Ewie Kopacz poświęciłem dotąd dość sporo
tekstów, co nie dziwi z uwagi na jej obecną pozycję, zastanawiając się głownie
nad tym co stało czy też stoi za jej wyniesieniem na miejsce, które zajmuje.
Dotąd przypuszczałem a teraz wiem na pewno, że nie są to jej przymioty czy
talenty. Tych, co okazuje się przy kolejnych próbach, pani Ewa Kopacz wydaje
się nie mieć w ogóle. A skoro ich nie ma, pytanie zadane wyżej a raczej
odpowiedź na nie staje się znacznie ciekawsza.
Co by nie sądzić o Donaldzie Tusku,
Kopacz zdecydowanie nie była jego „naturalnym następcą”. Śmiem twierdzić, że
nikt w PO nie był „naturalnym następcą” Tuska. Po części to oczywiście kwestia
formatu Tuska, który nawet bardzo źle oceniany, nie powinien być uważany za
polityczną miernotę ale także i to, że był Tusk dla PO niczym mitologiczny Prokrust
przycinający ją skutecznie, by nikt nie wyrastał formatem ponad szefa.
I w tym chyba szukać trzeba klucza do
przedsięwzięcia, które pozwoliłem sobie w tytule nazwać „projektem Ewa Kopacz”.
„Konglomerat niskich” (ktoś pewnie
zasugeruje, że raczej miernot), którym stała się PO po wieloletnim wycinaniu
przez Tuska wszystkiego, co jego zdaniem za bardzo wyrastało, musiał po odejściu
hegemona stanąć przed kryzysem przywództwa. Choć potencjalnym następcom bardzo,
bardzo daleko do diadochów Aleksandra Wielkiego, Tusk nie powtórzył kroku wielkiego
władcy i wodza i nie powiedział „niech wygra lepszy”.
Trudno powiedzieć czy dla PO nie byłoby
z dzisiejszej perspektywy lepsze jakieś być może nawet bolesne dla partii
przesilenie, z którego zwycięski wyszedłby faktycznie ktoś mocny. Mocny i w
partii i w głowie.
Zamiast tego wymyślono panią Ewę
Kopacz jako formułę przejściową. Oczywiście można się zdumiewać… Można się było
zdumiewać już wtedy jak można kogoś takiego stawiać na czele partii, szykującej
się do trzeciej zwycięskiej elekcji. W końcu to, co my dziś oglądamy i wiemy o
Kopacz, wewnątrz Platformy musiało być wiadome i widoczne w zasadzie od zawsze.
Chyba że tam wszyscy są ślepi, głusi i do tego jeszcze głupi.
Przejściowość pani Kopacz miała swoje
zalety. Komuś w PO, Tuskowi, Ostachowiczowi czy jeszcze innemu bez nadmiernego
deficytu oleju w głowie musiało się zdawać, że to najlepszy a może i jedyny
pomysł na to, by partia nie uległa autodestrukcji w roku wyborczym właśnie w
wyniku gwałtownego ustalania kto tam jest tym „najlepszym”.
Bez własnej frakcji, bez charyzmy i w
zasadzie bez niczego, co do przywództwa jest konieczne Ewa Kopacz miała nie
stanowić zagrożenia dla tych „samców alfa” w partii, którzy kiedyś musieli
rzucić się sobie do gardeł w walce o prawdziwe przywództwo. To zaś miało nastąpić
w bezpiecznej perspektywie trzeciej wygranej kadencji.
Najwyraźniej jednak nikt nie przewidział,
że może pani Kopacz stanowić poważniejsze zagrożenie. Nie dla potencjalnych
wodzów lecz dla całej partii.
Chcąc więc uniknąć konfliktu jesienią
ubiegłego roku, po którym dziś leczyłaby pewnie rany, Platforma zafundowała sobie
coraz bardziej nieuchronna wojnę domową, po której może nie zdążyć dojść do równowagi.
Sądzę, że jeśli ktoś w końcu podejmie decyzję o wygaszeniu „projektu Ewa Kopacz”,
następnego projektu z kolejnym letnim „tymczasowym przywódcą” już nikt nie
zaryzykuje. Zatem już teraz będzie musiało pójść na noże.
Po całej serii zwykłych gaf i rzeczywistych
porażek, nie równoważonych żadnym faktycznym i ledwie paroma ukutymi przez
propagandę sukcesami to, co nastąpiło wczoraj można by nazwać cyrkiem.
Ja tego jednak tak nie nazwę i
odradzam wszystkim, którym podobna pokusa przyszłaby do głowy.
Obserwując wygibasy pani Premier i
jej najbliższego otoczenia faktycznie można uznać, że mamy wątpliwą przyjemność
oglądać ewolucje na linie wykonywane przez kogoś, kto chyba zapomniał
wspomnianej liny.
Problem w tym, że to nie jest jakiś
kiepski spektakl, na który kupiliśmy bilety by się rozerwać. To jest, i tu
napisze dużymi literami by nikt nie przeoczył, PROCES KIEROWANIA PAŃSTWEM. Z
tego trzeba sobie zdawać sprawę.
Wiem, że uświadomienie sobie tego
jest czymś naprawdę dramatycznym. I nie ma się z czego śmiać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz