Inspiracją dla tego tekstu był
osobliwy „dialog” z facebooka. Pod
udostępnioną przez to medium a wcześniej opublikowaną przez TVP Info wypowiedzią
Janusza Piechocińskiego, w której pan wicepremier stwierdził „– Mamy
ewidentną kompromitację – informatyków, którzy pracowali na rzecz PKW, ale nie
mamy kompromitacji demokracji”* komentatorka napisała „hahahha Pan właśnie zalicza kompromitację mózgu albo jego
brak”.
Niestety
ta zdiagnozowana przypadłość dotyka nie tylko szefa naszej gospodarki i paru
innych istotnych dziedzin życia. Z mieszaniną rozbawienia, zażenowania i
niedowierzania słucham tłumaczeń różnych, zapraszanych głownie do TVN24,
specjalistów i komentatorów, starających się wyjaśnić fenomen skali 30-50 procent głosów nieważnych w
niektórych okręgach wyborczych.
Zdaniem
tych specjalistów za te nieważne głosy i za nadreprezentację głosów na PSL,
ujawnioną po rzekomym zliczeniu głosów z większości okręgów, odpowiada to, że
głupi wyborcy, którym dano do ręki pokaźne książeczki, w których oni zauważyli
tylko pierwszą stronę i na niej stawiali krzyżyk. Los zdecydował, że tam akurat
byli kandydaci PSL. I na tym polega słodka tajemnica „ cudu przy urnie”.
Tak na marginesie,
o ile pamiętam, książeczki bywały już wcześniej, problemów w tej skali
natomiast, dla odmiany, jakoś nie pamiętam. Choć czasy były inne, jakby
bardziej prymitywne i dzikie.
Ale
załóżmy, że faktycznie wyborcy to debile i kiedy dostają w łapę broszurę, nie
wpada im do głowy, że po coś te pozostałe, dość liczne strony, poza pierwszą,
umieszczono. W związku z tym pojawia się problem „polityków z pierwszej strony”.
Którzy może sprawują dziś władzę i decydują o naszym życiu nie dlatego, ze ktoś
chciał by to robili ale dlatego, że byli na pierwszej stronie.
Wiem, że w
najbliższym czasie szykują się protesty wobec wała, który nasze państwo właśnie
ostentacyjnie pokazuje obywatelom. Na stronach tych akcji częstym pytaniem
jest, czy te działania zostały zgłoszone.
I mnie tak
naszło czy jest sens komukolwiek to zgłaszać. No bo jaką mamy pewność, że ci,
którym wypadałoby to zgłosić, nie są właśnie beneficjentami „pierwszej strony”?
I na tym polega ich legitymacja!
Bohaterami
tego tekstu nie są wcale takie potencjalne „pomyłki demokracji”, umieszczone
psim swędem na początku dość grubych broszurek. Ani też te hipotetyczne debile,
którym nikt nie zamierza jakoś, mimo wszystko, odbierać praw wyborczych i
możliwości decydowania w sprawach fundamentalnych.
Są nimi ci
durnie, z powagą i ze spokojem objaśniający obywatelom w mediach, w TVN-ach różnych,
że nasza demokracja zależy od kolejności w spisie treści drukowanych co jakiś
czas, na okoliczność kolejnych „świąt demokracji” opasłych tomików.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz