niedziela, 5 maja 2013

Jak biskupi stworzyli łapówkarza



Gdyby zdarzyło się, że znałbym jakiegoś zbrodniarza czy choćby przestępcę i gdybym wiedział, że w przerwie między swymi grzesznymi postępkami miał w zwyczaju czytać „Gazetę Wyborczą”, czy miałbym prawo sugerować, że to z winy wspomnianej gazety ów ktoś jest tym, kim jest? Teoretycznie bym miał, bo taką wolność teraz mamy, ale najpewniej do akcji by zaraz wkroczył niestrudzony mecenas Rogowski i szybko ta wolność, której w innych sprawach „Wyborcza” jest gorącą orędowniczką, wyszłaby mi bokiem. Poza tym sam bym siebie uznał za idiotę.
Czemu zatem w ogóle taka myśl przyszła mi do głowy? A za sprawą „Wyborczej” właśnie, która to, czego wobec siebie najpewniej by nie pozwoliła, robi wobec innych. Publikując wywiad z szefem ludowców na Podkarpaciu posłem PSL Janem Burym (zatytułowany „Marszałek z zarzutami”*) tak zwaną zajawkę na swej stronie w sieci opatrzyła dość znamiennym tytułem „Może władza uderzyła mu do głowy? Może te obiady z biskupami? A może poczuł się bezkarny?”
Oczywiście nie jest tak, że to wyżej narodziło się w głowach ekipy z Czerskiej. To tylko twórcze wykorzystanie fragmentu wypowiedzi pana Burego, który zdobył się na wyjątkowo błyskotliwą analizę przyczyn upadku PeeSeLowskiego marszałka województwa podkarpackiego, Mirosława Karapyty.
W zasadzie Burego trudno nawet zbytnio potępiać. Występował przecież niejako we własnej sprawie gdyż osobiście miał być akuszerem wyniesienia Karapyty, dzięki któremu tamten mógł zrobić, co zrobił i trafić na czołówki mediów. Miał więc zastanawiać się ile w tym jego winy? Samobiczować się za to, że załatwił taki możliwości komuś o tak lepkich rękach i tak marnej naturze? Jasne, że wolał tę winę zrzucić na biskupów. Chyba każdy na jego miejscu tak by wolał.
Jednak „Wyborcza” Karapyty nie promowała. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zatem podobnego interesu w tym, by ciskać winę tam, gdzie trudno się jej doszukiwać, nie jest jak Bury, mający problem ze swoją winą. Ma więc gazeta z Czerskiej interes nieco inny. I nawet szkoda go komentować. W opublikowanym tekście wątek biskupów, psujących marszałka powtarza się kilka razy. W efekcie trudno oprzeć się pokusie by odebrać to jako dość fantastyczną sugestię tego, że Karapycie owi biskupi coś w jedzeniu podawali, po czym z przyzwoitego i jakże szeroko wykształconego ludowca stał się łasym na wszelakie pokusy lokalnym satrapą.
Ta, jak na wspomnianą gazetę wcale nie najgrubsza, manipulacja świadczy najbardziej o tym, co sądzi ona o swoich czytelnikach. Musi naprawdę mało cenić ich kompetencje intelektualne i zdolność krytycznego podejścia do czytanych treści. Z kimś takim faktycznie tego typu numery świetnie wychodzą. Jeśli prześledzić komentarze pod tekstem, najwięcej tam takich, które odnoszą się do tego bez wątpienia najmniej istotnego wątku wyczynów „ludowego” marszałka.
„jak on z biskupami się zadawał to wszystko jasne”
„Może te obiady u biskupów? Może poczuł się bezkarny? – zastanawia się Bury. Bury oficjalnie informuje, kto rządzi w tym kraju..”
„Należy dwa razy pomyśleć, zanim się wybierze religijnego marszałka”**
Ów brak wątpliwości co do intelektualnych kompetencji swych czytelników można zresztą znaleźć w „Wyborczej” znacznie częściej. Dziś redakcja chwali się opiniami internautów na temat nieznanego im jeszcze tekstu wywiadu z byłym agentem CBA, Tomaszem Kaczmarkiem, który tygodnik „W Sieci” opublikuje dopiero jutro.*** Jeśli ktoś zastanawia się jak można oceniać tekst, którego się nie czytało informuję, że opinii zasięgano w oparciu o… zdjęcie „Agenta Tomka” i jedno zdanie z tekstu. Autor materiału z „Wyborczej” wybrał sobie najpewniej kilka komentarzy, oczywiście tych pasujących do jego tezy, z dyskusji pod zapowiedzią najnowszego tygodnika z forum „W Polityce” gdzie odbywa się normalna dla takich miejsc, sieciowa „nawalanka”. Co świadczy zresztą również o intelektualnych kwalifikacjach autora materiału (Jacek Kowalski) oraz tego, kto coś takiego zaaprobował do publikacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz