niedziela, 29 czerwca 2014

Państwo zdaje egzamin czyli do trzech razy sztuka



Tytułowe „do trzech razy sztuka” to wróżba dość przerażająca. Narzucająca się jednak nieodparcie, jeśli wziąć pod uwagę dwa czynniki, które dominują (niestety) w ocenie wyciszanej właśnie „afery taśmowej”. Pierwszym czynnikiem jest niezdolność czy też niechęć władzy, by z megakompromitacji wyciągnąć takie wnioski, które najlepiej skutkują w takich sytuacjach. Czyli do spowodowania porządnego trzęsienia ziemi wszędzie tam, gdzie jego skutki są nie tyle potrzebne ale wręcz konieczne. Tak zwana „filozofia władzy” obecnej ekipy całkowicie tłumaczy taką, nazwijmy ją na wyrost, „strategię działania” bo nie od dziś wiadomo, że dla obecnej ekipy najważniejszym jest, jak wszystko wygląda z zewnątrz. Z zewnątrz źle by wyglądało przyznanie, że któryś z ministrów jest odpowiedzialny jak przedszkolak a szefowie służb i podległe im instytucje, sprawni i skuteczni jak pistolety na wodę. Słowem syfa się nie leczy ale pudruje i perfumuje. I to właśnie jest źródłem trafnie opisanego przez Sienkiewicza „teoretycznego istnienia” państwa. Z rozbawieniem słucham jak Morozowski każdemu, kto owo stwierdzenie przywoła, sugeruje czy wręcz nakazuje, by „nie wyjmował wypowiedzi z kontekstu” i cytował też zdanie następne. W którym Sienkiewicz pięknie opisuje, na czym owo „nieistnienie” polega. Nie wiem czy Morozowski sam nie pojmuje wypowiedzi Sienkiewicza czy też liczy, że taką zagrywką także przyczyni się do pudrowania, bo co głupszy konsument bogatej oferty jego pracodawcy zwyczajnie nie załapie i się pogubi. Funkcjonowanie instytucji państwowych, jakby każda z nich działała na bezludnej wyspie nie jest, panie Morozowski, ani w tej ani w podobnych sytuacjach żadnym wyjaśnieniem a raczej oskarżeniem.

Największe problemy państwa, które zafundowała nam ta ekipa, opierają się właśnie na tym, że instytucje nie działają jak należy i nikt z tego nie wyciąga wniosków ani, tym bardziej, konsekwencji.
Dla wielu jest oczywiste, że ta ekipa udowodniła, iż nie panuje nad podstawowymi funkcjami mechanizmu, zwanego państwem, już 10 kwietnia 2010 r. Ogłoszenie, że „państwo zdało egzamin” było oczywistą kpiną. No chyba że, jak swego czasu już pisałem, zadaniem państwa, wykonanym perfekcyjnie zdaniem Bronisława Komorowskiego, była eksterminacja swej elity władzy.

Pozostawienie tamtego dramatu bez konsekwencji odbija się nam właśnie potężną zgagą czy tam czkawką nie do opanowania. Choć obecnie nikt nam nie wyeliminował fizycznie żadnego przedstawiciela „elity”, trudno zaprzeczyć, że dość skutecznie „odstrzelono” politycznie kilka gorących nazwisk. I nie jest wykluczone, że „ostrzał” już ustał. Trudno też zaprzeczyć, że, tak jak i w 2010 r., mamy do czynienia z dowodem na całkowita bezbronność naszego państwa wobec najpoważniejszych zagrożeń i ewentualnych ataków. Jeśli ktoś sądzi, że te same ciołki, które nie zapobiegły powstaniu najbardziej imponującej dyskografii w historii fonografii, będą w stanie zapobiec czemuś poważniejszemu, jest zwyczajnie głupi. Mówiąc bardzo, ale to bardzo delikatnie. I to może być niestety ten tytułowy "trzeci raz". Nie ma szans, by sobie poradzili z prawdziwymi „bad boys”, skoro nie poradzili sobie z „mafią kelnerów”. Nawet jeśli wspierała ją „mafia węglowa”.

Drugim czynnikiem, który ów „trzeci raz” nie tylko uprawdopodabnia ale wręcz czyni nieuniknionym, jest reakcja zwolenników a właściwie wyznawców obecnej władzy.

Tu warto odnieść się w ogóle do modelu zachowań obywateli, które zmieniają ich z mniej lub bardziej świadomych wyborców w fanatyków. Jest z nimi tak, jak z hipotetycznymi klientami dwóch spożywczych dyskontów. Powiedzmy „Pindla” i „Stonki”. Naturalnym jest, czy powinno być,  że klient powinien takie instytucje traktować utylitarnie i odnosić się w swych ocenach wyłącznie do proponowanej przez nie oferty. Tak samo jak wyborcy powinni traktować ugrupowania jako dostarczyciela pewniej oferty. I teraz wyobraźmy sobie, że w sprzedawanej w „Pindlu” mące znaleziono całkiem niemało azbestu. Efektem powinno być oczywiście zamknięcie sieci z uwagi na stuprocentowy odpływ klienteli. Niestety, nasi klienci „Pindla” masowo zapewniać będą że ten azbest to absolutnie nic. Bo łatwiej będzie im go żreć niż przyznać się, że kiedyś, gdy wybierali ten dyskont, popełnili życiowy błąd. Ale, by nie było zbyt łatwo, niewiele lepsi okażą się klienci „Stonki”. Oni z miejsca wyrażą szczerą radość, że u nich w dyskoncie w mące azbestu jest o połowę mniej. I ostentacyjnie następnego dnia popędza po tą mniej zaazbestowaną mąkę, wykupując ja do ostatniej paczuszki. Tak samo zresztą jak klienci „Pindla”.

Wracając zaś do wpływu wyznawców na stan państwa i jego bezpieczeństwo, trudno dyskutować z poglądem, że Tusk zareagował, jak zareagował, gdyż miał świadomość, że taka właśnie reakcja szczególnie spodoba się jego wyborcom i jest przez nich najbardziej oczekiwana. Jako potwierdzenie, ze w swych wyborach się nie mylą. Że nie będą oni zwracać uwagi na to, że na czele naszych służb dalej stoją goście, który nie umieją sprawić, że nasza „elita” może sobie bezkarnie wygadywać różne idiotyzmy, przegryzając je ośmiorniczką. Że ich uwaga skupi się głównie albo jedynie na zdolności Premiera do „ogrywania”. Oczywiście są zbyt głupi na to, by do nich dotarło, że najskuteczniej ograni przez Premiera zostali oni. Ci, którzy najszybciej wyzbyli się wątpliwości w ocenie działań państwa, które „istnieje tylko teoretycznie”. Nie mam na myśli oczywiście Żakowskiego, Paradowskiej, Wołka i Szostkiewicza bo im chociaż za ich głupoty płacą.

Wracając zaś do tytułowej „sztuki rządzenia”, która kolejny raz może skończyć się źle albo tragicznie, chciałoby się, by zadziałało to w sposób maksymalnie sprawiedliwy. Tak, by, jak już, dupy pourywało tylko tym, co znajdują tę czystą, by nie rzec perwersyjną przyjemność w byciu po mistrzowsku ogrywanymi  przez Premiera. Niestety, tak to nie działa. I najpewniej w takiej sytuacji oberwą i ci, albo zwłaszcza ci, którzy dziś mówią dość „państwu działającemu tylko teoretycznie” i tym, którzy za te teorię odpowiadają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz