poniedziałek, 13 maja 2013

Lisia przysługa




Chęć dowalenia czy tam dokopania PiS-owi,  co nota bene jest chyba głównym elementem linii redakcyjnej „Newsweeka” pod kierunkiem Tomasza Lisa, tym razem zadziałała niczym ładunek odpryskowy. Stanowiąc ewidentną „niedźwiedzią przysługę”, sprezentowaną mecenasowi Rogalskiemu, który stał się ostatnio nowym, choć nie do końca pozytywnym bohaterem środowisk, nazwijmy je, może niebyt precyzyjnie, antysmoleńskimi. Ma za uszami zbyt wiele by niczym syn marnotrawny został przywitany z otwartymi ramionami.
Pewnie nie uchroni się ów prawnik przed postępowaniem dyscyplinarnym a tygodnik pana Lisa właśnie podkopał linie obrony, którą Rogalski ogłosił zaraz po tym, gdy pojawiły się pierwsze głosy o możliwości naruszenia przez niego etyki zawodowej. Wedle Rogalskiego, jego wypowiedzi nie godziły w żaden sposób w interesy jego klienta,. Jarosława Kaczyńskiego, gdyż ani razu nie mówił czy to o Kaczyńskim czy też o tym, co Kaczyński mówi czy tam uważa. Nie wiem, czy mówił czy nie mówił. Sprawdzać nie mam zamiaru.
Publikacja Newsweeka, pomijając oczywiście główny jej zamysł, który, jak już napisałem, sprowadza się bez wątpienia do okładania PiS a w szczególności jego rzecznika Hofmana, stawia wypowiedzi pana Rogalskiego w całkiem innym świetle. Dzięki temu, co odkryli i napisali dziennikarze tygodnika twierdzenia Rogalskiego nie wyglądają już tak dwuznacznie. Teraz naruszenie interesów byłego klienta jest jednoznaczne i oczywiste. Póki Rogalski jako swego klienta wskazywał Kaczyńskiego, można było dywagować czy atak Rogalskiego jest skierowany w niego. Teraz dywagować już nie trzeba.
Skoro tygodnik odkrył, że płacił Rogalskiemu klub PiS, ten podmiot był klientem mecenasa. Zatem jednym z klientów był też Antoni Macierewicz, atakowany przez Rogalskiego z nazwiska. Idąc dalej, klientami Rogalskiego byli również pozostali członkowie parlamentarnego zespołu, któremu przewodzi Macierewicz. Zatem wspomniana "wolta" mecenasa była oczywistym działaniem na szkodę dotychczasowego klienta.
Abstrahując więc od treści publikacji i jej celu, można uznać, że, chcący lub niechcący, pan Lis i jego ekipa celnie trafili i najpewniej zatopili niewiernego mecenasa. Domyślam się, że Lisowi to najpewniej zwisa czy wpycha głowę niedawnego pisowskiego prawnika pod wodę. Jednak jeśli faktycznie Rogalski stanie przed stosownym gremium swej zawodowej korporacji, trudno będzie o istotniejszy dowód złamania przez niego elementarnych zasad zawodowej etyki niż to, co ujawnili ludzie Lisa.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz