piątek, 16 stycznia 2015

Ta wredna i chciwa „panna s”



Przeczytałem gdzieś taką sugestię, teorię spiskową w zasadzie, wedle której cała awantura z górnikami a w właściwie ze Śląskiem (choć miało być chyba faktycznie tylko z górnikami) to taka PiaRowa ustawka, która pokazać miała, że z Ewy Kopacz to chłop na schwał, za którym, bardziej niż za mundurem (górniczym na przykład), cały naród sznurem. Nie wiem oczywiście jak to tam naprawdę jest choć jakoś logicznie kupy się ta teoria trzyma.

Niewiele pewnie z tego wyszło bo jeśli była faktycznie taka intryga, opierać się miała chyba na tym, że się na tych górników napuści całą resztę Polaków i w efekcie przez następne dziesięciolecia będą się ci byli już wtedy górnicy tłumaczyć tej reszcie Polaków jak w ogóle mogli na niej, tej reszcie tak bez litości pasożytować.

Wnoszę to z przekazu medialnego, który skupił się głównie na 14 pensji pasożytów i udowadnianiu, iż nie godzi się, żeby jakiś górnik śmiał zarabiać więcej niż pracownik banku w Warszawie. Wszak jakaś logika tych, co to tak ochoczo artykułowali, nijak nie dopuszcza żeby jakiś brudny i spocony fizol z prowincji zarabiał więcej niż gostek, co to wie jaki krawat założyć do konkretnej koszuli. I jeszcze wie jak ten krawat zawiązać a po założeniu na przykład gumiaka dostałby chyba z wrażenia gangreny!

Przez chwilę sądziłem, że ten plan może się udać bo tak, jak ten głupol, który o tym górniku i o tym bankierze pisał, myśli niemało Polaków. Szczególnie tych, którzy pracują akurat w bankach w Warszawie.

No ale potem firmującej ten szczwany plan pani Ewie szyki pomieszał Franek. Szwajcarski ściśle mówiąc. I nagle ten pachnący bankowiec z idealnie zawiązanym krawatem znalazł się, jak to się brzydko ale bardzo obrazowo mówi, w dupie nie mniejszej niż ci, których restrukturyzować czy tam wygaszać chce pani Ewa i jego warszawska optyka pewnie się zmieniła.

Niejeden z nich, tych z warszawskich banków, co zachłysnęli się kiedyś życiem i życie sobie poukładali za tego franka, pomyślał, że w sumie fajnie by było, jakby państwo coś tam z tym jego kredytem we frankach zrobiło. I na oczekiwania górników, że państwo coś tam z ich problemami zrobi patrzył już jakby z innej pozycji. Bardziej empatycznej.

Tak mi się przynajmniej wydaje.

Sprawa franka i tych, którzy się swego czasu nie niego dali skusić to oczywiście taka całkiem poboczna dygresja, oparta jedynie na moich domysłach. Być może nie mających żadnego związku z twardą rzeczywistością. W której ci od franków będą płakać, płacić i dalej twardo uważać tych górników za oczywistych pasożytów.

Pisać chciałem o czymś zupełnie innym. Co w jakiś tam sposób ta moja hipotetyczna bliskość górnika i bankowca z Warszawy jak najbardziej ilustruje.

W tym co dzieje się na Śląsku taką najbardziej przyziemną tragedią jest oczywiście los tych, którym zamkną kopalnie, los miast, które bez kopalni stracą rację bytu. To taka tragedia konkretna i i niejako dająca się bez problemu zmierzyć.

Jednak w tle widoczna jest, mam nadzieję że dla wielu choć pisze się o tym jakby z rzadka, inna, równie groźna. Odwołująca się do tej hipotetycznej ustawki, do sposobu, w jaki „władza” stara się rozgrywać sprawę i w jaki pomagają jej w tym niektóre media.

Odnoszę wrażenie, że w tej sprawie a wcześniej w awanturze kolejnych ministrów z nauczycielami i lekarzami wrogiem nie byli tak naprawdę nauczyciele, lekarze czy górnicy ale solidarność między ludźmi. Pisana małą literą więc niejako rozumiana szerzej niż kiedyś „panna S”, którą przywołałem w tytule.

Szczucie na nauczycieli i później na lekarzy zdawało się być skuteczne. Mało kto albo zgoła nikt nie miał zamiaru „umierać” za te rozpasane w swych oczekiwaniach grupy zawodowe. Przy górnikach rzecz wygląda inaczej. Nagle obok nich stanęli kolejarze, hutnicy, policjanci i kto żyw. Bo Bytom to nie jakaś tam szkoła czy zakład podstawowej opieki zdrowotnej, który minister może od ręki zastąpić SOR-em w szpitalu. Można go zastąpić Glasgow, Londynem, Dublinem, Hanowerem a nawet Reykiavikiem ale chyba nie o to chodzi i chyba powiedzieć tego nie miałby odwagi powiedzieć nawet chłop z jajami, za jakiego miała uchodzić pani Kopacz.

Ten aspekt wojen czy tez kolejnych kampanii w wojnie, którą zaczęła obecna ekipa, choć nie łączą się z nimi tak twarde rezultaty jak utrata pracy, dezorganizacja życia całych zbiorowości czy wręcz podcięcie podstaw egzystencji, w moim odczuciu jest równie groźny. Jest on nie jak atak bezwzględnego wirusa na konkretny organ organizmu społecznego tylko na jego układ immunologiczny.

Bo nim jest poczucie wspólnoty i solidarności. Kiedy jej zabraknie albo gdy psujom z PO uda się ja zniszczyć, okaże się, że przez te 25 lat historii zatoczyliśmy idealne koło. Z miejsca, w którym od solidarności zaczęły się zmiany do miejsca, w którym zmiany zabiły solidarność.

Może coś bym jeszcze mógł napisać ale poprzednie zdanie to esencja. Reszta to już byłaby woda do jej rozcieńczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz