Nie należę do szczególnie zaciekłych przeciwników uczonego lewaka,
prof. Jana Hartmana, którym trudno zgodzić się choćby z faktem jego istnienia,
ale miałbym kosmiczny problem, gdyby przyszło mi wskazać kiedy w jakiejkolwiek
sprawie podzielałem jego opinie. Jednakże w jakiejś mierze zgadzam się z jego ostatnio
upublicznionym zdaniem odnośnie stanu polskiej nauki.* To moje „w jakiejś
mierze” jest tu bardzo istotne. Bo nie podzielam jego wizji w całości, ba, uważam,
że mocno zafałszował ją błądząc gdzieś po Gorzowach i innej prowincji zamiast
zająć się „renomowanymi” uczelniami, terroryzowanymi i kompromitowanymi zarazem
przez zaangażowanych politycznie durniów reprezentujących „nauki społeczne” z
nieszczęsnymi gender studies na czele. Ale te jego „barany” po części są słuszne.
Tyle, że nie ograniczyłbym owego stada jedynie do studentów. Myślę, że
przedstawicieli tego gatunku dałoby się znaleźć wielu również wśród person,
także tych bardzo znanych, tytułujących się stopniami naukowymi.
Do zgody z Hartmanem, oczywiście całkiem bezwiednie i zapewne
wbrew własnym intencjom, zachęciła mnie pani Joanna Senyszyn swą wypowiedzią na
temat umieszczenia na wystawie zniszczonego w smoleńskiej tragedii munduru
ówczesnego dowódcy Marynarki Wojennej, admirała Andrzeja Karwety. Zdaniem pani Senyszyn
wystawiać munduru nie powinno się gdyż stanowi to „manifestację polityczną”.**
I, co ciekawe, „stanowi to” ową manifestację samoistnie gdyż sama autorka tej
opinii przyznaje, że owej manifestacji organizatorzy wystawy dopuścili się
niejako wbrew swoim intencjom.
Miałem może nawet prze moment ochotę zapytać pani Senyszyn na czym
polega owa „manifestacja polityczna” autorstwa ludzi, którzy takiego zamiaru
nie mieli a opierająca się na upamiętnieniu osoby, którego nazwisko raczej nie
pojawi się w kontekście sporu o Smoleńsk. Tyle, że sam wiem, iż na takie
pytanie nie tylko pani Senyszyn ale nikt nie potrafiłby sensownie odpowiedzieć.
Nie mam jednak wątpliwości, że coś jednak zapytana, pani Senyszyn by mi
odpowiedziała. Oczywiście w stylu, w jakim kiedyś czy to Korwinowi-Mikke czy
Michalkiewiczowi odpowiedziano na jakże sensowne pytanie czemuż to
przypominanie, że Trocki naprawdę nazywał się Bronstein jest przejawem antysemityzmu.
Odpowiedź brzmiała, że jeśli ów tego sam nie rozumie, znaczy, że jest idiotą.
Pewnie też bym usłyszał, że jeśli nie pojmuje, czemu wystawienie na okręcie
Marynarki Wojennej pamiątki po tragicznie poległym dowódcy Marynarki Wojennej
ma wymiar polityczny, znaczy idiota ze mnie.
Oczywiście nie ma zamiaru przyjmować tego rodzaju optyki ani
argumentacji. Reakcja pani Senyszyn świadczy natomiast w mojej opinii na rzecz
przytoczonego na wstępie krytycznego obrazu polskiej nauki. Oto osoba,
tytułująca się stosownym stopniem i będąca czynnym nauczycielem akademickim
popisuje się tak prymitywnym schematem myślenia, który pewnie nie przyszedłby
do głowy nawet przywoływanym przez Hartmana „baranom” z Gorzowa. Gdyby któryś z
nich znalazł się na ORP „Błyskawica” i stanął przed gablotą z resztkami munduru
admirała Karwety pewnie w głowie nie postałaby mu nawet durna kalka myślowa
Smoleńsk = polityczna manifestacja. Do takich reakcji trzeba być panią
Senyszyn.
Swoją drogą ciekawe, czy, idąc tropem finezji myślenia owej pani, przyjęłaby
ona argumentacji wskazującej, że publiczna prezentacja Joanny Senyszyn
gdziekolwiek powinna być absolutnie zabroniona. Trudno zaprzeczyć, że w samej
pani Senyszyn i w tym co mówi i robi jest po tysiąckroć więcej polityki niż w
tej niekompletnej kurtce mundurowej, która tak nią wstrząsnęła. Zatem wszystko,
co robi Senyszyn ma znamiona manifestacji politycznej i jako takie jest niewłaściwe.
Gdziekolwiek. Mylę, że z tak postawionym problemem zgodzą się nawet największe
barany, stadnie przemierzające korytarze naszych uczelni. Bez względu na
posiadane tytuły naukowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz