Zacznę od prośby do admina, by zbyt
pochopnie nie karał mnie a właściwie mojego tekstu za dosadność tytułu. W niej
bowiem zawiera się rzecz poważniejsza
niż na pierwszy, drugi i jeszcze kilka następnych rzutów okiem wygląda. W sumie
nie tyle nawet poważna co wręcz monumentalna. I postaram się to pokazać.
Nie mam wątpliwości, że dzieją się teraz
rzeczy istotniejsze niż nawet dość bliskie retrospekcje ale wrócę jeszcze do
Paryża sprzed kilku dni. Inspiracją tekstu, co pewnie wielu zaskoczy, była
wczorajsza rozmowa pani Moniki Olejnik z Adamem Hofmanem. Przyznam szczerze, że
pamiętam z niej urywki jedynie bo dużo bardziej wciągnęło mnie i pochłonęło bez
reszty poszukiwanie sensu zapraszania przez pierwszą diwę naszego
dziennikarstwa ostatniej (tak pewnie wielu w tym i ja, uważa) ofermy polskiej
polityki AD 2014. Było to chyba coś w rodzaju kuszenia św. Antoniego na miarę
naszej sceny czy tam mainstreamu. Miał się skuszony Ant… znaczy Adam najpewniej
stać kolejnym Dornem w wersji z bardzo niepełnym wyposażeniem, nibyGiertychem a w każdym razie prawieMarcinkiewiczem.
Będącym na podorędziu gdy będzie akurat trzeba charknąć na Kaczyńskiego. Tym
razem (nie, wcale nie zaskakując mnie) Hofman nie dał się skusić. Choć pani
Monika nie ustawała, żeby mu czarno na białym, ze wszystkimi kropkami nad i wykazać,
że tak naprawdę to go wykończył Kaczyński.
No i w pewnej chwili pani Monika
spróbowała choć poszczuć Hofmana na jego następcę, obecnego rzecznika PiS
Mastalerka. Zapytała pana Adama o jego opinię na temat opinii Mastalerka o tym
co stało się w Paryżu. Nie, nie chodzi o zamach na redakcję „Charlie Ebdo” lecz
o światowy zjazd przywódców z tym zamachem związany. Przypomnę, że Mastalerek
uznał, że było to głupie. Hofman nota bene stwierdził to samo wywołując u pani
Olejnik wzmożone wydzielanie piany i okrzyk, że „cały świat to oglądał”. Dużo wysiłku
kosztuje mnie teraz powstrzymanie się od jakiegoś komentarza o specyfice
upodobań „całego świata” przejawiających się frekwencją przed ekranami.
I tu zostawimy Hofmana, Olejnik i
Mastalerka. Zostańmy natomiast przy stwierdzeniu tego ostatniego, że masowy
spęd przywódców całego świata przy okazji rzeczonego aktu terroru był głupi. Z
dwóch powodów był głupi ale ja akurat pominę to, że idiotą jest każdy, kto na dźwięk
strzelaniny biegnie tam, skąd on dochodzi. Zajmę się wyższym, znacznie wyższym
poziomem tej głupoty.
Zamach na „Charlie Ebdo” oczywiście nie
był pierwszym w historii świata ani nawet Europy zamachem terrorystycznym. Nie
był też najbardziej tragiczny. W zamachu na londyńskie metro zginęło ponad 50
osób, w Madrycie terroryści zabili prawie 200 pasażerów zaś ofiary WTC w Nowym
Jorku liczy się w tysiącach. Do żadnego z tych miast światowi przywódcy nie
popędzili w takich liczbie i tak ostentacyjnie. Nie obfotografowywali się też
masowo informując „jestem…”. No właśnie, kim?
To, że nie Londyn, nie Madryt ani
Nowy Jork tylko Paryż stał się miejscem tej demonstracji o skali, jakiej chyba wcześniej
nie widziano, wynika więc nie ze skali ale ze znaczenia tragedii. Wychodzi na
to, że za ofiarami tragedii w Paryżu stoją jakieś wyjątkowe wartości, których
nie da się odnaleźć a przynajmniej nie w takiej skali w tych wcześniejszych tragediach.
Kiedy ktoś upublicznia swoją podobiznę
z informacją „Jestem Charlie” co to może oznaczać? Bo przecież nie to, że
Donald Tusk, Paweł Graś, Gerard Depardieu, Helen Miren, i pewnie pół
cywilizowanego świata z nieznanego powodu nagle zmieniło sobie imię. Kryje się
za tym, tak mniemam, jakiś sens, jakieś konkretne znaczenie. Jak mi się wydaje
to, że ów ktoś jest „tym Czarlim”, który mimo serii kul żyje, twardo trzyma ten
swój ołówek i wbrew przekonaniu morderców zaraz… No właśnie. Wychodzi na to, że
zaraz narysuje tę goła d*** Mahometa. I będzie tych gołych d** Mahometa tyle, że
nie starczy na nie wszystkich kałachów jakie są w rękach wszystkich islamskich
ekstremistów.
Można oczywiście widzieć w tym jakiś głębszy
czy nawet bardzo głęboki sens. Choćby to, że wysyp tych gołych d*** byłby chyba
jedyną wojną, której z naszą cywilizacją nie będą w stanie w żadnej skali
wygrać brodaci wyznawcy Proroka. Jedyną. Wszystkie inne wygrają. A czemu to już
temat na inną notkę.
Jednak znalezienie w tym sensu jest o niebo
trudniejsze kiedy się wie, że nikt wcześniej
tak ostentacyjnie i tak publicznie nie był Richardem, Elizabeth, Carrie, Evą,
Marią Nurią, Anką Valerią, Wiesławem i tysiące innych. Na ich pogrzeby zjechali
się oczywiście wielcy ale nigdy nie poczuli potrzeby chwycenia się pod ramiona
i manifestacyjnego przemarszu, na który miałby patrzeć z otwartymi ustami cały
świat i Monika Olejnik.
I ja w zasadzie nie dziwię się nawet
tym wielkim. Gdyby każdego zabitego w terrorystycznym zamachu chcieli czcić
takim samym marszem, pewnie na nic innego nie mieliby już czasu tylko
chodziliby, chodzili aż ich by nagniotki i łokcie rozbolały. Wielu pewnie
pomyśli, że nie byłoby to nawet takie złe.
Skoro więc nie chodzili po Londynie,
Madrycie czy Nowym Jorku, znaczy, że to właśnie w Paryżu bestie zamachnęły się
na największą wartość naszej cywilizacji. Nie było nią nic, co reprezentowali ci
wszyscy ludzie, zwykli, mniej zwykli i całkiem niezwykli, którzy jechali metrem,
pociągiem czy windą. W Londynie, Madrycie, Nowym Jorku. Tylko to, co oferowali
nam „Charli Ebdo”.
I tak mi z tego wychodzi, że
największą wartością albo też osiągnięciem naszej kultury czy tam cywilizacji
jest ta narysowana gola d*** Mahometa. I to już wygląda mi naprawdę głupio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz