Od kilku dni
wypowiedzi czołowych polskich polityków w sprawie Ukrainy przestały mnie
denerwować czy śmieszyć a zaczęły żenować. Chodzi mi rzecz jasna o
wielogłos w sprawie zakończonych świeżym fiaskiem berlińskich rozmów na
szczycie i braku w składzie owego szczytu naszego mistrza dyplomacji,
pana Sikorskiego.
Dyskusja
nad tym, skrajnie nieważnym i pobocznym wątkiem ewoluowała od zdumienia
Kowala, który stwierdził tylko, iż „powinniśmy dążyć nie do tego, żeby
koniecznie usiąść przy stole…” sugerując jasno, że to jest nasze zadanie
aby podkreślać i potwierdzać naszą rolę i pozycję w tej części Europy a
nawet świata. Dalej poszedł Leszek Miller, stwierdzając, że rozmowy,
miast w Berlinie, toczyć powinny się w Warszawie. To trochę przypomina
starania o piłkarskie Euro 2012, będące kosztowną ale jedyną drogą do
tego, by nasza futbolowa drużyna wreszcie zagrała na mistrzostwach
kontynentu.
Chciałbym
powiedzieć, że najdalej w swych opiniach na ten temat poszedł pan
Sariusz-Wolski, eurodeputowany PO. Ale on zaliczył raczej oczywisty
odlot. Nie mniej ni więcej tylko oświadczył, iż „Ukraina nie powinna się
była zgodzić na jakiekolwiek rozmowy, w których Polska - jej główny
adwokat - nie siedzi obok niej"*
Nie
wiem czy ktokolwiek poza Sariuszem- Wolskim stoi na stanowisku, że to
klient ma reprezentować interesy swego adwokata i ciągnąć go na siłę
tam, gdzie ów adwokat nie umie się sam dopchać.
Oczekiwanie
od pogrążonej wojną i zderzającej się z niemocą tych, którzy mogliby
ową wojnę zażegnać Ukrainy, że poza swoimi sprawami będzie jeszcze
załatwiać cokolwiek za naszą dyplomację jest po prostu bezczelne. I
dowodzące, że nasza dyplomacja jest dyplomacją specjalnej troski. Nad
którą musi pochylać się nawet Ukraina. Nie mówiąc o tych wielkich.
Zgadzam
się z tymi, którzy uważają brak w Berlinie przedstawiciela Polski za
miarę naszego miernego znaczenia w sprawach relacji między europejskimi
mocarzami. Nie dramatyzuję oczywiście bo oczywistą zaletą tego
pominięcia jest choćby to, że nie ma nas wśród tych, którzy za to fiasko
odpowiadają. Jednak istotne jest, iż nie jest to skutek przemyślanej
polityki naszego państwa lecz jego słabości. A to musi martwić.
Z tą przemyślaną
polityką to zresztą odrębna sprawa. Jeśli się jej przyjrzeć z
perspektywy ostatnich miesięcy, jest ona chyba dopiero w fazie
przemyśleń. Które wyglądają na bardzo głębokie a przez to najpewniej
potrwają jeszcze jakiś czas.
Oby
Ukraińcy i Rosjanie wzięli ten czas pod uwagę i zbyt szybko nie
wygrywali, nie przegrywali czy w ogóle nie kończyli tej wojny. No bo jak
my, „adwokat Ukrainy”, będziemy wtedy wyglądać!?
:) Ładnie się tak nabijać z inwalidów?
OdpowiedzUsuń