środa, 28 sierpnia 2013

„…a politycznych obyczajów trzeba strzec!”



Wczoraj, kiedy wszyscy (łącznie ze mną) popadli w ekscytację śledząc, jak Platforma Obywatelska staje się „partią białego człowieka”, uwadze wielu a może i wszystkich umknęła informacja dużo ważniejsza, godniejsza większej uwagi. Usłyszałem ją w radiu jadąc w służbową podróż i nawet miałem napisać. No ale Godson, Platforma…
Wczoraj zaczął się proces byłego prezydenta Niemiec, Chrystiana Wulffa, któremu postawiono zarzut udzielenia i zarazem przyjęcia korzyści majątkowej, wycenionej w jego przypadku na 800 do 2000 euro.
I to, z naszego przynajmniej punktu widzenia, jest wiadomość kosmiczna i niawiarygodna! Bo proszę przeczytać to kawałek po kawałku. Były Prezydent. Postawiono zarzuty. 800 euro.
No przecież u nas jakby kto poleciał ze skarga na kogoś o wzięcie 800 euro korzyści, usłyszałby pewnie coś o nikłej szkodliwości. A gdyby dodał jeszcze, że chodzi o Prezydenta, choćby i byłego, mógłby się cieszyć, gdyby skończyło się jedynie na wyniesieniu na kopach a nie zarzucie obrazy jakiegoś konstytucyjnego organu.
Nie ma co ukrywać, że u nas korzyści tej skali są na porządku dziennym. Na przykład ktoś mieszka „za opiekę” w czyjejś willi. Myślę, że wartość tej korzyści przekracza znacznie marne 800 euro. Tak, jak i za tę kwotę trudno byłoby pewnie kupić garnitur na tyle przyzwoity, by ten i ów nie musiał się wstydzić przy „kolegach z Europy”.
Warto choć trochę przybliżyć sprawę Wulffa by łatwiej było ocenić ją z naszej perspektywy. Na inkryminowane 800 czy tam 2000 euro składał się pobyt w luksusowym hotelu ze spa oraz wystawna kolacja, ufundowana przez producenta filmowego. W zamian ówczesny prezydent napisał do kilku przedsiębiorców polecając ich uwadze potrzeby finansowe producenta. U nas, za coś takiego pewnie by dostał medal „zasłużonego działacza kultury”. Kto pamięta jak swego czasu jeden z ministrów, nazwijmy go Mirem, miał biegać w sprawie lokalu dla pewnego biznesmena, nazwijmy go Rychem, pojmie przepaść aksjologiczną między tym, jak pewne sprawy widzą nasi zachodni sąsiedzi i jak na nie zapatrujemy się my.
Pal zresztą licho te „my”. Ale jak pewne sprawy widzą ci, którzy u nas stoją na straży sprawiedliwości. Bo to przecież nie ja wymyśliłem i oszacowałem „niską szkodliwość społeczną”, to nie ja potrafię zgrabnie uzasadnić rozstrzygnięcie od którego łka a może wręcz wyje poczucie sprawiedliwości ludzi prostych, niezwykłych dopuszczać się wynaturzeń zwanych niuansowaniem i relatywizowaniem. To też robota stróżów sprawiedliwości.
To zestawienie naszej i niemieckiej granicy bezkarności przywołała mi z pamięci wers z mistrza Kaczmarskiego. Fragment z jakże będącego teraz na czasie utworu „Rejtan czyli raport ambasadora”. Dotyczący znaczenia słów. „Polityk wszakże nie zna słowa zdrada. A politycznych obyczajów trzeba strzec!”
Wychodzi na to, że w kategorii „politycznych obyczajów” i wynikającej z nich umiejętności szafowania znaczeniami słów bijemy naszych zachodnich sąsiadów na głowę. Jako naród co do jednego niemal złożony z „wytrawnych polityków” uczyniliśmy wiele aby nie znać lub zapomnieć znaczenie wielu pożytecznych czy nawet fundamentalnych słów albo też by ten zanik pamięci przyjąć do wiadomości lub zaakceptować.
Niestety nasi zachodni sąsiedzi biją nas w bardziej pożytecznych konkurencjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz