Jeśli ktoś twierdzi, że Platforma Obywatelska ma w sobie coś
totalitarnego, ma rację. Nie można mówić, że mamy do czynienia z totalitaryzmem
bliskim faszyzmowi czy komunizmowi. Nie ta drapieżność albo nie te możliwości.
W możliwościach najpewniej właśnie sedno. Bo przez ich brak nawet trudno
porównywać PO do politycznego zaplecza Hugo Chaveza w Wenezueli czy dawnej
Partii Instytucjonalnej, która na swój sposób zbudowała i reglamentowała przez dziesięciolecia
demokrację w Meksyku.
Nie ma możliwości ale intelektualny potencjał jak najbardziej.
Myślę, że większość obserwatorów sceny politycznej, którzy z
wyboru czy z konieczności przyglądają się poczynaniom i wypowiedziom Stefana
Niesiołowskiego, odbiera je jako przejaw specyficznej osobowości i umysłowości
posła Platformy. Oczywiście nie wątpię, że te elementy mają oczywiście swoje
znaczenie ale odpowiadają one raczej za to jak pan Niesiołowski wyraża opinie i
że je w ogóle upublicznia. Natomiast ich sens to już coś, czego autorstwa
doszukiwałbym się nie koniecznie w głowie rzeczonego posła. Mam podejrzenie a
może nawet i przekonanie, że to co publicznie werbalizuje Niesiołowski, myśli
większość tych polityków PO, którzy na jakimś tam szczeblu liznęli władzy i
związanych z nią delicji. Są przekonani, że to się im po prostu należy a każdy,
kto taki punkt widzenia kwestionuje, dopuszcza się działania nierozsądnego,
oczywistego błędu a może nawet aktu sabotażu.
Ostatnimi czasy Niesiołowski postanowił chyba odgrywać pewną
scenę, którą przynajmniej ja kojarzę z poprzednia epoką. W „Dreszczach”
Marczewskiego, dziejących się w okolicach października 1956 r. u zatwardziałej
komunistki, będącej wychowawczynią na obozie „czerwonego harcerstwa” pojawia
się jej chłopak („narzeczeni” wtedy byli chyba bardzo niemodni) z nowinami o
tym co już się stało i co się dzieje. Gdy aktywistka nie wierzy, przybysz
pokazuje jej stronę z jakiegoś organu prasowego (wtedy prasa chyba wyłącznie
składała się z „organów prasowych”) gdzie wydrukowano potwierdzenie jego słow.
„Prasa zdradziła!” – komentuje kobieta.
„Prasa zdradziła!” wykrzykuje Niesiołowski i grzmi na media, które
śmią wyrażać „radość z powodu sukcesów PiS” i wskazuje o czym należałoby pisać.
Jeśli prześledzić reakcje kolegów Niesiołowskiego z partii i (o
dziwo) z rządu, widać, że choć może nie tak ekspresyjnie, zdają się podzielać
jego wizję, z której wynika, że w Polsce wszystko jest jak najbardziej „wporzo”
tylko pismaki niepotrzebnie i nadmiernie wszystko rozdmuchują. Gronkiewicz –
Waltz sugeruje, że tunel zatkano gazetą, Nowak twierdzi, że gazetą chcą go
wykończyć a Piechociński syczy na media nie wiedzieć czemu. Wszak jego partii nic nie
grozi. Już dawno spluta ona i medialnie od najgorszych stokroć wyzwana.
Ów „niebywały atak na PO”,
sugerujący tak nawiasem, że w tej partii nie rozumieją znaczenia słowa
„niebywały” i powinni się chyba w tej sprawie zgłosić po wyjaśnienia do
Kaczyńskiego, świadczy, ze wedle PO, PO krytyce nie podlega. I aż się chce przypomnieć,
że dokładnie tak to było już kiedyś. Tyle, że wtedy była Mysia i nikt, jak
teraz Niesiołowski, nie musiał co jakiś czas znajdować się na granicy stanu, w
którym go szlag może trafić śmiertelnie. A tego byśmy chyba nie chcieli. Jedni bo
świata bez „Pana Stefana” wyobrazić by pewnie sobie nie mogli a drudzy
profilaktycznie. Bo dobrze jest wiedzieć co tak naprawdę przeciwnikowi w duszy
gra. Teraz gra najpewniej, że „władzy raz zdobytej nie oddamy” i złość na tę
„prasę”, że pojąc nie może, iż się to zwyczajnie paniom i panom z PO należy.
Jak niegdyś ubekom i innym komuchom szynka w sklepach „za żółtymi firankami”. A
jak kto ma inne zdanie to go taki pan Stefan fachowo spluje, co i tak jest
wielkim postępem od czasów owych sklepów, gdy za takie coś wywalano z pracy
albo i oddawano w łapy „nieznanych sprawców”.
Ktoś powie, że ja tu o Niesiołowskim gdy popis daje Pawłowicz. Ano
daje i zaprzeczać nie ma co. Tylko co ma ze sobą wspólnego mentalność
Platformy, Niesiołowski i Pawłowicz. Ano ma i to dużo. Niestety może być tak,
że jak ja teraz dokonania posła-entomologa przypisuję wszystkim w jego partii,
tak wyskoki oczywistej szkodnicy Pawłowicz przełożą się na ocenę całej jej
partii. Przecież zresztą tak już się dzieje. I uniżenie proszę tych, co mi tu
gotowi tłumaczyć, że ma ona rację, by sobie odpuścili. Może i gdzieś tam ma (a
ręki za to nie dam sobie uciąć) ale mogłaby ją artykułować w sposób, który nie
przypomina tak bardzo jej kolegi z konkurencyjnej partii i paru gości w fazie „drugiego
piwka”, których zwykłem widywać na swojej ulicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz