Kiedy
przeczytałem, że Anna Grodzka do spółki z posłem Biedroniem uznali za
niedopuszczalne, że w szkolnych podręcznikach nie ma nic o gejach i lesbijkach
i teraz domagają się rewizji ich treści, pomyślałem co będzie z tym dalej i
czym się to wreszcie skończy. Skończy się pewnie, jak w tytule, że ktoś
oświadczy, iż mamy geja w godle a wszyscy spuszczą uszy po sobie i słowa nie powiedzą.
Po drodze zaś pewnie zlikwiduje się przedsiębiorstwa nie widzące potrzeby
uzupełnienia swych zarządów i rad nadzorczych o osoby „inaczej zorientowane” a
może też zamknie się knajpy, które w kartach dań nie będą miały żadnego geja w
potrawce czy choćby w sosie własnym.
Wedle
kolejnego z żywotnie zainteresowanych wspomnianą wyżej zmianą, działacza LGBT
Krystiana Legierskiego stan obecny świadczy, że „Polski system edukacji w tej
kwestii nie zakłada przedstawiania młodym Polakom informacji opartych na nauce”.*
I aż się prosi o kpinę, że widać nie jest aż tak istotnym osiągnięciem nauki,
by o nim uczyć w szkole dzieci. Taki Frankenstein to co innego…
Mamy
akurat okres egzaminów przeróżnych, które są bardzo surowym sprawdzianem
skuteczności naszego systemu edukacji, I może przez to, że rok po roku wypada
to dość blado, można zaryzykować twierdzenie, iż jest dziesiątki albo i setki
spraw i rzeczy istotniejszych niż geje i lesbijki, o których nasza szkolna
młódź nie wie choć powinna.
Co
zaś się tyczy owych gejów i lesbijek, twierdzić dziś, że gdzieś ich nie ma to
już zwyczajne nadużycie. Dzięki ludziom w rodzaju Biedronia, Legierskiego czy
Grodzkiej wyłażą zewsząd i wszędzie się próbują pakować. I w tym właśnie problem.
Choć pewnie jeszcze nie mają pojęcia, także i ich.
Jestem
przekonany, że spokojnie i w zgodzę ze światem i ludźmi można przeżyć całe
życie nie mając pojęcia o istnieniu gejów i każdej innej orientacji. Są na
świecie ludy, które nie tylko nie mają w podręcznikach szkolnych nic o gejach,
ale nie mają w ogóle podręczników ani żadnych szkół. I radzą sobie na tyle
dobrze, że jeszcze z powierzchni ziemi nie zniknęli. Myślę też, że nikogo nie
ciągnie w „odmienne” rejony z tego powodu, że może sobie przeczytać o tym w
podręczniku.
Mam
niejakie doświadczenia z edukacją. I to z obu stron tego systemu. Wiem więc
jaki skutek miewają próby narzucania pewnych twierdzeń czy poglądów, pożądanych
z jakichś tam, choćby i najszlachetniejszych powodów. Z dzieciństwa pamiętam „miesiąc
przyjaźni polsko – radzieckiej” do którego po cichu dodawało się pamiętne „i
ani dnia dłużej”. Już w obecnej rzeczywistości zaserwowano szkołom pomysł
integracji uczniów niepełnosprawnych ze zdrowymi. I choć sam pomysł jest
świetny, pamiętam, że błyskawicznie wśród uczniów modna stała się obelga „ty
Downie” a jedna, wcale nie głupia uczennica, komentując problemy jednego kolegi
ze składną odpowiedzią objaśniła mnie „Pan rozumie, integracja…”
Zatem
wprowadzając szkolny obowiązek obcowania dzieci z gejami i lesbijkami można
raczej spodziewać się tego, że da się dzieciarni kolejnych kilka powodów do „beki”,
bo tak to najczęściej działa.
Może
się więc okazać, i wcale się z tego cieszyć się nie będę, że zostaniemy z
godłem, które dziatwa mieć będzie za pedała. I nic na to nie poradzimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz