Bawi mnie patetyczne, by nie rzec
monumentalne oburzenie polityków Platformy Obywatelskiej najnowszą akcją
bilboardową PiS, ale je doskonale rozumiem.
Śmieszy mnie, bo, nie wiedzieć czemu,
przypomina mi dialog głównych bohaterów filmu Pasikowskiego „Słodko-gorzki”.
Grany przez młodego Olbrychskiego Marlon ma udzielić porady w kwestiach
męsko-damskich granemu przez Mohra Mateuszowi, prymusowi o zerowym
doświadczeniu w tych sprawach.
- Najpierw ją zaprosisz do kina a
potem ona owinie ci językiem penisa – objaśnia Marlon.
- Ale z ciebie świnia – zauważa Mat.
- Fakt. Z tym kinem to przesadziłem –
zgadza się Marlon.
PiS z tą „sitwą” też przesadził.
Oczywiście momentów humorystycznych
jest więcej. Sławny „Miro”, podróżnik i odkrywca „dzikiego kraju” zamieszkałego
przez dzikich Polaków, który zdumiony jest, że w dzikim kraju coś takiego jest
możliwe. Nazwał to, rzecz jasna, „zdziczeniem” i dołączył wykład o
przyzwoitości.
Urocza jest też troska o to jak sobie
poradzi z tym pani Bieńkowska i co sobie pomyślą jej córeczki, gdy zobaczą mamę
w towarzystwie Tuska, Sikorskiego i Sienkiewicza. To faktycznie może być dla
nich wstrząs. Pewnie dzieciny myślą jeszcze, że mama jest zegarmistrzem. Dowcip
jest znany więc objaśniać nie będę.
Jeśli wierzyć wcześniejszym ocenom
charakteru pani Bieńkowskiej, odmiennym od tych, które teraz usiłują robić z
niej płaczliwą mimozę, twarda z niej baba i jakoś to zniesie. Dzieci też pewnie
ugotowała na twardo i co najwyżej zainteresują się czemu im nic z tych
ośmiorniczek do domu nie przyniosła.
Cała awantura oczywiście nie bierze
się z tego, że nagle cała Platforma Obudziła się z siedmioletniego snu, w
czasie którego ktoś się za nią podszywał obrzucając konkurentów takimi
określeniami jak choćby „dewianci psychiczni”. To była ta sama Platforma.
Dziś, ta sama Platforma po prostu
stara się, jak to się mawia, odwrócić narrację. By przy okazji wspomnianych
plakatów nie mówić o tym, co one maja powiedzieć, ale o tym, że to straszne
chamstwo bo jak sobie z tym poradzi pani Bieńkowska i co pomyślą jej córeczki.
Ja wspomniane plakaty widziałem „w
akcji”. Ku memu zdumieniu zdobiły przystanki komunikacji miejskiej w rządzonej
przez wiceszefową PO Warszawie. Tak naprawdę najważniejsze w nich nie jest
kontrowersyjne zdanie „By żyło się lepiej władzy” czy tam „sitwie”.
Istotniejsza jest druga informacja z plakatu. „Taśmy i rachunki mówią za siebie”.
Nie tak dawno napisałem, że żadne tam
finansowanie przez NBP samopoczucia obywateli rządzonych przez Tuska najpóźniej
na pół roku przed wyborami nie zrobi na obywatelkach takiego wrażenia jak pochłaniane
na koszt podatnika ośmiorniczki i pasztety sztrasburskie. Kiedy słucham prowadzonych
z moim udziałem lub w mojej przytomności politycznych dyskusji, słyszę, że
miałem rację. Pan „Miro” pewnie odniósłby wrażenie, że dzięki jego kolegom i
koleżance zdziczały naród jakby się nieco ucywilizował, bo wreszcie wie, że
ośmiorniczki można także jeść, ale dla niego rachunek na tysiąc złotych to nie
pierwszyzna i puściłby akurat ten wątek mimo uszu.
Ja zaś słyszę „joby” ludzi, którzy
tyle, ile panowie i pani puścili w jeden wieczór, przez rok odkładają by
dzieciaka wysłać na jakieś tam wakacje.
Jak widać niezwykłą wagę „służbowych wydatków” „władzy” czy
tam „sitwy” pojęła tak opozycja, która tym postanowiła uderzyć społeczeństwo po
oczach, jak też władza (czy tam sitwa), która jest tym mocno przestraszona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz