwierciedlać ideę dyrektywy: zapobieganie, przygotowanie, ochrona.” W związku z tym i w związku ze scenami oglądanymi podczas ostatnich fal „wielkiej wody” tego roku, za zwykłą ucieczkę przed odpowiedzialnością uważam słowa Pana Tuska gdy przekonuje:
„-- Ta dyrektywa mówi o standardach obowiązujących w całej UE. Chciałbym, aby nikt nie myślał, że ta dyrektywa mogła uchronić przed powodzią, bo to nieprawda. Nie miała żadnego wpływu na przebieg akcji ratowniczej. Przepisy UE to standardy prawne, które nie ratują podczas powodzi niczym wały.
Faktem jestże dyrektywa „nie miała wpływu” na przebieg akcji ratowniczej. No bo jak miała mieć skoro nie została wdrożona? Prawda też jest, że nie ratowałaby „niczym wały”. Bo i nie miała być żadnym ersatzem zastępującym wspomniane bufory zabezpieczające przed wysoką woda jako ostatnia instancja. Nie taka jest rola tych procedur i nie wierzę, że pan Tusk sądził, że unijna „makulatura” ma służyć do sypania zapór.
Wypowiedź Pana Tuska jest próba cwanego prześlizgnięcia się po problemie oczywistego zaniedbania. Odnosząc się do sytuacji, która miała miejsce i w której dyrektywa się nie sprawdziła bo nie mogła pan Tusk unika odpowiedzi na pytanie co mogła sprawić gdyby była. To, że nie uratowała nie znaczy nic. Tego, że mogła pomóc sprawdzić się nie da.
Jednak próba sprowadzenia dyskusji do rozmowy o tym co jest a nie o tym co być powinno pokazuje że w tej sprawie pan Tusk sam czuje, że wszedł na grząski grunt. I ze jest nagle w miejscu, z którego już nie wygląda jak bohaterski, ubrany luźno facet, który przyjechał na wały „pomóc” poklepując po plecach i patrząc srogo na wodę.
A na koniec jeszcze takie drobne wyjaśnienie związku informacji o dyrektywie i powodzi z ostatnimi wydarzeniami w kampanii wyborczej. Związku, którego dotąd nie dostrzegła polityczna konkurencja i nie wykorzystała w kampanii. Chodzi mi o radośnie przyjęte przez sztab pana Komorowskiego i jego samego poparcie udzielone przez faceta, który przez swe wypowiedzi adresowane do powodzian dawno temu wyautował się z polityki. Przypomnienie tego w sytuacji gdy pan Komorowski „ma przyjemność” nawiedzać tereny dotknięte „wielką wodą” byłoby znakomita puentą tych „gospodarskich” podróży kandydata.
Cytaty za: http://wiadomosci.onet.pl/2186150,12,bruksela_sciga_polski_rzad_za_powodz_odpowiedz_tuska,item.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz