[Tekst skończony wczoraj, niemal dokładnie
wtedy, kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze informacje z granicy
ukraińsko-rosyjskiej. Mimo wszystko jest ciągle aktualny. Może nawet teraz
bardziej. Dlatego wklejam]
Nie zdobywaliśmy rzecz jasna od razu
całej Europy lecz kilka niewielkich przyczółków, smakowitych synekur brukselskich. No i
oczywiście „śmy” to tak umownie bo mnie i większości moich rodaków w tych
rachubach nie uwzględniano. Śmy zdobywali więc niejako tradycyjnie, „ustami
swoich przedstawicieli”. Jak to w demokracji takiej czy owakiej.
Wspomniane starania, na obecnym
etapie podsumowane zostały w sposób doskonale współgrający z ich powagą. Donald
Tusk, objaśniając nas, że Sikorski był w
rywalizacji o stanowisko szefa unijnej dyplomacji bezkonkurencyjny, ale
niestety nie jest kobietą, chyba bezwiednie ujawnił, ile warta jest cała ta gra
o stanowiska i jej zwycięzcy. Z osobna i w kupie. Równie dobrze mógł
oświadczyć, że jest Sikorski rewelacyjny, ale niestety nie pochodzi z kraju psiogłowców.
Albo też, ku naszej rozpaczy, nie ma na półdupku znamienia o kształcie lelii.
Nie chcę zgadywać jakie powody
przesądziły i przesądzą o obsadzie reszty komisarzy lud… unijnych komisarzy.
Nie śmiem stawać w szranki z pomysłowością tych, którzy za obsadę odpowiadają.
Mnie starczy, że im akurat nie starczy to, iż ten czy ów jest
„bezkonkurencyjny”.
Oczywiście jeśli Sikorski stołka brukselskiego nie dostanie, płakać nie
będę. W ogóle nie rozumiem całego wzmożenia i stania na palcach w tej sprawie.
W szczególności trudno mi zrozumieć idiotyczną postawę partii Millera,
która wstrzymała się z wnioskiem o
odwołanie Sikorskiego ze stanowiska szefa naszej dyplomacji by nie zmniejszać
jego szans w staraniach o szefowanie dyplomacji brukselskiej. Kupy się to nie
trzyma. Albo jest Sikorski do dupy albo nie jest. W kwestii czy jest czy nie
jest do dupy to czy tu czy też w Brukseli znaczenie ma niewielkie albo żadne.
Czynnik geograficzny nic nie zmieni.
Rozumiałbym i uważał za logiczne, żeby wstrzymali się, gdyby aspirował do
schedy po Ławrowie. Sam bym pewnie
trzymał kciuki. Ale nie. On miałby być, szanowni panowie z SLD, dalej szefem
NASZEJ dyplomacji. Tylko w innym rozumieniu.
Podejście do stanowisk w Unii i do
starań o nie, czasem rodzi we mnie poważne podejrzenie, że wszyscy, którzy się
tym tak jarają, mają chyba nadzieję, że im tam po znajomości wynosił będzie
taki nasz komisarz w kieszeniach eklerki z posiedzeń.
Nie liczę że mi Sikorski to czy tamto
wyniesie ale nie dlatego nie specjalnie płakał będę po Sikorskim, jeśli
„asztonem” jednak nie zostanie.
I nie tylko dlatego, że nie podzielam
przekonania pana Tuska o wyjątkowości Radosława Sikorskiego. To znaczy konstatuję
to czasem ale nie w sposób, z którego Tusk czy sam Sikorski byłby zadowolony.
Szczerze wolałbym, żeby tym komisarzem został choćby i przedstawiciel Vanuatu,
byleby posiadał te przymioty, które dyplomata posiadać powinien a pan Sikorski
przyswoić ich nie zdołał i już nie zdoła. Przed solidarnością plemienną, płcią
i każdą inną drugorzędną cechą polityczną pierwszeństwo daję kompetencji.
Ale równie istotnym powodem, teraz,
po ostatnich zdarzeniach na granicy Rosji i Ukrainy istotnym w sposób
szczególny, jest ta chora i ślepa miłość Sikorskiego do Władimira
Władimirowicza Putina. Oczywiście nie
sugeruję, że gdyby ujął w swe ręce ster europejskiej dyplomacji, ta z miejsca
podryfowałaby wprost w odbyt kremlowskiego satrapy. Ona i tak podryfuje bo taka
już chyba uroda euroentuzjazmu czy tam europejskiej realpolitik, że najlepiej
rozwija się w bliskości moskiewskiego anusa.
Ale jeszcze by tego brakowało, aby po
latach do „polskich obozów koncentracyjnych” dołączyła „polska polityka
ocieplania relacji”, przez którą tego i owego potomkowie obecnych
euroentuzjastów bardzo się będą w przyszłości wstydzić.
Zatem świetnie, że Sikorski kobietą
nie jest. Mam nadzieję, że nie zechce się „dla nas” aż tak poświęcić i się nią
stać. Tej babie, co to będzie niespiesznie „łączyć się w bólu” po każdym
kolejnym wyskoku cara- kagiebisty wcale nie współczuję. Nikt jej przecież nie
każe być przed naszym „bezkonkurencyjnym”.
Dopisane.
Myślę, że dziś ostatnim, kogo potrzebuje
Europa jest zwolennik „miętkiego” kursu wobec Moskwy i Putina. A już
szczególnie taki, który potrafi rzucić argumentem „jak nie podpiszecie,
zginiecie. Wszyscy!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz