niedziela, 23 listopada 2014

PKW do utraty tchu



Demokracja to system, który, wbrew potocznemu przekonaniu, błędy wybacza niechętnie. Można oczywiście sądzić inaczej ale na koniec i tak okazuje się, że ludziom z jakiegoś powodu podoba się Hitler, Łukaszenko albo Vladimir Mecziar. Dlatego z demokracją trzeba bardzo, ale to bardzo uważać.

Abstrahując od tego czy ostatnie wybory sfałszowano, zafałszowano czy też sprawę demokracji załatwiła nam mityczna i jakże niektórym pomocna „książeczka”, trudno zaprzeczyć, że ostatni akt wyborczy wyglądał niczym operacja neurochirurgiczna, przeprowadzona denkiem puszki po konserwie. I choć próbuje się tworzyć narrację, że to wina PiS i Jarosława Kaczyńskiego (tu naciągam nieco ale zainspirowany przez pana Krzysztofa Maternę, który w 2014 r., po siedmiu latach rządów PO klarował w TVN24, że winą za badziewny system informatyczny należy obciążać PiS bo do dziś się przerażeni przedsiębiorcy boją oferować wartościowe produkty w adekwatnych cenach) mało kto byłby na tyle szalony, by z tej odpowiedzialności zwolnić „gwaranta prawidłowego przeprowadzenia aktu wyborczego” czyli Państwowa Komisje Wyborczą.

I trudno zaprzeczyć, że ta do samego końca robiła co się da, żeby już nigdy żaden myślący Polak nie omieszkał przy każdych kolejnych wyborach pomyśleć jaki numer państwo mu zechce wywinąć.
Wczoraj, ogłaszając OFICJALNE wyniki wyborów, sędzia Jaworski, cholera wie jak go obecnie tytułować, „pomylił się” podając podział mandatów między poszczególne komitety w woj. śląskim. Wzburzenie twitterowych komentatorów starała się studzić pani poseł Ligia Krajewska, sugerując mało rozsądnie (bo jakby w oderwaniu od oczekiwanych od PKW procedur), że to wynik „nacisku na szybkie liczenie”.

Problem w tym, że tej pomyłki sędziego Jaworskiego nie tłumaczy a w zasadzie nie powinien (choć mógłby na dobrą sprawę) tłumaczyć żaden tam nacisk. Nie wchodzi w tym przypadku w grę żadna książeczka. Wyniki ostateczne oraz podział mandatów między poszczególne komitety w poszczególnych sejmikach ustalane są przez wojewódzkie komisje wyborcze. PKW otrzymuje już „gotowca” i wraz z kolegami może co najwyżej sprawdzić czy rachunki się zgadzają. Wychodząc przed dziennikarzy miał więc sędzia Jaworski protokół wojewódzkiej komisji ze Śląska, w którym to protokole stało kto ile głosów dodał i ile ma z tego mandatów w sejmiku.

Jak mógł się pomylić z taką precyzją, że suma mandatów mu się jednak precyzyjnie zbilansowała a przesunięcie było między komitetami w ramach tej sumy?  To wie tylko sędzia Jaworski i, być może, reszta towarzystwa z PKW, stojącego na straży „prawidłowości procesu wyborczego”. Być może stał za tym ten sam tajemny mechanizm, dzięki któremu wcześniej PKW podała wyniki cząstkowe z 80% komisji w Świętokrzyskiem, nie otrzymawszy wcześniej z Kielc żadnego protokołu.

Ktoś powie, że to nie ma żadnego znaczenia. Dwa mandaty w te, dwa we w tę… Czy dla wyniku wyborów, nie wiem. Dla ich wiarygodności ma to znaczenie fundamentalne. Jeśli PKW wychodzi na zaplecze i tam już po ogłoszeniu oficjalnych wyników znajduje dwa mandaty dla jednego komitetu a gubi dla innego, strach pomyśleć co jeszcze za tymi kulisami może zrobić.

ps. Okazuje się, że „oficjalne wyniki” już podane ale jeszcze „się liczy”*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz