Na początek anegdotka, którą już kiedyś
przy jakiejś okazji przywołałem. Działo się to w czasach poprzedniego systemu,
pewnie gdzieś w mrokach stalinizmu. Odbywał się jakiś zjazd pisarzów z demoludu
i człowiek, tu będący bohaterem, doskonale choć nieświadomie ilustrującym
pewien specyficzny format ludzki, tułał się
po kuluarach lekko już siny na twarzy. Nagle zobaczył stojącego tam, pewnie na „papierosku”
Słonimskiego więc podszedł i zapytał w języku Puszkina gdzie może się odlać
(pewnie tak tego nie powiedział ale nie wiem jak to w języku Puszkina mówili radzieccy
pisarze). Słonimski zapytał z kim ma do czynienia a usłyszawszy, że z szefem
związku pisarzów radzieckich zamaszyście ogarnął przestrzeń wyciągniętym
ramieniem i odrzekł
- Pan? Wszędzie!
Część czytelników może zgodzi się ze mną
a inni pewnie zaprotestują, ale według mojej oceny, na liście upublicznionej przez
marszałka Sikorskiego najbardziej bezczelnym numerem jest ten autorstwa pana
Ireneusza Rasia. Posła Platformy Obywatelskiej i małopolskiego barona tej
partii.
Przekrętu panów Hofmana, Kamińskiego
i Rogackiego bronić się oczywiście nie da i w dodatku nie wypada. Nikt zresztą
tego nie robi. Jak najsłuszniej spotkało ich za niego to, co spotkało i czeka
to, co pewnie nieuniknione, ale jednak był to wyskok drobnych cwaniaczków,
którzy, jak początkujący i niebyt lotni cinkciarze, powtarzają sztos, o którym
gdzieś tam usłyszeli. Powtarzają z całą świadomością tego, że dopuszczają się
przekrętu i starają się lepiej lub gorzej (dzięki swym uroczym, czarującym
małżonkom zdecydowanie gorzej!) ukryć, zamaskować swój „wałek” udziałem w czymś
tam.
Pan Raś to zupełnie inna bajka. On,
inaczej nawet niż ten biedak z anegdoty, ten jakby nie było, szef radzieckich
pisarzów spotykający Słonimskiego, zdaje się wiedzieć doskonale, że jemu wolno
wszędzie. I zdaje się absolutnie nie wahać.
Nie ma co roztrząsać bezczelności
pana posła, który nie miał skrupułów by pojechać oglądać sobie zimowe igrzyska
na koszt podatnika. Nie miał więc nie ma co uderzać do jego poczucia czegoś
tam. Raczej należy domagać się nazwiska tego, kto taki numer zaaprobował i
podpisał panu Rasiowi zgodę na wyjazd za publiczne pieniądze. Tak, to nazwisko
warto poznać!
Kiedy patrzy się na opisane w
marszałkowym zestawieniu cele wyjazdów posłów, każdy jakoś tam się broni. Mniej
lub bardziej ale wydaje się być związanym z tym, czym posłowie zajmują się lub
powinni zajmować jako posłowie. Przy tym uzasadnienie „obserwacja udziału w
igrzyskach członków polskiej reprezentacji olimpijskiej” wygląda jak mało
subtelny żart. Co ja mówię żart. Jak kpina!
Wbrew pozorom nie zmienię zdania o
tej pozycji z listy nawet jeśli okaże się, że ów zapraszający Rasia PKOl ( w osobie
sekretarza generalnego komitetu) zwrócił Sejmowi koszty owej „obserwacji”.
Takie „zwroty” ponoć miały miejsce przy innych przejazdach i pobytach. Nie
zmienię bo jednak Raś popisał się bezczelnością występując o sfinansowanie
wyjazdu publicznymi środkami. No chyba, że nie chciał ani on ani nikt i go
zmusili albo wylosowali. Poza tym, jeśli PKOl te koszty poniósł, będziemy pytać
już o coś zupełnie innego. O to, czy ową korzyść w postaci pokrycia kosztów
wyjazdu pan poseł umieścił, zgodnie z art. 35a ust 3 ustawy o wykonywaniu
mandatu posła i senatora, w stosownym rejestrze. Co więcej od takiego prezentu
pewnie trzeba uiścić stosowny podatek.
Zaś prokurator powinien w takiej
sytuacji czym prędzej zapukać do drzwi PKOl-u by sprawdzić na jakiej podstawie
ta organizacja funduje takie wyjazdy i wedle jakiego klucza.
Mam nadzieję, że nie znajdzie się
nikt, kto zechce mnie przekonywać iż „obserwacja udziału w igrzyskach członków
polskiej reprezentacji olimpijskiej” mieści się w zakresie obowiązków Posła na
Sejm RP i nie podlega obostrzeniom zapisanym w przywołanym przepisie.
Tu taka uwaga, że jeśli Ras zgłosił i
uiścił, odszczekam swe uwagi.
Jeśli tego nie zrobił, mam prawo domyślać
się, że stoi za tym przekonanie Rasia, że mu wolno wszędzie. Że czymś naturalnym
jest, iż za jego wywczasy płacić ma podatnik. Czy to z budżetu parlamentu czy
też z kasy przekazanej PKOL-owi.
Przekonanie, że wolno bo się jest
Rasiem, baronem i kim tam jeszcze Raś nie jest, to oczywiste nawiązanie do
PRL-u. Który to PRL ( zamiennie z tradycjami nazistowskimi) członkowie kierownictwa
PO i najbardziej fanatyczni wyznawcy tej partii tak ochoczo przypisują
konkurencji. To te „dacze” budowane swego czasu zamiast tego osiedla, którego
nie widać na horyzoncie, szynka zza „żółtej firanki” i takie tam. A przede
wszystkim to, że chyba mało komu (gazety i TVN-y jakoś tak rachitycznie na to
reagują albo wcale) coś takiego w ogóle wydaje się niestosowne. 25 lat po, ja
się zdawało, bezpowrotnym zerwaniu „żółtych firanek”.
ps. Czy kto wie czemu w miejscu, w którym
wczoraj był wykaz już go nie ma? I czy jest gdzieś indziej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz