środa, 22 maja 2013

Partia Instytucjonalna, skondensowana w Niesiołowskim



Jeśli ktoś twierdzi, że Platforma Obywatelska ma w sobie coś totalitarnego, ma rację. Nie można mówić, że mamy do czynienia z totalitaryzmem bliskim faszyzmowi czy komunizmowi. Nie ta drapieżność albo nie te możliwości. W możliwościach najpewniej właśnie sedno. Bo przez ich brak nawet trudno porównywać PO do politycznego zaplecza Hugo Chaveza w Wenezueli czy dawnej Partii Instytucjonalnej, która na swój sposób zbudowała i reglamentowała przez dziesięciolecia demokrację w Meksyku.

Nie ma możliwości ale intelektualny potencjał jak najbardziej.

Myślę, że większość obserwatorów sceny politycznej, którzy z wyboru czy z konieczności przyglądają się poczynaniom i wypowiedziom Stefana Niesiołowskiego, odbiera je jako przejaw specyficznej osobowości i umysłowości posła Platformy. Oczywiście nie wątpię, że te elementy mają oczywiście swoje znaczenie ale odpowiadają one raczej za to jak pan Niesiołowski wyraża opinie i że je w ogóle upublicznia. Natomiast ich sens to już coś, czego autorstwa doszukiwałbym się nie koniecznie w głowie rzeczonego posła. Mam podejrzenie a może nawet i przekonanie, że to co publicznie werbalizuje Niesiołowski, myśli większość tych polityków PO, którzy na jakimś tam szczeblu liznęli władzy i związanych z nią delicji. Są przekonani, że to się im po prostu należy a każdy, kto taki punkt widzenia kwestionuje, dopuszcza się działania nierozsądnego, oczywistego błędu a może nawet aktu sabotażu.

Ostatnimi czasy Niesiołowski postanowił chyba odgrywać pewną scenę, którą przynajmniej ja kojarzę z poprzednia epoką. W „Dreszczach” Marczewskiego, dziejących się w okolicach października 1956 r. u zatwardziałej komunistki, będącej wychowawczynią na obozie „czerwonego harcerstwa” pojawia się jej chłopak („narzeczeni” wtedy byli chyba bardzo niemodni) z nowinami o tym co już się stało i co się dzieje. Gdy aktywistka nie wierzy, przybysz pokazuje jej stronę z jakiegoś organu prasowego (wtedy prasa chyba wyłącznie składała się z „organów prasowych”) gdzie wydrukowano potwierdzenie jego słow. „Prasa zdradziła!” – komentuje kobieta.

„Prasa zdradziła!” wykrzykuje Niesiołowski i grzmi na media, które śmią wyrażać „radość z powodu sukcesów PiS” i wskazuje o czym należałoby pisać.

Jeśli prześledzić reakcje kolegów Niesiołowskiego z partii i (o dziwo) z rządu, widać, że choć może nie tak ekspresyjnie, zdają się podzielać jego wizję, z której wynika, że w Polsce wszystko jest jak najbardziej „wporzo” tylko pismaki niepotrzebnie i nadmiernie wszystko rozdmuchują. Gronkiewicz – Waltz sugeruje, że tunel zatkano gazetą, Nowak twierdzi, że gazetą chcą go wykończyć a Piechociński syczy na media nie wiedzieć czemu. Wszak jego partii nic nie grozi. Już dawno spluta ona i medialnie od najgorszych stokroć wyzwana.

 Ów „niebywały atak na PO”, sugerujący tak nawiasem, że w tej partii nie rozumieją znaczenia słowa „niebywały” i powinni się chyba w tej sprawie zgłosić po wyjaśnienia do Kaczyńskiego, świadczy, ze wedle PO, PO krytyce nie podlega. I aż się chce przypomnieć, że dokładnie tak to było już kiedyś. Tyle, że wtedy była Mysia i nikt, jak teraz Niesiołowski, nie musiał co jakiś czas znajdować się na granicy stanu, w którym go szlag może trafić śmiertelnie.  A tego byśmy chyba nie chcieli. Jedni bo świata bez „Pana Stefana” wyobrazić by pewnie sobie nie mogli a drudzy profilaktycznie. Bo dobrze jest wiedzieć co tak naprawdę przeciwnikowi w duszy gra. Teraz gra najpewniej, że „władzy raz zdobytej nie oddamy” i złość na tę „prasę”, że pojąc nie może, iż się to zwyczajnie paniom i panom z PO należy. Jak niegdyś ubekom i innym komuchom szynka w sklepach „za żółtymi firankami”. A jak kto ma inne zdanie to go taki pan Stefan fachowo spluje, co i tak jest wielkim postępem od czasów owych sklepów, gdy za takie coś wywalano z pracy albo i oddawano w łapy „nieznanych sprawców”.
Ktoś powie, że ja tu o Niesiołowskim gdy popis daje Pawłowicz. Ano daje i zaprzeczać nie ma co. Tylko co ma ze sobą wspólnego mentalność Platformy, Niesiołowski i Pawłowicz. Ano ma i to dużo. Niestety może być tak, że jak ja teraz dokonania posła-entomologa przypisuję wszystkim w jego partii, tak wyskoki oczywistej szkodnicy Pawłowicz przełożą się na ocenę całej jej partii. Przecież zresztą tak już się dzieje. I uniżenie proszę tych, co mi tu gotowi tłumaczyć, że ma ona rację, by sobie odpuścili. Może i gdzieś tam ma (a ręki za to nie dam sobie uciąć) ale mogłaby ją artykułować w sposób, który nie przypomina tak bardzo jej kolegi z konkurencyjnej partii i paru gości w fazie „drugiego piwka”, których zwykłem widywać na swojej ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz