Tytułowe „do trzech razy sztuka” to wróżba
dość przerażająca. Narzucająca się jednak nieodparcie, jeśli wziąć pod uwagę
dwa czynniki, które dominują (niestety) w ocenie wyciszanej właśnie „afery taśmowej”.
Pierwszym czynnikiem jest niezdolność czy też niechęć władzy, by z
megakompromitacji wyciągnąć takie wnioski, które najlepiej skutkują w takich
sytuacjach. Czyli do spowodowania porządnego trzęsienia ziemi wszędzie tam,
gdzie jego skutki są nie tyle potrzebne ale wręcz konieczne. Tak zwana „filozofia
władzy” obecnej ekipy całkowicie tłumaczy taką, nazwijmy ją na wyrost, „strategię
działania” bo nie od dziś wiadomo, że dla obecnej ekipy najważniejszym jest,
jak wszystko wygląda z zewnątrz. Z zewnątrz źle by wyglądało przyznanie, że
któryś z ministrów jest odpowiedzialny jak przedszkolak a szefowie służb i
podległe im instytucje, sprawni i skuteczni jak pistolety na wodę. Słowem syfa
się nie leczy ale pudruje i perfumuje. I to właśnie jest źródłem trafnie
opisanego przez Sienkiewicza „teoretycznego istnienia” państwa. Z rozbawieniem
słucham jak Morozowski każdemu, kto owo stwierdzenie przywoła, sugeruje czy
wręcz nakazuje, by „nie wyjmował wypowiedzi z kontekstu” i cytował też zdanie
następne. W którym Sienkiewicz pięknie opisuje, na czym owo „nieistnienie”
polega. Nie wiem czy Morozowski sam nie pojmuje wypowiedzi Sienkiewicza czy też
liczy, że taką zagrywką także przyczyni się do pudrowania, bo co głupszy
konsument bogatej oferty jego pracodawcy zwyczajnie nie załapie i się pogubi. Funkcjonowanie
instytucji państwowych, jakby każda z nich działała na bezludnej wyspie nie
jest, panie Morozowski, ani w tej ani w podobnych sytuacjach żadnym
wyjaśnieniem a raczej oskarżeniem.
Największe problemy państwa, które zafundowała
nam ta ekipa, opierają się właśnie na tym, że instytucje nie działają jak należy
i nikt z tego nie wyciąga wniosków ani, tym bardziej, konsekwencji.
Dla wielu jest oczywiste, że ta ekipa
udowodniła, iż nie panuje nad podstawowymi funkcjami mechanizmu, zwanego państwem,
już 10 kwietnia 2010 r. Ogłoszenie, że „państwo zdało egzamin” było oczywistą
kpiną. No chyba że, jak swego czasu już pisałem, zadaniem państwa, wykonanym
perfekcyjnie zdaniem Bronisława Komorowskiego, była eksterminacja swej elity
władzy.
Pozostawienie tamtego dramatu bez
konsekwencji odbija się nam właśnie potężną zgagą czy tam czkawką nie do
opanowania. Choć obecnie nikt nam nie wyeliminował fizycznie żadnego
przedstawiciela „elity”, trudno zaprzeczyć, że dość skutecznie „odstrzelono”
politycznie kilka gorących nazwisk. I nie jest wykluczone, że „ostrzał” już
ustał. Trudno też zaprzeczyć, że, tak jak i w 2010 r., mamy do czynienia z
dowodem na całkowita bezbronność naszego państwa wobec najpoważniejszych
zagrożeń i ewentualnych ataków. Jeśli ktoś sądzi, że te same ciołki, które nie zapobiegły
powstaniu najbardziej imponującej dyskografii w historii fonografii, będą w
stanie zapobiec czemuś poważniejszemu, jest zwyczajnie głupi. Mówiąc bardzo,
ale to bardzo delikatnie. I to może być niestety ten tytułowy "trzeci raz".
Nie ma szans, by sobie poradzili z prawdziwymi „bad boys”, skoro nie poradzili
sobie z „mafią kelnerów”. Nawet jeśli wspierała ją „mafia węglowa”.
Drugim czynnikiem, który ów „trzeci
raz” nie tylko uprawdopodabnia ale wręcz czyni nieuniknionym, jest reakcja zwolenników
a właściwie wyznawców obecnej władzy.
Tu warto odnieść się w ogóle do
modelu zachowań obywateli, które zmieniają ich z mniej lub bardziej świadomych
wyborców w fanatyków. Jest z nimi tak, jak z hipotetycznymi klientami dwóch spożywczych
dyskontów. Powiedzmy „Pindla” i „Stonki”. Naturalnym jest, czy powinno być, że klient powinien takie instytucje traktować
utylitarnie i odnosić się w swych ocenach wyłącznie do proponowanej przez nie
oferty. Tak samo jak wyborcy powinni traktować ugrupowania jako dostarczyciela
pewniej oferty. I teraz wyobraźmy sobie, że w sprzedawanej w „Pindlu” mące
znaleziono całkiem niemało azbestu. Efektem powinno być oczywiście zamknięcie
sieci z uwagi na stuprocentowy odpływ klienteli. Niestety, nasi klienci „Pindla”
masowo zapewniać będą że ten azbest to absolutnie nic. Bo łatwiej będzie im go
żreć niż przyznać się, że kiedyś, gdy wybierali ten dyskont, popełnili życiowy
błąd. Ale, by nie było zbyt łatwo, niewiele lepsi okażą się klienci „Stonki”.
Oni z miejsca wyrażą szczerą radość, że u nich w dyskoncie w mące azbestu jest
o połowę mniej. I ostentacyjnie następnego dnia popędza po tą mniej zaazbestowaną
mąkę, wykupując ja do ostatniej paczuszki. Tak samo zresztą jak klienci „Pindla”.
Wracając zaś do wpływu wyznawców na
stan państwa i jego bezpieczeństwo, trudno dyskutować z poglądem, że Tusk
zareagował, jak zareagował, gdyż miał świadomość, że taka właśnie reakcja
szczególnie spodoba się jego wyborcom i jest przez nich najbardziej oczekiwana.
Jako potwierdzenie, ze w swych wyborach się nie mylą. Że nie będą oni zwracać
uwagi na to, że na czele naszych służb dalej stoją goście, który nie umieją
sprawić, że nasza „elita” może sobie bezkarnie wygadywać różne idiotyzmy,
przegryzając je ośmiorniczką. Że ich uwaga skupi się głównie albo jedynie na
zdolności Premiera do „ogrywania”. Oczywiście są zbyt głupi na to, by do nich dotarło,
że najskuteczniej ograni przez Premiera zostali oni. Ci, którzy najszybciej wyzbyli
się wątpliwości w ocenie działań państwa, które „istnieje tylko teoretycznie”.
Nie mam na myśli oczywiście Żakowskiego, Paradowskiej, Wołka i Szostkiewicza bo
im chociaż za ich głupoty płacą.
Wracając zaś do tytułowej „sztuki
rządzenia”, która kolejny raz może skończyć się źle albo tragicznie, chciałoby
się, by zadziałało to w sposób maksymalnie sprawiedliwy. Tak, by, jak już, dupy
pourywało tylko tym, co znajdują tę czystą, by nie rzec perwersyjną przyjemność
w byciu po mistrzowsku ogrywanymi przez
Premiera. Niestety, tak to nie działa. I najpewniej w takiej sytuacji oberwą i ci,
albo zwłaszcza ci, którzy dziś mówią dość „państwu działającemu tylko
teoretycznie” i tym, którzy za te teorię odpowiadają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz