Nie wiem jak bardzo dzisiejszy narów
posła Waldemara Pawlaka zaskoczył i, jak mniemam, przynajmniej w części mocno przestraszył
tę część Polski, która jeszcze nie ma w kamieni kupie tego, co nam wyczynia
nasza elita polityczna. Sądząc z miny Donalda Tuska, który musiał się
pofatygować na spotkanie koalicyjnych partnerów, nerwów
było sporo.
Czy można było przewidzieć coś
takiego? Oczywiście. I nie chodzi mi o tradycyjne robienie z gęby cholewy przez
pana posła Eugeniusza Kłopotka, który po raz kolejny dowiódł w mym przekonaniu,
że jest zwykły szmaciarz a nie żaden tam polityk a tym bardziej „ostatni
sprawiedliwy” za jakiego stara się uchodzić. Chodzi raczej o ciśnienie, które
na rok przed wyborami wzrasta w każdej partii. Poza PO bo tam działa zupełnie
inna fizyka.
To ciśnienie, jak sądzę, zaowocowało
choćby niezrozumiałym i kompromitującym medialnie, wobec zwołanego i
roztrąbionego „kongresu zjednoczeniowego” prawicy, świeżym zamieszaniem na
linii PiS- Polska Razem. I proszę mi nie objaśniać jakie to jest oczywiste i
genialne bo starczyły mi objaśnienia Brudzińskiego, który przed kamerą, pytany
z kim się PiS będzie w takim razie jednoczył w sobotę, wobec kryzysu rokowań z
Gowinem i Ziobrą, odparł, że z każdym, kto na kongres przyjdzie. Nawet
zastanawiałem się, czy nie zrobić posłowi Brudzińskiemu przyjemności i nie machnąć
się w sobotę do Warszawy by miał się z kim jednoczyć, ale stwierdziłem, że
szkoda mego czasu.
Ale zostawmy PiS wróćmy do jedynej
siły politycznej, która jest w stanie, jak dziś doskonale było widać, naprawdę
zatrząść naszą sceną polityczną. Do PSL-u. Trudno mi ocenić jak mocno ciśnie na
zapleczu ludowców i jak oni to znoszą. Jednak nie tylko dziś jestem ale od jakiegoś
czasu byłem zdania, że można to było wykorzystać by odsunąć od władzy Tuska i
jego bandę dziwolągów. To odsunięcie, jeśli wierzyć składanym deklaracjom, to
absolutny priorytet całej opozycji, od „pisiaków” począwszy a na „ruchersach” kończąc.
Oczywiście warunkiem bezwzględnym
było, być może najbardziej niemożliwe z rzeczy w naszej polityce niemożliwych, porzucenie
wszelkich uprzedzeń, pretensji i ostrych ocen, które opozycję dzieliły i dzielą.
Tu, jak mniemam, wywołam protesty czytających, którzy zaczną mi przypominać o
zasadach i klarować, że pewnych rzeczy nie powinno się zapominać a zatem również
pewnych rzeczy nie wolno robić.
Też tak uważam, ale uważam również,
że w polityce istnieją bardzo rozmaicie poustawiane priorytety. Z nich
najpierwszym jest dobro Polski i jej obywateli. W mojej ocenie najbardziej
szkodzi jej pozostawanie u władzy ludzi, którzy zdemolowali już chyba wszystko,
co do zdemolowania było. Daleko za tym jest to, że się pan A nie cierpi z panem
B a obu ich nie znosi pan C. Jeśli ukryci pod kolejnymi literkami alfabetu
politycy są politykami poważnymi, powinni sobie wyobrazić, że w pewnych,
fundamentalnych sprawach potrafią jeśli już nie dogadać się to choć pogadać.
Wyobraźmy więc sobie, że wtedy, gdy
była ku temu najlepsza okazja, czyli zaraz po ujawnieniu kulinarnych upodobań i
specyficznych konceptów „polityki monetarnej” Belki i Sienkiewicza, jednak
potrafiliby się nasi opozycyjni „gracze” dogadać co do tego, że odsuwają Tuska
z Sienkiewiczem i Sikorskim od władzy. I tu przejdę do mojej rozmowy w Gdyni z
Futrzakiem. Tuż przed koncertem Black Keys czyli przeszło tydzień temu. Futrzak
nawet zgodził się z tym, że tak to powinno wyglądać ale przypomniał również, że
to i tak zbyt mało aby przełamać koalicję i dodał, że nie widzi kandydata,
który mógłby pogodzić tak cudnie zjednoczoną (hipotetycznie oczywiście)
opozycję.
Wtedy właśnie wyjąłem z rękawa asa,
rzucając go na stół przed Futrzakiem. Oczywiście stół w Babich Dołach był
umowny ale as jak najbardziej poważny. Waldemar Pawlak.
Futrzak oczywiście wątpił, czy ów
polityk zdecydowałby się w to zagrać a ja dowodziłem, że w obecnym układzie ma
niewiele albo i nic do stracenia a do zyskania wszystko. Nie dodałem przez
zapomnienie, że ma pan Waldemar stosowne doświadczenie.
Wtedy Futrzaka nie przekonałem.
Ciekawe czy pamięta on jeszcze naszą rozmowę i jak patrzy na nią z dzisiejszej
perspektywy.
Polityka, tak myślę, poza zasadami do
przestrzegania, wymaga także niemal nieograniczonej wyobraźni. I z punktu
widzenia naszych doświadczeń trudno wskazać, co jest w niej bardziej przydatne.
To, co potrafiłem sobie wtedy
wyobrazić, dziś, po nieudanym ale jakże obiecującym puczu Pawlaka, pozostawia
niedosyt. Mogło być tak ciekawie. Nie dziś, tylko wtedy. Takie okazje zdarzają się
rzadko i jeszcze rzadziej powtarzają. Dziś, jutro, pojutrze będzie o nie coraz
trudniej. Myślę, że wyobraźnia Tuska pokazał mu dziś takie opcje, po których na
chwilę flaki mu się przenicowały. I wie już, na co i na kogo powinien uważać. A
my zobaczymy pewnie niedługo co w jego przypadku mieści się pod pojęciem „uważać”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz