Sytuacja
międzynarodowa ma obecnie tak wielką dynamikę, że trudno za nią komukolwiek
nadążyć. Nawet tym, którzy zazwyczaj wszystko wiedzą i którym nie jest wszystko
jedno. Człowiek wraca sobie dziś z pracy, widzi na wystawie dzisiejszą ale
składaną wczoraj „Gazetę Wyborczą”, która obwieszcza, że „Europa straciła
cierpliwość” i że „dziś wprowadzi kolejne sankcje”, a wie doskonale, że to już
mocno nieaktualne. Bo Europie chyba cierpliwość z nagła wróciła i kolejnych sankcji
nadal nie ma. Choć nasz minister Sikorski, nie pierwszy rzecz jasna raz,
zapowiadał stanowczą reakcję, która mocno uderzy w Rosję, bo jakoby „czara się
przelała”. Sankcje, jak wyjaśnił pan Sikorski, mają być „precyzyjne” i
„inteligentne”. Następnie objaśnił, że w ich ramach, ewentualne embargo w
sferze obronności miałoby dotyczyć tych kontraktów na sprzedaż broni do Rosji,
które dopiero miałyby być zawarte. Nie objęłoby więc na przykład sprzedaży
Rosji francuskich okrętów desantowych Mistral. Trudno mi zgadnąć czy wspomniany
rodzaj sankcji należy do tych „precyzyjnych” czy też raczej „inteligentnych”.
Wiem natomiast, co przyszło mi do głowy, kiedy o nich przeczytałem. Przypomniał
mi się cytat z praszczura i imiennika bandyty Putina, towarzysza Władymira
Ilicza Ulianowa, znanego bardziej jako Lenin. On swego czasu oświadczył, że
kapitalistów będzie wieszał na sznurze, który ci mu ochoczo dostarczają. To tak
jak te Mistrale. Pewnie Leninowi też zamierzano następnej partii sznura już nie
opylać.
Proszę
o wybaczenie tego żartobliwego tonu wcześniejszej części tekstu, ale
sprowokowała mnie ta „niecierpliwa” Europa a już szczególnie pan Sikorski ze
swymi „precyzyjnymi” i „inteligentnymi” zapowiedziami. Nie mam zamiaru pisać o
tych wszystkich brukselskich pajacach, którzy postanowili na żywo odegrać
stary, pochodzący z lat siedemdziesiątych albo osiemdziesiątych ubiegłego wieku
żart o szesnaścietysiecydwueścieosiemdziesiątympiątym stanowczym i ostatecznym
ostrzeżeniu ZSRR wobec Chin.
Chcę
napisać o Holendrach. Nawet w pierwszej chwili w tytule miał być „Latający
Holender”. Ale teraz byłoby to raczej niesmaczne. Jest więc „zdumiewający”. Bo
jest głownie o tym, co mnie w Holendrach dziś zdumiewa.
I wcale nie myślę o tamtejszym rządzie, który, wspierany przez „opiniotwórcze
media”, próbował początkowo objaśniać rodakom, że nie ma co przesadzać z
reakcją wobec Rosji, bo handel, wymiana gospodarcza i te rzeczy, ale został
zgaszony w tym swym politycznym realizmie przez tamtejszy tabloid, który zażądał
dymisji gabinetu i jego szefa. Zainspirował mnie tekst Starego
Wiarusa „Come have a Waltzing Matilda
with me”*, wspominający między innymi o samolocie Royal Australian Airforce
Boeing C-17 Globemaster III, który przelecieć musiał kilkanaście tysięcy kilometrów,
nad oceanami i cała Azją, by Holendrom, oddalonym o zaledwie (w każdym razie przy
tych kilkunastu tysiącach) dwa tysiące przewieźć z Ukrainy ich zabite dzieci,
rodzeństwo, rodziców, przyjaciół, znajomych. Taka współczesna opowieść o miłosiernym
Samarytaninie.
I właśnie dzięki Staremu Wiarusowi, zastanawiałem
się co z nami tu w Europie jest nie tak. Co jest nie tak z Holendrami, których
Tragedia koło Torez dotknęła najdotkliwiej. Jakoś nie przyjmuję do wiadomości,
a w każdym razie nie bardzo chcę przyjąć, że to ich taka narodowa specyfika. Że
im bez powodu czy choćby krzty racji zabijają 200 rodaków a oni muszą być w wyładowywaniu
jak najbardziej zrozumiałych emocji wyręczani przez jakiś tabloid, w którego naturze
jest wszak pieniactwo i awanturnictwo. Głęboko dziwię się Holendrom,
szczególnie tym, którzy stracili bliskich, tym, którzy mieszkają w tych samych
domach, na tych samych ulicach czy choćby w tych samych miastach co zabici, i
gdzieś tam jeszcze nie tak dawno musieli ich mijać, pozdrawiali się z nimi na ulicach,
że nie ruszyli pod siedzibę holenderskiego premiera żądając, by przestał gadać
i zaczął naprawdę działać. A gdyby jednak śmiał choć słowem napomknąć, że
Holandię i Rosję jednakowoż łączą przeróżne przedsięwzięcia biznesowe, powinni
złapać go za gardło i trzymać tak długo, aż inaczej by zaczął widzieć
priorytety. Być może właśnie powinno mu choć na chwilę zabraknąć tchu, by
pojął, że nie ma nic cenniejszego niż ludzkie życie.
Choć to moje zdziwienie może nie ma sensu. Pojawiła
się dziś w mediach informacja, że w jednym z holenderskich miast mieszka córka
Putina i że pod jej domem planowana jest pokojowa demonstracja. Kto się jednak
dokładniej wczytał, dowiedział się, że planują ją zamieszkali w Holandii
Ukraińcy.
My zaś mówimy o Holandii i Holendrach. Oni jak nikt
inny od lat testują inne, takie jakby bardziej nowoczesne spojrzenie na życie,
śmierć, ich cenę i wartość. Może warunkiem powodzenia takiego testu jest
właśnie amputowanie sobie większej części wrażliwości i współczucia? Może dlatego w Holandii nie wrze, rząd nie
pakuje manatków już po pierwszej sugestii „wyważonego” reagowania.
Dokładnie jest z cała resztą. Mniej dotkniętą tą
tragedią więc mniej zdenerwowana i zdeterminowaną. To, że taki Sikorski od Bóg
wie ilu dni wprowadza te swoje „precyzyjne” i „inteligentne” sankcje bo wie
doskonale, że nikt go nie zapyta czy jeszcze długo tak zamierza. Większości z
nas starczy, że w niemieckiej, francuskiej czy innej gazecie napisano, że jest „wielką
dyplomatą”. Oczekiwać, że jakoś to potwierdzi? No nie bądźmy bezczelni. Tak,
jak nie są bezczelni wobec swoich „Sikorskich” Niemcy, Hiszpanie, Włosi,
Francuzi.
My, ze swym zerowym pojęciem o dyplomacji nierozważnie
nazywamy Putina mordercą, bandyta i jeszcze domagamy się by tej Rosji i temu
Putinowi porządnie przy… A kto z nas wie, co będzie jutro?! Oczywiście Sikorski
też nie wie bo by nie pisała za nim „Wyborcza” o tych „inteligentnych”
sankcjach i tej wyczerpanej cierpliwości. Ale przynajmniej wie, że może być rożnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz