Wyobraźmy
sobie, że chciałbym się z jakiegoś jednego, dość konkretnego powodu wyrazić się
na temat Adama Michnika, którego tak normalnie nie cierpię, w sposób jak
najbardziej pozytywny albo wręcz entuzjastyczny. Dajmy na to ten mój nielubiany
Adam Michnik idzie sobie nadwiślańskim bulwarem (wiem, w Warszawie nie ma
bulwarów i pewnie nigdy nie będzie) i widzi, jak jego wróg największy,
powiedzmy Kaczyński lub Macierewicz, tonie w odmętach (wiem, że w Wiśle utonąć
chyba się nie da. Jeśli już to w mule). Nie zastanawia się tylko zrzuca
odzienie albo i na to macha ręką i skacze w toń by zaraz na brzeg wyciągnąć topielca.
Jeszcze szybkie usta-usta i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
W
takiej sytuacji napisałbym pewnie entuzjastycznie. Na przykład tak „Nie można powiedzieć, że Michnik to porządny
człowiek. Byłoby to zbyt skromnym, zbyt ostrożnym odniesieniem się do tego, co
zrobił. Bo czymś wielkim jest wznieść się ponad uprzedzenia i zaszłości.
Michnik to po prostu anioł!”
Gdybym
taki tekst napisał i gdybym chciał go upublicznić, bez wątpienia zatytułowałbym
go „Michnik to anioł!”
Gdyby
na moim miejscu była (załóżmy) „Gazeta Wyborcza”, poszłaby inna drogą. Oczywiście
nie w takiej dokładnie sytuacji bo ona by napisała bez wątpienia że Michnik to
IV Osoba Boska cokolwiek by nie zrobił. Zatem gdyby jakaś osoba nielubiana na
Czerskiej, no powiedzmy Lech Kaczyński, postąpiła jak ten mój wymyślony Adam
Michnik, może redakcja napisałaby to co ja, ale, jak mniemam, zatytułowałaby to
„Lech Kaczyński nie jest porządnym człowiekiem”
Po
co zresztą daleko szukać. Przedwczoraj właśnie coś podobnego zrobiła. W tekście,
będącym rozmową z Matthew Bryza, byłym doradcą Prezydenta USA poruszane są
sprawy dotyczące wojny rosyjsko-gruzińskiej z 2008 r. W tym kilka ciekawych
wątków jak ten, w którym amerykański ekspert rozprawia się z głoszonym dotąd
nie bez konkretnej intencji w „Wyborczej” poglądem jakoby zatrzymanie konfliktu
było zasługą Nicolasa Sarkozy.
Dowiadujemy
się o tym nie przypadkiem zresztą bo prowadząca wywiad Agnieszka Filipiak
ruszyła, korzystając z takiej okazji, sprawę, będącą chyba „kaukaskim konikiem”
„Gazety Wyborczej” czyli te czołgi rosyjskie zatrzymane w marszu na gruzińską
stolicę. Te, co to je miał zatrzymać lub nie zatrzymać Lech Kaczyński. W wersji
z Czerskiej nie miał.
Bryza
przyznaje, że nie zatrzymał, ale dodaje, że samo zatrzymanie znaczenie miało niewielkie.
Warunki, jakie ustalił Sarkozy były tak niekorzystne, że Gruzja nie za bardzo
mogła je przyjąć a Rosja była ciągle gotowa, by iść dalej. Tu przytoczę dłuższy
fragment wypowiedzi Bryzy
„Przyleciałem
do Tbilisi dokładnie wtedy, kiedy Rosjanie przebili linie obrony gruzińskiej. Miałem
uspokoić prezydenta Saakaszwilego i przygotować go do zawieszenia broni.
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy wynegocjował w Moskwie straszne porozumienie,
które w zasadzie uprawomocniło rosyjską okupację Gruzji [Paryż miał wtedy
prezydencję w UE]. Saakaszwili nienawidził tego dokumentu. Nigdy nie zapomnę
jego reakcji, kiedy wszedłem do jego biura- był po prostu wściekły. Baliśmy
się, że może odrzucić porozumienie.
Wizyta
prezydentów była kluczowa, bo pomogła uspokoić umysł Saakaszwilego, tak by nie
odrzucał zawieszenia broni ale naciskał na poprawki. To jest to, co naprawdę
powstrzymało wojnę”*
„To
jest to, co naprawdę powstrzymało wojnę” – klaruje pani Agnieszce Filipiak
człowiek, który wtedy był tam na miejscu. Agnieszka Filipiak pewnie dziękuje mu
za wywiad, zbiera później to, co usłyszała do kupy, mniej lub bardziej zgrabnie przelewa
na papier i publikuje pod tytułem „Współpracownik Busha: Lech Kaczyński nie
zatrzymał rosyjskich czołgów w Gruzji”.
I
właśnie z powodu tego stylu dziennikarstwa, który jest tak powszechny w stadku
skupionym pod skrzydłami pana Adama Michnika, sądzę o nim to, co napisałem w
tytule.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz