Historia (tak ją na razie nazwę) z
taśmami, w której kluczowym zdaniem jest stwierdzenie konstytucyjnego ministra,
że „Państwo polskie istnieje teoretycznie,
praktycznie nie istnieje” ma oczywiście trzy poziomy, które dowodzą że zdanie pana
Sienkiewicza to żadne tam „ch*** du** i kamieni kupa” a jak najoczywistsza,
przerażająca prawda.
Pierwszy poziom to ocena państwa,
której dokonuje jeden z najistotniejszych jego elementów. Człowiek, który
odpowiada nie tylko za to, by państwo nie było fikcją ale by było „silne zwarte
i gotowe”. Stwierdził jasno, że nie jest. Komu jak komu ale jemu można wierzyć.
Szczególnie jeśli nie ma świadomości, że ktokolwiek pozna tę jego opinię, więc
nie musi (miał prawo tak sądzić) przejmować się konsekwencjami swej szczerości.
To, że nie miał świadomości, iz
powinien się liczyć ze słowami i gryźć w język, przenosi nas na drugi pozom
rzeczywistości, w której Polska nie istnieje jako państwo a jest tylko
przypadkowym areałem gdzieś w środku Europy. Areałem, który dopiero trzeba
zagospodarować.
Na tym poziomie mamy człowieka, który
odpowiada za nasze bezpieczeństwo a sam nie może spokojnie wtrząchnąć lanczu,
bez ryzyka, że ma pod stołem pluskwę. Czytałem komentarze do durnego komentarza
pana Nałęcza, broniącego Sienkiewicza a właściwie gromiącego nagrywających go.
Są one bardzo złośliwe i bardzo niesprawiedliwe. Z dwóch powodów
niesprawiedliwe. Miał Nałęcz pełne prawo być tak wstrząśnięty całą sytuacją, że
nie kontrolował poziomu głupoty swej wypowiedzi. Mógł też być lekko
rozkojarzony bo równocześnie mógł próbować przypomnieć sobie jakie on sam
idiotyzmy nad michą w ostatnim czasie wygadywał. I zastanawiał się gdzie będzie
je można poczytać. Taka psychoza nie byłaby niczym niezrozumiałym.
Poza tym, oczekując, że Nałęcz będzie
gadał mądrze i z sensem, nie wymagamy zbyt wiele od państwa, które TAK działa
albo, jak twierdzi minister konstytucyjny, nie działa w ogóle?
Wreszcie poziom trzeci to reakcja
Tuska. Ja oczywiście mam nadzieję, że po napisaniu swego „tłitu”, którego
poziom stanowi sporą konkurencję dla wypowiedzi Nałęcza, Tusk nie wstał sprzed
kompa i nie wrócił przed telewizor. Oglądać powtórki bramek. Holandia
rozjechała Hiszpanię więc było co oglądać. Mam szczerą nadzieję, że wobec
ogłoszonego przez konstytucyjnego ministra końca państwa, w tajemnicy rządowy
samolot już dziś przewiózł tegoż państwa premiera do stolicy a rządowa limuzyna
z lotniska do kancelarii. I że właśnie ze sztabem ludzi, a przynajmniej z
Ostachowiczem debatują jak zadziałać, żeby świat nie dowiedział się że w
Warszawie właśnie „Huston, mamy problem”. Ale nawet jeśli tak jest, decyzja by
dać obywatelom odczuć, że się państwo do poniedziałku faktycznie zwinęło, za mądrą
nie może być uznana. W takich sytuacjach, w których tak naprawdę niewiele da
się i niewiele trzeba zrobić, istotna jest jakaś „melba”, pokazówka, która
obywatelami wstrząśnie. Pozytywnie wstrząśnie na zasadzie „ja pier***”,
wypowiedzianego jako spontaniczny zachwyt nad szybkością i mocą reakcji
państwa. Które jest i ma się dobrze. Taka „melba” jak choćby natychmiastowe
wywalenie Sienkiewicza na pysk z rządu. Bo po co Tuskowi ktoś, kto nie widzi że
Polska nie tylko jest ale i ma się dobrze?
Kiedy pisałem o tym, że premier powinien,
i co powinien, przyszła mi do głowy niepokojąca myśl. Czy aby Tusk, skoro
robili to jego najbliżsi współpracownicy, nie jadał w „Sowa i przyjaciele”?
Jeśli jadał, ma pewnie teraz na głowie poważniejsze sprawy niż jakaś tam
Polska.
Ps. Stwierdzenie jednego z nagranych,
ze ostrzegał Tuska przed Amber Gold może już wystarczyć by premier miał kilka
nieprzespanych nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz