niedziela, 12 maja 2013

Nauki polityczne (Hartman, Senyszyn, Smoleńk…)



Nie należę do szczególnie zaciekłych przeciwników uczonego lewaka, prof. Jana Hartmana, którym trudno zgodzić się choćby z faktem jego istnienia, ale miałbym kosmiczny problem, gdyby przyszło mi wskazać kiedy w jakiejkolwiek sprawie podzielałem jego opinie. Jednakże w jakiejś mierze zgadzam się z jego ostatnio upublicznionym zdaniem odnośnie stanu polskiej nauki.* To moje „w jakiejś mierze” jest tu bardzo istotne. Bo nie podzielam jego wizji w całości, ba, uważam, że mocno zafałszował ją błądząc gdzieś po Gorzowach i innej prowincji zamiast zająć się „renomowanymi” uczelniami, terroryzowanymi i kompromitowanymi zarazem przez zaangażowanych politycznie durniów reprezentujących „nauki społeczne” z nieszczęsnymi gender studies na czele. Ale te jego „barany” po części są słuszne. Tyle, że nie ograniczyłbym owego stada jedynie do studentów. Myślę, że przedstawicieli tego gatunku dałoby się znaleźć wielu również wśród person, także tych bardzo znanych, tytułujących się stopniami naukowymi.
Do zgody z Hartmanem, oczywiście całkiem bezwiednie i zapewne wbrew własnym intencjom, zachęciła mnie pani Joanna Senyszyn swą wypowiedzią na temat umieszczenia na wystawie zniszczonego w smoleńskiej tragedii munduru ówczesnego dowódcy Marynarki Wojennej, admirała Andrzeja Karwety. Zdaniem pani Senyszyn wystawiać munduru nie powinno się gdyż stanowi to „manifestację polityczną”.** I, co ciekawe, „stanowi to” ową manifestację samoistnie gdyż sama autorka tej opinii przyznaje, że owej manifestacji organizatorzy wystawy dopuścili się niejako wbrew swoim intencjom.
Miałem może nawet prze moment ochotę zapytać pani Senyszyn na czym polega owa „manifestacja polityczna” autorstwa ludzi, którzy takiego zamiaru nie mieli a opierająca się na upamiętnieniu osoby, którego nazwisko raczej nie pojawi się w kontekście sporu o Smoleńsk. Tyle, że sam wiem, iż na takie pytanie nie tylko pani Senyszyn ale nikt nie potrafiłby sensownie odpowiedzieć. Nie mam jednak wątpliwości, że coś jednak zapytana, pani Senyszyn by mi odpowiedziała. Oczywiście w stylu, w jakim kiedyś czy to Korwinowi-Mikke czy Michalkiewiczowi odpowiedziano na jakże sensowne pytanie czemuż to przypominanie, że Trocki naprawdę nazywał się Bronstein jest przejawem antysemityzmu. Odpowiedź brzmiała, że jeśli ów tego sam nie rozumie, znaczy, że jest idiotą. Pewnie też bym usłyszał, że jeśli nie pojmuje, czemu wystawienie na okręcie Marynarki Wojennej pamiątki po tragicznie poległym dowódcy Marynarki Wojennej ma wymiar polityczny, znaczy idiota ze mnie.
Oczywiście nie ma zamiaru przyjmować tego rodzaju optyki ani argumentacji. Reakcja pani Senyszyn świadczy natomiast w mojej opinii na rzecz przytoczonego na wstępie krytycznego obrazu polskiej nauki. Oto osoba, tytułująca się stosownym stopniem i będąca czynnym nauczycielem akademickim popisuje się tak prymitywnym schematem myślenia, który pewnie nie przyszedłby do głowy nawet przywoływanym przez Hartmana „baranom” z Gorzowa. Gdyby któryś z nich znalazł się na ORP „Błyskawica” i stanął przed gablotą z resztkami munduru admirała Karwety pewnie w głowie nie postałaby mu nawet durna kalka myślowa Smoleńsk = polityczna manifestacja. Do takich reakcji trzeba być panią Senyszyn.
Swoją drogą ciekawe, czy, idąc tropem finezji myślenia owej pani, przyjęłaby ona argumentacji wskazującej, że publiczna prezentacja Joanny Senyszyn gdziekolwiek powinna być absolutnie zabroniona. Trudno zaprzeczyć, że w samej pani Senyszyn i w tym co mówi i robi jest po tysiąckroć więcej polityki niż w tej niekompletnej kurtce mundurowej, która tak nią wstrząsnęła. Zatem wszystko, co robi Senyszyn ma znamiona manifestacji politycznej i jako takie jest niewłaściwe. Gdziekolwiek. Mylę, że z tak postawionym problemem zgodzą się nawet największe barany, stadnie przemierzające korytarze naszych uczelni. Bez względu na posiadane tytuły naukowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz