środa, 14 stycznia 2015

Goła d*** Mahometa



Zacznę od prośby do admina, by zbyt pochopnie nie karał mnie a właściwie mojego tekstu za dosadność tytułu. W niej bowiem zawiera się rzecz  poważniejsza niż na pierwszy, drugi i jeszcze kilka następnych rzutów okiem wygląda. W sumie nie tyle nawet poważna co wręcz monumentalna. I postaram się to pokazać.

 Nie mam wątpliwości, że dzieją się teraz rzeczy istotniejsze niż nawet dość bliskie retrospekcje ale wrócę jeszcze do Paryża sprzed kilku dni. Inspiracją tekstu, co pewnie wielu zaskoczy, była wczorajsza rozmowa pani Moniki Olejnik z Adamem Hofmanem. Przyznam szczerze, że pamiętam z niej urywki jedynie bo dużo bardziej wciągnęło mnie i pochłonęło bez reszty poszukiwanie sensu zapraszania przez pierwszą diwę naszego dziennikarstwa ostatniej (tak pewnie wielu w tym i ja, uważa) ofermy polskiej polityki AD 2014. Było to chyba coś w rodzaju kuszenia św. Antoniego na miarę naszej sceny czy tam mainstreamu. Miał się skuszony Ant… znaczy Adam najpewniej stać kolejnym Dornem w wersji z bardzo niepełnym wyposażeniem,  nibyGiertychem a w każdym razie prawieMarcinkiewiczem. Będącym na podorędziu gdy będzie akurat trzeba charknąć na Kaczyńskiego. Tym razem (nie, wcale nie zaskakując mnie) Hofman nie dał się skusić. Choć pani Monika nie ustawała, żeby mu czarno na białym, ze wszystkimi kropkami nad i wykazać, że tak naprawdę to go wykończył Kaczyński.

No i w pewnej chwili pani Monika spróbowała choć poszczuć Hofmana na jego następcę, obecnego rzecznika PiS Mastalerka. Zapytała pana Adama o jego opinię na temat opinii Mastalerka o tym co stało się w Paryżu. Nie, nie chodzi o zamach na redakcję „Charlie Ebdo” lecz o światowy zjazd przywódców z tym zamachem związany. Przypomnę, że Mastalerek uznał, że było to głupie. Hofman nota bene stwierdził to samo wywołując u pani Olejnik wzmożone wydzielanie piany i okrzyk, że „cały świat to oglądał”. Dużo wysiłku kosztuje mnie teraz powstrzymanie się od jakiegoś komentarza o specyfice upodobań „całego świata” przejawiających się frekwencją przed ekranami.

I tu zostawimy Hofmana, Olejnik i Mastalerka. Zostańmy natomiast przy stwierdzeniu tego ostatniego, że masowy spęd przywódców całego świata przy okazji rzeczonego aktu terroru był głupi. Z dwóch powodów był głupi ale ja akurat pominę to, że idiotą jest każdy, kto na dźwięk strzelaniny biegnie tam, skąd on dochodzi. Zajmę się wyższym, znacznie wyższym poziomem tej głupoty.

Zamach na „Charlie Ebdo” oczywiście nie był pierwszym w historii świata ani nawet Europy zamachem terrorystycznym. Nie był też najbardziej tragiczny. W zamachu na londyńskie metro zginęło ponad 50 osób, w Madrycie terroryści zabili prawie 200 pasażerów zaś ofiary WTC w Nowym Jorku liczy się w tysiącach. Do żadnego z tych miast światowi przywódcy nie popędzili w takich liczbie i tak ostentacyjnie. Nie obfotografowywali się też masowo informując „jestem…”. No właśnie, kim?

To, że nie Londyn, nie Madryt ani Nowy Jork tylko Paryż stał się miejscem tej demonstracji o skali, jakiej chyba wcześniej nie widziano, wynika więc nie ze skali ale ze znaczenia tragedii. Wychodzi na to, że za ofiarami tragedii w Paryżu stoją jakieś wyjątkowe wartości, których nie da się odnaleźć a przynajmniej nie w takiej skali w tych wcześniejszych tragediach.

Kiedy ktoś upublicznia swoją podobiznę z informacją „Jestem Charlie” co to może oznaczać? Bo przecież nie to, że Donald Tusk, Paweł Graś, Gerard Depardieu, Helen Miren, i pewnie pół cywilizowanego świata z nieznanego powodu nagle zmieniło sobie imię. Kryje się za tym, tak mniemam, jakiś sens, jakieś konkretne znaczenie. Jak mi się wydaje to, że ów ktoś jest „tym Czarlim”, który mimo serii kul żyje, twardo trzyma ten swój ołówek i wbrew przekonaniu morderców zaraz… No właśnie. Wychodzi na to, że zaraz narysuje tę goła d*** Mahometa. I będzie tych gołych d** Mahometa tyle, że nie starczy na nie wszystkich kałachów jakie są w rękach wszystkich islamskich ekstremistów. 

Można oczywiście widzieć w tym jakiś głębszy czy nawet bardzo głęboki sens. Choćby to, że wysyp tych gołych d*** byłby chyba jedyną wojną, której z naszą cywilizacją nie będą w stanie w żadnej skali wygrać brodaci wyznawcy Proroka. Jedyną. Wszystkie inne wygrają. A czemu to już temat na inną notkę.

 Jednak znalezienie w tym sensu jest o niebo trudniejsze kiedy się wie, że  nikt wcześniej tak ostentacyjnie i tak publicznie nie był Richardem, Elizabeth, Carrie, Evą, Marią Nurią, Anką Valerią, Wiesławem i tysiące innych. Na ich pogrzeby zjechali się oczywiście wielcy ale nigdy nie poczuli potrzeby chwycenia się pod ramiona i manifestacyjnego przemarszu, na który miałby patrzeć z otwartymi ustami cały świat i Monika Olejnik.

I ja w zasadzie nie dziwię się nawet tym wielkim. Gdyby każdego zabitego w terrorystycznym zamachu chcieli czcić takim samym marszem, pewnie na nic innego nie mieliby już czasu tylko chodziliby, chodzili aż ich by nagniotki i łokcie rozbolały. Wielu pewnie pomyśli, że nie byłoby to nawet takie złe.
Skoro więc nie chodzili po Londynie, Madrycie czy Nowym Jorku, znaczy, że to właśnie w Paryżu bestie zamachnęły się na największą wartość naszej cywilizacji. Nie było nią nic, co reprezentowali ci wszyscy ludzie, zwykli, mniej zwykli i całkiem niezwykli, którzy jechali metrem, pociągiem czy windą. W Londynie, Madrycie, Nowym Jorku. Tylko to, co oferowali nam „Charli Ebdo”.

I tak mi z tego wychodzi, że największą wartością albo też osiągnięciem naszej kultury czy tam cywilizacji jest ta narysowana gola d*** Mahometa. I to już wygląda mi naprawdę głupio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz