czwartek, 30 maja 2013

Michnik to nie jest porządny człowiek



Wyobraźmy sobie, że chciałbym się z jakiegoś jednego, dość konkretnego powodu wyrazić się na temat Adama Michnika, którego tak normalnie nie cierpię, w sposób jak najbardziej pozytywny albo wręcz entuzjastyczny. Dajmy na to ten mój nielubiany Adam Michnik idzie sobie nadwiślańskim bulwarem (wiem, w Warszawie nie ma bulwarów i pewnie nigdy nie będzie) i widzi, jak jego wróg największy, powiedzmy Kaczyński lub Macierewicz, tonie w odmętach (wiem, że w Wiśle utonąć chyba się nie da. Jeśli już to w mule). Nie zastanawia się tylko zrzuca odzienie albo i na to macha ręką i skacze w toń by zaraz na brzeg wyciągnąć topielca. Jeszcze szybkie usta-usta i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
W takiej sytuacji napisałbym pewnie entuzjastycznie. Na przykład tak „Nie można powiedzieć, że Michnik to porządny człowiek. Byłoby to zbyt skromnym, zbyt ostrożnym odniesieniem się do tego, co zrobił. Bo czymś wielkim jest wznieść się ponad uprzedzenia i zaszłości. Michnik to po prostu anioł!”
Gdybym taki tekst napisał i gdybym chciał go upublicznić, bez wątpienia zatytułowałbym go „Michnik to anioł!”
Gdyby na moim miejscu była (załóżmy) „Gazeta Wyborcza”, poszłaby inna drogą. Oczywiście nie w takiej dokładnie sytuacji bo ona by napisała bez wątpienia że Michnik to IV Osoba Boska cokolwiek by nie zrobił. Zatem gdyby jakaś osoba nielubiana na Czerskiej, no powiedzmy Lech Kaczyński, postąpiła jak ten mój wymyślony Adam Michnik, może redakcja napisałaby to co ja, ale, jak mniemam, zatytułowałaby to „Lech Kaczyński nie jest porządnym człowiekiem”
Po co zresztą daleko szukać. Przedwczoraj właśnie coś podobnego zrobiła. W tekście, będącym rozmową z Matthew Bryza, byłym doradcą Prezydenta USA poruszane są sprawy dotyczące wojny rosyjsko-gruzińskiej z 2008 r. W tym kilka ciekawych wątków jak ten, w którym amerykański ekspert rozprawia się z głoszonym dotąd nie bez konkretnej intencji w „Wyborczej” poglądem jakoby zatrzymanie konfliktu było zasługą Nicolasa Sarkozy.
Dowiadujemy się o tym nie przypadkiem zresztą bo prowadząca wywiad Agnieszka Filipiak ruszyła, korzystając z takiej okazji, sprawę, będącą chyba „kaukaskim konikiem” „Gazety Wyborczej” czyli te czołgi rosyjskie zatrzymane w marszu na gruzińską stolicę. Te, co to je miał zatrzymać lub nie zatrzymać Lech Kaczyński. W wersji z Czerskiej nie miał.
Bryza przyznaje, że nie zatrzymał, ale dodaje, że samo zatrzymanie znaczenie miało niewielkie. Warunki, jakie ustalił Sarkozy były tak niekorzystne, że Gruzja nie za bardzo mogła je przyjąć a Rosja była ciągle gotowa, by iść dalej. Tu przytoczę dłuższy fragment wypowiedzi Bryzy
Przyleciałem do Tbilisi dokładnie wtedy, kiedy Rosjanie przebili linie obrony gruzińskiej. Miałem uspokoić prezydenta Saakaszwilego i przygotować go do zawieszenia broni. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy wynegocjował w Moskwie straszne porozumienie, które w zasadzie uprawomocniło rosyjską okupację Gruzji [Paryż miał wtedy prezydencję w UE]. Saakaszwili nienawidził tego dokumentu. Nigdy nie zapomnę jego reakcji, kiedy wszedłem do jego biura- był po prostu wściekły. Baliśmy się, że może odrzucić porozumienie.
Wizyta prezydentów była kluczowa, bo pomogła uspokoić umysł Saakaszwilego, tak by nie odrzucał zawieszenia broni ale naciskał na poprawki. To jest to, co naprawdę powstrzymało wojnę”*
To jest to, co naprawdę powstrzymało wojnę” – klaruje pani Agnieszce Filipiak człowiek, który wtedy był tam na miejscu. Agnieszka Filipiak pewnie dziękuje mu za wywiad, zbiera później to, co usłyszała  do kupy, mniej lub bardziej zgrabnie przelewa na papier i publikuje pod tytułem „Współpracownik Busha: Lech Kaczyński nie zatrzymał rosyjskich czołgów w Gruzji”.
I właśnie z powodu tego stylu dziennikarstwa, który jest tak powszechny w stadku skupionym pod skrzydłami pana Adama Michnika, sądzę o nim to, co napisałem w tytule.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz