Jadąc wczoraj w podróż służbową słuchałem
III programu Polskiego Radia. Nie umiem zaprogramować radia więc zawsze słucham
tej stacji. Raz, że już jest a dwa, że lepsze to niż Zet nie mówiąc o Esce z
panem Kubą. Bywa to uciążliwe czasem, gdy muszę słuchać na przykład dwugodzinnych
reminiscencji podróży Paula Simona do Górnej Wolty. Ale poza tym da się żyć.
Słuchałem „Salonu Politycznego Trójki”
w którym redaktor Marcin Zaborski przesłuchiwał ministra środowiska, Marcina
Korolca na okoliczność szczytu klimatycznego, który nasz Stadion Narodowy
gościć będzie 11 listopada. Minister starał się dawać radę uświadamiając, że
kosztujący szczyt zwróci się nam a może nawet przyniesie gruby zysk, rzędu 100
milionów. Jego zdaniem kilkuset uczestników zostawi w naszej stolicy 200
milionów. Może i tak. Wiadomo że na takich szczytach nie oszczędza się więc
wydanie na głowę kilkuset tysięcy w dziesięć dni może nie stanowić problemu. Nawet
mimo tego, że w ramach tych naszych 100
milionów coś przecież delegaci dostaną. Nie dano ministrowi szansy popisania
się szczegółami tej swojej optymistycznej rachunkowości. Poradził sobie także z
kwestią wynajmu Stadionu Narodowego tłumacząc, że przedstawiciele ONZ uznali, iż tylko
ta lokalizacja spełnia ich wymagania. Dziennikarzowi można wyrzucać, że nie
dopytał jakie inne miejscówki im pokazano. Dzięki temu mógł minister zbyć
zarzut o brak przetargu na miejsce konferencji. Raz, że nie musiał bo przepisy
nie wymagają a dwa jaki przetarg skoro tylko stadion spełnia?
Jednak mimo tych przewag i sprytnej przekładanki
ministra, w pewnej chwili zrobiło mi się go żal. Zaborski zapytał go o dość drastyczną
różnicę w kosztach organizowanego w 2008 roku szczytu klimatycznego w Poznaniu
i planowane koszty warszawskiego spotkania. Minister dziarsko wytłumaczył
dziennikarzowi, że jednak od 2007, gdy wcześniejszy szczyt planowano i 2008 gdy
się odbył to i owo mocno podrożało. Redaktor nie ustępował przypominając, że w
uchwale przyjętej w związku z podjęciem się organizacji szczytu rząd zapewnił,
że koszty szczytu warszawskiego miały nie być większe niż te z Poznania. Minister
znów cierpliwie wytłumaczył dziennikarzowi, że jednak od 2007, gdy wcześniejszy
szczyt planowano i 2008 gdy się odbył to i owo mocno podrożało. Wtedy trochę
Zaborskiego poniosło. Przypomniał, że ta uchwała to żaden 2007 czy 2008 tylko
październik ubiegłego roku. Minister na to, że przygotowania teraz będą
wymagały większych nakładów niż 5 lat temu.
Zaborski - W październiku, kiedy
przekonywał pan ministrów rządu, nie wiedział pan, że to będzie więcej niż 70
milionów? (tyle kosztował szczyt w Poznaniu)
Minister Rzeczpospolitej Korolec - W
październiku bazowaliśmy na doświadczeniach organizacji w Poznaniu a, jak chcę
powiedzieć, przez te pięć lat sytuacja się zmieniła…
Z - Ale do października od tamtego
czasu to już pan to wiedział, że zmieniła się sytuacja.
MRPK - W momencie jak przystąpiliśmy
do precyzyjnych szacunków po tym jak mieliśmy już wszystkie odpowiednie zgody w
związku z tym, że organizujemy tą konferencję… szacunki wzrosły.*
Tyle. I ja i Zaborski w jednej chwili
uznaliśmy chyba, że minister złapał „zawias” i do końca świata będzie „palił
głupa” z tym, że szacunki wzrosły i będzie wkładał tyle samo wysiłku w to, by
nie zrozumieć, że o tym, iż od 2007 koszty musiały urosnąć mógł wiedzieć niemal
tak dobrze jak teraz także w październiku 2012 r. gdy zobowiązał się nie przekraczać
kosztów z 2008 r. Przykro mi to mówić ale smutne wrażenie robił ten fragment,
brzmiący jak rozmowa z kimś niepełnosprawnym umysłowo. Tym smutniej, że
Korolcowi całkiem pozytywną cenzurkę wystawił Szyszko, jego odpowiednik z
konkurencyjnej partii.
Zapomniałbym tej smutnej historii gdybym
nie przeczytał dość enigmatycznych tłumaczeń nurtującej mnie nadal mocno
zagadki anihilacji 4 tysięcy biletów na koncert Madonny. Indagowana o nie pani
minister Mucha wyjaśniła, że „"Spółka NCS przygotowała ofertę dla
pracowników Ministerstwa Sportu i Turystyki, na podstawie której każdy
pracownik mógł kupić maksymalnie 4 bilety.” Jak się to ma do ministerialnej
faktury na ca 1,5 miliona złotych za rzeczone bilety, wystawionej ministerstwu
jako płatnikowi, nie wyjaśniła. To, że ewidentnie ona też „pali głupa” niczym
Korolec, nie przejmując się tym, że ludzie patrzą potwierdza, że z tymi
biletami musi być wałek jak cholera. A pani Mucha chyba też jakby ze wstydem
pożegnała się na dłużej. Bo nie można go mieć klarując, że koncert Madonny był „imprezą
testową na Euro2012” gdy odbył się już po mistrzostwach.
Można by sądzić, że to powinno
sprawiać mi przyjemność. Nie mam powodu lubić ani Muchy ani, szczególnie po
reakcji na swoją wpadkę z segregacją, Korolca. To, jak robią z siebie publicznie
durniów nie mrugając nawet okiem… No, może Korolec jeszcze nie przywykł bo jąka
się tak, że babci z poważną demencją by swą gadką nie oszukał. Ale jednak to,
że im nie przeszkadza, że ludzie widzą, słyszą i czują zasmuca mnie. Zasmuca mnie
narzucające się po tym pytanie skąd ta moja Polska bierze takie osobliwości i,
na Boga, po co robi je ministrami?!
* Spisane ze słuchu http://www.polskieradio.pl/9/299/Artykul/905085,Minister-Korolec-zmiana-daty-szczytu-nie-ma-sensu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz