Groźba
procesu, z jaką do organizatorów wystawy poświęconej Powstaniu
Warszawskiemu (jednym z organizatorów jest Muzeum Powstania
Warszawskiego) zwrócił się krewny czy potomek Rainera Stahela,
pełniącego w 1944 a więc także w czasie Powstania Warszawskiego funkcję
wojskowego komendanta miasta Warszawy to w mojej ocenie oczywiste
pokłosie pewnego rodzaju polityki historycznej, który od jakiegoś czasu
na wyścigi uprawia się w Polsce. Tego rodzaju, w którym swe miejsce
znajdują książki panów Zychowicza i Ziemkiewicza czy produkcje w rodzaju
„Pokłosia”.
Awantura,
wywołana przez pana Christopha Brosziesa pokazuje, że propagowany przez
wymienionych autorów i wspomnianą produkcję narodowy masochizm i
wciskana Polakom na siłę, by nie rzec przemocą, konieczność ekspiacji
nie jest jak widać czymś, co dzielimy ze zbiorowościami mającymi stokroć
poważniejsze od nas powody by się kajać.
Ów
wspomniany pan jest wnukiem niemieckiego bandyty w wojskowym mundurze a
mimo to nie poczuwa się do żadnej winy. Co jeszcze można by zrozumieć.
Nie widzi on jednak także winy swego dziadka-bandyty, pod którego oknami
podlegli mu żołdacy wyczyniali takie rzeczy, które i ich i ich bosa
czyli dziadka pana Brosziesa nie tylko pozwalają nazywać zbrodniarzami
ale wykluczyć powinny w ogóle z ludzkiego gatunku.
Przez
jakiś oczywisty błąd, popełniony przez nas, naród ofiar ludzi w rodzaju
Stahela, pan Broszies, wnuk tegoż czuje się jednak urażony, że jego
dziadka, który lata temu miał możliwość patrzeć, jak podlegli mu aryjscy
i nie tylko aryjscy chłopcy ganiają przed czołgami pod kule polskich
cywilów a przy okazji pozwalają sobie na rzeczy, za które, jakże
niesłusznie i niesprawiedliwie, zapracować można na określenie
„zwierzę”, ktoś śmie oceniać negatywnie i nazywać zbrodniarzem.
Ów
wyskok wnuka zbrodniarza oraz częstotliwość, z jaką niemieckie media
„mylą się” określając Auschwitz i inne miejsca eksplozji niemieckiej
kultury „polskimi obozami” pokazują, że i pan Zychowicz i pan
Ziemkiewicz i pan Pasikowski na jakiś dłuższy czas wstrzymać powinni swe
ręce, odczuwające świąd „dekonstrukcji polskiego patriotyzmu”. Gdyby
nie mogli jednak usiedzieć czekając cierpliwie, zając się powinni raczej
takim propagowaniem naszej historii najnowszej, od którego panu
Brosziesowi prędzej na myśl by przyszła zmiana nazwiska na jakieś
pochodzące na przykład znad Bosforu niż stawanie w obronie dziadka-
zbrodniarza.
Napisał Jan Kochanowski wieki przed Zychowiczem, Ziemkiewiczem i Pasikowskim
Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.
Przyznam,
że trudno nie uznać geniuszu mistrza Jana w trzeźwej ocenie naszego
narodowego charakteru. Skoro jeszcze po takiej szkodzie, jaką nam w
latach 1939 – 45 wyrządził naród pana Broszies, za życia wielu ofiar
bandytów w rodzaju Stachela zmagać się musimy z tłumaczeniem czyje były
„polskie obozy” i przygotowywać się na pozwy różnych Brosziesów, dumnych
z przodków – morderców, trudno znaleźć skalę, w jakiej możemy mierzyć
swoją narodową głupotę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz