Kryminalna sprawa Romana Polańskiego, po
raz kolejny ekshumowana w powszechnej świadomości za sprawą
amerykańskiego wniosku o zatrzymanie reżysera i sprawa ewentualnego
wyrzucenia Sławomira Nowaka z klubu PO wspólne mają w zasadzie to tylko,
że wzięły się ze złego zachowania obu panów. W różnej rzecz jasna skali
bo gdzie obnoszącemu się z luksusowym zegarkiem Nowakowi do
Polańskiego, co ma za uszami rzecz grubo poważniejszą.
Czemu
zatem zestawiam ich obu ze sobą? Obaj są bez wątpienia osobami, którymi
media a za nimi obywatele interesują się znacznie bardziej niż
statystycznym Kowalskim z jakiejś tam Wólki. Obaj popadli w pewnym
momencie życia w kłopoty, które jakoś tam im umeblowały życie nie
koniecznie zgodnie z wcześniejszymi ich planami. I odnośnie obu próbuje
się stosować pewien schemat oceny, którego nie użyto by z pewnością
wobec tego statystycznego Kowalskiego z Wólki.
Wczoraj
czy przed wczoraj znalazłem na facebooku (niestety nie zamieszczę
odnośnika bo teraz już nie znalazłem) dyskusję na temat Polańskiego a w
zasadzie na temat publikacji jednego z tygodników poświęconej
reżyserowi. Inicjatorka dyskusji, po wygłoszeniu koniecznej dla
zapewnienia sobie pozorów obiektywizmu formułki, potępiającej zachowanie
Polańskiego przed laty, przeszła do znacznie gwałtowniejszego niż
potępienie Polańskiego rugania periodyku. W jego trakcie zauważyła, że
Polański za swój postępek „drogo zapłacił”. W tym sensie, że musiał
uciekać z kraju, w którym stała przed nim otworem wielka kariera a nadto
wysupłał sporo gotowizny by zadośćuczynić czy też „zamknąć gębę” (nie
siedzę w głowie Polańskiego więc nie wiem po co) ofierze.
Podobnej
argumentacji, odnoszącej się do „drogiej zapłaty”, użył pan Paweł Graś,
spytany o obecność Sławomira Nowaka w klubie parlamentarnym PO. Pan
Graś „nie widzi żadnych przeszkód,żeby Sławek Nowak był członkiem klubu” i jest za tym, by pozwolić „mu ten mandat wypełnić do końca”. Przy okazji zwraca uwagę, że Sławomir Nowak „w polskiej polityce zapłacił ogromną cenę za swoje błędy”.*
Myślę,
że gdyby zapytać przeciętnego Kowalskiego jaką cenę zapłacili obaj
panowie za swoje grzechy, pewnie miałby problem z odpowiedzią. To, co
dla wielbicielki talentu sławnego reżysera czy partyjnego kolegi
upadłego ministra jest „ogromną ceną”, w przypadku zwykłego obywatela
uznane by zostało za oczywistą i niegodną uwagi przygrywkę do właściwego
i sprawiedliwego rozliczenia. Gdyby ów absolutnie nieatrakcyjny dla
tygodników i stacji telewizyjnych hipotetyczny Kowalski z Wólki dopuścił
się tego, na co przed laty pozwolił sobie Polański, nikt nie uznałby
utraty przez Kowalskiego roboty i konieczności
ewakuowania się poza dotychczasowe środowisko za „ogromną cenę”. Nikt
nie uznałby tego nawet za jakąś szczególną niedogodność tylko za
konsekwencję nagannego postępowania. Za które kara dopiero zostanie
wymierzona.
Oczywiście
rozumiem odruch solidarności plemiennej artystów wobec Polańskiego i
Grasia wobec Nowaka. Obiektywnie czy też tylko we własnym mniemaniu
jedni i drudzy osiągnęli tyle, że czują się kimś lepszym, podlegającym
innym regułom postępowania i oceny niż cała reszta Kowalskich z Wólki. I
dlatego całkiem szczerze mogą uważać, że za to, za co za Kowalskim zamyka
się, z hukiem więzienna krata, taki Polański odpokutuje machając ze
łzami w oku chusteczką żegnając Hollywood. A Nowak, aby go wywalić z
klubu, musiałby co najmniej kogoś zabić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz