Przymiarki do zbliżającej się coraz bardziej
prezydenckiej elekcji pokazują rzecz zdumiewająca. To mianowicie, że pierwszym
krokiem na scenie politycznej i to ogólnokrajowej staje się kandydowanie na
ten, przynajmniej teoretycznie, pierwszy urząd w państwie. Przypadek Magdaleny
Ogórek, która mało kto kojarzył nie tylko z SLD ale w ogóle kojarzył jest przykładem
najbardziej jaskrawym acz nie jedynym.
Gdyby jakiś czas temu pytać choćby i zaawansowanych w meandrach naszej
polityki komentatorów sceny o potencjalnego kandydata PSL, pana Jarubasa nie
wszyscy wiedzieliby pewnie o kim mowa. I tak można by pewnie o niemal wszystkich
konkurentach obecnej Głowy Państwa z wyjątkiem Korwina i Palikota, którzy są w
tej stawce najbardziej rozpoznawali i, paradoksalnie, uzyskają chyba
najmniejsze poparcie. Dotyczy to także głównego konkurenta Bronisława Komorowskiego,
Andrzeja Dudy, który przed wyznaczeniem na kandydata był pod względem
rozpoznawalności daleko za czołówką swej partii.
Co sprawia, że mało który z grubych
graczy naszej sceny politycznej marzy o zajęciu pierwszego miejsca w państwowej
precedencji? Uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że odpowiada za to
konstytucyjne usytuowanie prezydentury. Politycy tacy jak Wałęsa, Kwaśniewski
czy Lech Kaczyński, działając niemal w tym samym porządku konstytucyjnym (wiem, Wałęsa i po części
Kwaśniewski mogli jednak więcej) potrafili zbudować sobie znaczącą pozycję w
polityce.
W mojej ocenie za upadek znaczenia
prezydentury odpowiadają Donald Tusk i Bronisław Komorowski. Już widzę reakcje
przekonanych o tym, że wszystko, czego dotykał Tusk zmieniało się w złoto a
Komorowski sam jest ze złota.
Wkładem Tuska w marginalizację
prezydentury była jego szczera wypowiedź, ukazująca fasadowość tego urzędu
(słynny strażnik żyrandola), nie mającego przy silnym premierze nic do
powiedzenia. Wkładem Komorowskiego było to, że całym sercem i każdym innym
członkiem postanowił dowieść, ze Tusk się nie myli.
Ktoś powie oczywiście że się mylę i
na dowód poda badania opinii, wedle których największym autorytetem spośród
naszych polityków cieszy się właśnie Prezydent. Nie neguję tego faktu. Gotów
jednak jestem iść o zakład, że gdyby tych, którzy wskazali Komorowskiego
spytać, cóż takiego zrobił ten polityk by zasłużyć na takie uznanie, większość z
nich po długim namyśle odpowiedziałaby, że… nic.
I to właśnie jest miarą znaczenia i
przydatności tego najwyższego urzędu w państwie. Myślę, że podobny kłopot z tym
pytaniem jak przeciętny Polak mieliby także wytrawni obserwatorzy sceny
politycznej. Jeśli maja inne zdanie niech mnie przekonują.
Oczywiście mam świadomość wielu
głosów, wskazujących, że Bronisław Komorowski konsekwentnie wzmacnia swoją
pozycję na scenie politycznej. Tyle tylko, że nie poprzez swe prerogatywy ani
tym bardziej przez charyzmę, której tyle u niego ile sportu było w papierosach „Sport”.*
Fakt, że Głowa Państwa dla wzmocnienia
swej pozycji potrzebuje takich sojuszników jakich sugeruje się Komorowskiemu
też nie najlepiej świadczy i o Komorowskim i o funkcji, którą sprawuje.
W tym wszystkim dość zabawnie
prezentuje się ta powiększająca się stawka konkurentów naszej Głowy. Jak mantra
powtarzana jest w mediach opinia, wedle której szanująca się partia nie może
sobie pozwolić na to, by w wyborach prezydenckich nie wystawić kandydata. W
związku z tym „szanujące się” partie dokonały inwentaryzacji swych głębokich rezerw
wyszukując Dudy, Ogórki lub jakichś liderów struktur świętokrzyskich. Na swych
liderów postawiły jedynie partie, które się nie szanują. Kongres Nowej Prawicy
reprezentować będzie kandydat pozbawiony właśnie władzy z uwagi na niemoralne
prowadzenie się a o szanowaniu się przez Twój Ruch w ogóle szkoda gadać skoro
kto żyw z tej partii czmycha.
W tej sytuacji najciekawsze w tej
nieciekawej elekcji będzie to, jeśli Komorowski będzie musiał z partyjnymi
rezerwami walczyć w II turze. Pewnie wygra ale będzie to takie zwycięstwo jak
wygrana naszych futbolistów z San Marino w dogrywce.
* To (użyta przeze mnie nie po raz pierwszy) parafraza z
Wiśniewskiego-Snerga, który, pytany o fantastykę naukową, stwierdził, że
dokładnie tyle w niej nauki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz