Mocno zastanawiam się czy tekst jest
z kategorii polityki czy raczej kultury. Dylemat wynika choćby z nawiązań,
które zawarłem w tytule. Druga jego część zapożyczona jest oczywiście z tytułu
dzieła redaktora naczelnego medium, które w dziele redefinicji pojęcia „honor” poniosło
i nadal ponosi wielkie zasługi i równie wielkie ofiary. Największą jest chyba
niejaki Andrzej Maleszka aka „Ketman”. O pierwszej z tytułowych inspiracji
oczywiście też będzie, ale nieco dalej.
Sprawa Boni- Korwin czy, jak kto woli,
Korwin-Boni wybuchła nagle acz głośno. Głośniej od tego plaskacza, który odbił
się od oblicza byłego wielokrotnego konstytucyjnego ministra i obecnego (o
zgrozo) reprezentanta Polski i Polaków w szerokim świecie. Zakończyć się zaś
miała, jak mniemam, od pogrzebania „faszysty” Korwina i sprawy, której on
patronuje i która napędza niemałego strachu naszej elicie od KPRM począwszy,
przez różnych Andrzejów Celińskich aż po największe redakcje i Azraela
Kubackiego, który, jak wielu wie doskonale, jest dżentelmen, który sawuarwiwr
zapija sojową latte na każde śniadanie.
To, że sprawa umarła równie nagle jak
nagle Boni dostał w pysk, wynikło wcale nie z tego, że, jak na początku przekonywano
w związku z nią, „w sieci wrze z oburzenia” ale właśnie dlatego, że niewspółmierna
do wrzącego „oburzenia” była skala poparcia czynu Korwina oraz kpin z Boniego –
beksy, czy też, jak go jeszcze częściej nazywano, „cipy”.
Można by powiedzieć, że ów obiecujący
serial skończył się, tak jak ów w którym zagrała pani Mia Wallace, na tak
zwanym „pilocie”. Jak widać nauka „honoru” autorstwa „Wyborczej”, pokazującej „jak
hartowała się stal” w oparciu o osobiste przykłady Jaruzelskiego i Kiszczaka,
zdecydowanie poszła w las.
A skoro jesteśmy już przy filmowych
klimatach, można pomyśleć, że to wymarzony pomysł na ciekawy scenariusz. Zgadam
się. Tyle, ze został on już nie tylko napisany ale i zekranizowany. Wielu
szanownych czytelników oglądało zapewne film „Wodzirej” Feliksa Falka z 1978 r.
Pewnie byli dotąd szczerze przekonani, że jest to film o wyjątkowej szui czy
też, jakby to powiedział Korwin, gnidzie, która dla osiągnięcia konkretnej
korzyści była w stanie posunąć się do każdej podłości. Kto tak uważał, dziś,
A.D. 2014 musi przyznać, że był w tak zwanym „mylnym błędzie”. W rzeczywistości
to opowieść o rzutkim i niebanalnym młodym człowieku, który ma, owszem, swoje
wady, ale konsekwentnie dąży do wyznaczonego celu i, co najważniejsze, osiąga
go. W zamian spotyka go despekt ze strony pewnego nienawistnika i trwające już
ponad 30 lat niezrozumienie.
Kulminacją tej historii jest scena, w
której Lutek Danielak, zaraz po tym gdy mówi mu „dzień dobry”, dostaje z liścia
od Romana Hawałki i wykrzykuje „[…]uderzył mnie w twarz. To nie jest
normalne!!”*… Ups, to znaczy zaraz po tym, gdy powiedział „Ale im
pokazaliśmy” dostaje z liścia od Romana Hawałki i wykrzykuje „Romek! Za co?”.
Tak poważnie ciekawe, czy specom z Czerskiej,
Wiertniczej lub Celińskim i Azraelom przeróżnym przyszłoby do głowy, by wciskać dziś obywatelom, że danie w mordę
Danielakowi to było coś haniebnego, za co „nikt przyzwoity” nie powinien nawet
oddychać tym samym powietrzem co Romek Hawałka?
To oczywiście pytanie retoryczne, bo
nieoczekiwana dla wspomnianych reakcja „przypadkowego społeczeństwa” równie
mocno poszła pod prąd „poczuciu przyzwoitości” części elit i wsparła działanie
wedle tych elit nieprzyzwoite. Nie stanęło ono, to społeczeństwo, na wysokości
zadania sprytnie przygotowanego przez owe elity.
Gdyby chcieć zastanowić się, czemu
tak się stało, warto zauważyć choćby i to, że Korwina poparła całkiem spora
liczba osób, którzy go nie popierają jako polityka i nie mają zamiaru popierać
jego politycznych planów i zamysłów. Poparły one Korwina przekonane, że jego
samosąd był aktem sprawiedliwości, na który, w cywilizowany rzecz jasna sposób,
nie było stać państwa i stworzonego przez nie systemu sprawiedliwości. W
przekonaniu bardzo wielu sytuacja, w której człowiek władzy nie ponosi konsekwencji
swej oczywistej niegodziwości, na której został publicznie pochwycony, i w
poczuciu swej bezkarności czerpie korzyści z publicznej aktywności, jest
przejawem oczywistej niesprawiedliwości.
Szczere (choć oczywiście nie zawsze
słuszne i czyste w swej istocie) poczucie niesprawiedliwości jest zawsze
przyczyną samosądów. Każdy chyba miał w swym życiu przypadek, w którym miał
problem z potępieniem oczywistego samosądu. Miał problem bo w jakiejś sytuacji państwo
i jego organy miały problem z takim wykonywaniem swych obowiązków, by nie
przywodzić na myśl takich słów jak „nieudolność”, „niedbałość”, „niechlujstwo”.
Tak już jest, że Danielakom dajemy w mordę nie zastanawiając się co na to kodeksy
i paragrafy. To w sumie zdrowy odruch. I prawie każdy z nas jakiegoś Danielaka ma
na rozkładzie.
Tak naprawdę czyn Korwina, cokolwiek
by myśleć o jego poglądach i wyborach, nie mieści się bez wątpienia w opisie „dziejów
honoru w Polsce”, w których „ludźmi honoru” są Jaruzelski, Kiszczak i, jak
wykazałem wyżej, Lutek Danielak. Ta
historia, do której Korwin dopisał się dając w gębę Danielakowi… znaczy Boniemu
jest znacznie krótsza. Jeden z kolegów zasugerował, że, przy bardzo wielu różnicach,
mieści się obok takich historii jak ta, której bohaterem był Stanisław Helski,
uderzający 11 października 1994 r. w księgarni na placu PeKaWueN-u (już wtedy i
dziś pl. Legionów ale stara nazwa jakby bardziej adekwatna) we Wrocławiu
kamieniem w twarz Jaruzelskiego. Wtedy też głosów oburzenia było sporo. Ale
Jaruzelski przestał jeździć i „spotykać się z czytelnikami”.
Ktoś z gruntu zły ale nie pozbawiony
inteligencji albo zwyczajnie głupi mógłby próbować teraz zażyć mnie erystycznie
i zapytać, czy w tym schemacie mieści się też pamiętny uczynek Cyby. Technicznie
oczywiście tak. Tyle, że akurat nie moim problemem jest stworzenie sytuacji czy
tam atmosfery, w której ktokolwiek za słuszne i sprawiedliwe mógł uznać
mordowanie ludzi inaczej myślących.
Ps. W historii Stanisława Helskiego
pojawia się kolejny „człowiek honoru”, pan Micewski. Autor uchwały sejmowej
komisji, potępiającej Helskiego. I, jak wyszło, kolega Boniego „we wojsku”. A
raczej „w służbie”.
* Z Twittera via TVP Info http://www.tvp.info/16006001/boni-na-twitterze-korwinmikke-uderzyl-mnie-w-twarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz