Przeciągana w stylu iście tabloidowym
przez media mieniące się „opiniotwórczymi” i „poważnymi” sprawa między Rafalalą
a… przyjmijmy na moment optykę drugiej strony i nazwijmy ją „normalnym światem”
(tak go opisał Artur Zawisza), zatacza kręgi
szersze niż zasługuje. Winne temu są obie strony bo nikt zmuszał
Rafalali do publikowania filmu z inicjującego dalsze awantury zajścia na
„profilu prywatnym”. Nie będę się rozwodził nad tym, że profil, na który każdy
może się pofatygować i czerpać z niego zamieszczone tam materiały, prywatnym
nie jest. I nie ma znaczenia, że się go tak nazywa. Taką sama winę ponosi również
Żalek jak też Zawisza bo nikt ich siła do telewizji w tej sprawie nie ciągnął.
Ale ja nie o tym. Wstęp był próbą
uświadomienia, że nie ma o co robić „z igły widły”. Publicznie rzecz jasna bo i
Rafalala i ów „pan Krzysztof”, którzy to zaczęli starciem ulicznym, pewnie mają
inne spojrzenie na sprawę. Ale się robi, więc do rzeczy.
Oczywiście nie jestem przeciwnikiem
dyskutowania czy negowania relatywizacji pewnych pojęć. Wręcz przeciwnie.
Pewnych reguł i pewnych znaczeń bronić trzeba bo na jakimś fundamencie stać
musimy. Sam zatem stoję na stanowisku, któremu
do stanowiska Rafalali bardzo daleko. Problem natomiast w stylu dyskutowania.
Moim zdaniem o tym dyskutować należy
na innym poziomie niż pyskówki czy nawet grzeczne objaśnianie Rafalali, że tak
naprawdę jest Rafałem. Ma to dokładnie taki sens, jak kiedyś objaśnianie
wierzącym, że się mylą bo Gagarin był w niebie i Boga tam nie spotkał.
Chciałem napisać, że dla Rafalali i
jej podobnych sprawa ich płci to nie kwestia rozumu lecz wiary i uczuć. Ale nie
do końca. Także i rozumu, który w jej przypadku tak to widzi. Dla jednych
odmiennie dla innych wadliwie. W jednym przypadku mówi się o inności a w drugim
o chorobie. To ostatnie jeszcze pewnie przywołam.
Jak by się jednak tego nie widziało,
dyskutowanie o racjach, czy to Rafalali czy tych, którzy źle się o niej
wyrażają, kończy się w pewnym punkcie. Nie mam na myśli oczywiście zdumiewająco
świetnej orientacji Zawiszy w kwestiach związanych z aktywnością Rafalali a tym
bardziej w szczegółach przywołanego przez niego cennika. To sprawa między
Zawiszą i Rafalalą. Chodzi mi o ten moment, w którym adwersarze Rafalali
przeistaczają się w ubermenszów i odczłowieczają ją określeniem „to coś”. Jak zauważam,
robią to bez refleksji, z przekonaniem a nawet z dumą.
Nie jestem ich w stanie rozumieć bo
pewnie większość z nich nie tak dawna była gotowa bić się z każdym, kto o
dziecku uratowanym przed wyskrobaniem przez prof. Chazana ośmieliłby się mówić
„to coś”, choć podobno przypominało ono człowieka mniej, niż Rafalala kobietę.
Także i dlatego, że wielu z nich
zaakceptowało danie w pysk Boniemu za określenie „niespełna rozumu” a dziwi się
daniu w pysk za określenie „to coś”. Ja staram się być konsekwentny.
Szanowni „pogromcy Rafalali” łapią
się w pułapkę semantycznego dysonansu. Myślę, że nikt z nich nie uzna Rafalali
za osobę zdrową. W konsekwencji nazywanie przez nich Rafalali „tym czymś” jest
ich, zasługującą na wytknięcie przez innych, reakcją na kontakt z osobą chorą.
Czyli dokładnie tym samym, czym byłoby nazwanie „tym czymś” na przykład
mijanego dziecka z zespołem Downa.
Mój stosunek do całej sprawy, którą
obarczony zostałem niejako wbrew swej woli, gdyż sam z siebie pewnie bym nie
miał ani okazji ani też potrzeby pozbawiania Rafalali, jest złożony.
Składa się ze współczucia dla niej. W
jakimś, choć zdecydowanie mniejszym, stopniu wynikającego z tego, że tak
została skonstruowana. Jest z tym chyba częściej szczęśliwa niż nieszczęśliwa
więc za bardzo i ja nie cierpię za nią. Bardziej zaś współczuję, że czasem
spotyka typów, którzy miast ograniczyć się do powściągliwej reakcji, muszą
koniecznie zamanifestować, że noszą w sobie troglodytę, przy którym
przebieranie się za kobietę, człowieka-nietoperza czy nawet i za hot-doga to
nie jest żaden powód do wstydu.
Najbardziej zaś żałuję, że Rafalala w
starciu z Zawiszą powściągnęła się, najpewniej w obawie przed prawnymi
konsekwencjami, i ograniczyła się do polania go wodą. Powinna być konsekwentna,
co, sądząc z techniki zaprezentowanej w pierwszym filmiku, skończyłoby się dla
kieszonkowego „firerka” Zawiszy spektakularnym i widowiskowym nakryciem się
nogami.
Nazwanie kogokolwiek, bez względu na powód,
„tym czymś”, powinno skutkować oczywistym daniem popisującemu się takim
poziomem elokwencji w pysk. I prawo do tego powinno być zapisane w konstytucji.
Czy jest czy nie ma, dałbym w pysk każdemu, kto w mojej obecności powiedziałby
tak o mnie czy dla mnie bliskim i ważnym. Zatem nie mam prawa odmawiać tego
Rafalali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz