czwartek, 8 sierpnia 2013

Ministrowie 2013



Jadąc wczoraj w podróż służbową słuchałem III programu Polskiego Radia. Nie umiem zaprogramować radia więc zawsze słucham tej stacji. Raz, że już jest a dwa, że lepsze to niż Zet nie mówiąc o Esce z panem Kubą. Bywa to uciążliwe czasem, gdy muszę słuchać na przykład dwugodzinnych reminiscencji podróży Paula Simona do Górnej Wolty. Ale poza tym da się żyć.
Słuchałem „Salonu Politycznego Trójki” w którym redaktor Marcin Zaborski przesłuchiwał ministra środowiska, Marcina Korolca na okoliczność szczytu klimatycznego, który nasz Stadion Narodowy gościć będzie 11 listopada. Minister starał się dawać radę uświadamiając, że kosztujący szczyt zwróci się nam a może nawet przyniesie gruby zysk, rzędu 100 milionów. Jego zdaniem kilkuset uczestników zostawi w naszej stolicy 200 milionów. Może i tak. Wiadomo że na takich szczytach nie oszczędza się więc wydanie na głowę kilkuset tysięcy w dziesięć dni może nie stanowić problemu. Nawet mimo tego, że  w ramach tych naszych 100 milionów coś przecież delegaci dostaną. Nie dano ministrowi szansy popisania się szczegółami tej swojej optymistycznej rachunkowości. Poradził sobie także z kwestią wynajmu Stadionu Narodowego  tłumacząc, że przedstawiciele ONZ uznali, iż tylko ta lokalizacja spełnia ich wymagania. Dziennikarzowi można wyrzucać, że nie dopytał jakie inne miejscówki im pokazano. Dzięki temu mógł minister zbyć zarzut o brak przetargu na miejsce konferencji. Raz, że nie musiał bo przepisy nie wymagają a dwa jaki przetarg skoro tylko stadion spełnia?
Jednak mimo tych przewag i sprytnej przekładanki ministra, w pewnej chwili zrobiło mi się go żal. Zaborski zapytał go o dość drastyczną różnicę w kosztach organizowanego w 2008 roku szczytu klimatycznego w Poznaniu i planowane koszty warszawskiego spotkania. Minister dziarsko wytłumaczył dziennikarzowi, że jednak od 2007, gdy wcześniejszy szczyt planowano i 2008 gdy się odbył to i owo mocno podrożało. Redaktor nie ustępował przypominając, że w uchwale przyjętej w związku z podjęciem się organizacji szczytu rząd zapewnił, że koszty szczytu warszawskiego miały nie być większe niż te z Poznania. Minister znów cierpliwie wytłumaczył dziennikarzowi, że jednak od 2007, gdy wcześniejszy szczyt planowano i 2008 gdy się odbył to i owo mocno podrożało. Wtedy trochę Zaborskiego poniosło. Przypomniał, że ta uchwała to żaden 2007 czy 2008 tylko październik ubiegłego roku. Minister na to, że przygotowania teraz będą wymagały większych nakładów niż 5 lat temu.
Zaborski - W październiku, kiedy przekonywał pan ministrów rządu, nie wiedział pan, że to będzie więcej niż 70 milionów? (tyle kosztował szczyt w Poznaniu)
Minister Rzeczpospolitej Korolec - W październiku bazowaliśmy na doświadczeniach organizacji w Poznaniu a, jak chcę powiedzieć, przez te pięć lat sytuacja się zmieniła…
Z - Ale do października od tamtego czasu to już pan to wiedział, że zmieniła się sytuacja.
MRPK - W momencie jak przystąpiliśmy do precyzyjnych szacunków po tym jak mieliśmy już wszystkie odpowiednie zgody w związku z tym, że organizujemy tą konferencję… szacunki wzrosły.*
Tyle. I ja i Zaborski w jednej chwili uznaliśmy chyba, że minister złapał „zawias” i do końca świata będzie „palił głupa” z tym, że szacunki wzrosły i będzie wkładał tyle samo wysiłku w to, by nie zrozumieć, że o tym, iż od 2007 koszty musiały urosnąć mógł wiedzieć niemal tak dobrze jak teraz także w październiku 2012 r. gdy zobowiązał się nie przekraczać kosztów z 2008 r. Przykro mi to mówić ale smutne wrażenie robił ten fragment, brzmiący jak rozmowa z kimś niepełnosprawnym umysłowo. Tym smutniej, że Korolcowi całkiem pozytywną cenzurkę wystawił Szyszko, jego odpowiednik z konkurencyjnej partii.
Zapomniałbym tej smutnej historii gdybym nie przeczytał dość enigmatycznych tłumaczeń nurtującej mnie nadal mocno zagadki anihilacji 4 tysięcy biletów na koncert Madonny. Indagowana o nie pani minister Mucha wyjaśniła, że „"Spółka NCS przygotowała ofertę dla pracowników Ministerstwa Sportu i Turystyki, na podstawie której każdy pracownik mógł kupić maksymalnie 4 bilety.” Jak się to ma do ministerialnej faktury na ca 1,5 miliona złotych za rzeczone bilety, wystawionej ministerstwu jako płatnikowi, nie wyjaśniła. To, że ewidentnie ona też „pali głupa” niczym Korolec, nie przejmując się tym, że ludzie patrzą potwierdza, że z tymi biletami musi być wałek jak cholera. A pani Mucha chyba też jakby ze wstydem pożegnała się na dłużej. Bo nie można go mieć klarując, że koncert Madonny był „imprezą testową na Euro2012” gdy odbył się już po mistrzostwach.
Można by sądzić, że to powinno sprawiać mi przyjemność. Nie mam powodu lubić ani Muchy ani, szczególnie po reakcji na swoją wpadkę z segregacją, Korolca. To, jak robią z siebie publicznie durniów nie mrugając nawet okiem… No, może Korolec jeszcze nie przywykł bo jąka się tak, że babci z poważną demencją by swą gadką nie oszukał. Ale jednak to, że im nie przeszkadza, że ludzie widzą, słyszą i czują zasmuca mnie. Zasmuca mnie narzucające się po tym pytanie skąd ta moja Polska bierze takie osobliwości i, na Boga, po co robi je ministrami?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz