piątek, 18 lipca 2014

Jak nie zdobyliśmy Europy i co z tego wynika



[Tekst skończony wczoraj, niemal dokładnie wtedy, kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze informacje z granicy ukraińsko-rosyjskiej. Mimo wszystko jest ciągle aktualny. Może nawet teraz bardziej. Dlatego wklejam]

Nie zdobywaliśmy rzecz jasna od razu całej Europy lecz kilka niewielkich przyczółków,  smakowitych synekur brukselskich. No i oczywiście „śmy” to tak umownie bo mnie i większości moich rodaków w tych rachubach nie uwzględniano. Śmy zdobywali więc niejako tradycyjnie, „ustami swoich przedstawicieli”. Jak to w demokracji takiej czy owakiej.

Wspomniane starania, na obecnym etapie podsumowane zostały w sposób doskonale współgrający z ich powagą. Donald Tusk, objaśniając nas, że  Sikorski był w rywalizacji o stanowisko szefa unijnej dyplomacji bezkonkurencyjny, ale niestety nie jest kobietą, chyba bezwiednie ujawnił, ile warta jest cała ta gra o stanowiska i jej zwycięzcy. Z osobna i w kupie. Równie dobrze mógł oświadczyć, że jest Sikorski rewelacyjny, ale niestety nie pochodzi z kraju psiogłowców. Albo też, ku naszej rozpaczy, nie ma na półdupku znamienia o kształcie lelii.

Nie chcę zgadywać jakie powody przesądziły i przesądzą o obsadzie reszty komisarzy lud… unijnych komisarzy. Nie śmiem stawać w szranki z pomysłowością tych, którzy za obsadę odpowiadają. Mnie starczy, że im akurat nie starczy to, iż ten czy ów jest „bezkonkurencyjny”.

Oczywiście jeśli Sikorski  stołka brukselskiego nie dostanie, płakać nie będę. W ogóle nie rozumiem całego wzmożenia i stania na palcach w tej sprawie. W szczególności trudno mi zrozumieć idiotyczną postawę partii Millera, która  wstrzymała się z wnioskiem o odwołanie Sikorskiego ze stanowiska szefa naszej dyplomacji by nie zmniejszać jego szans w staraniach o szefowanie dyplomacji brukselskiej. Kupy się to nie trzyma. Albo jest Sikorski do dupy albo nie jest. W kwestii czy jest czy nie jest do dupy to czy tu czy też w Brukseli znaczenie ma niewielkie albo żadne. Czynnik geograficzny nic  nie zmieni. Rozumiałbym i uważał za logiczne, żeby wstrzymali się, gdyby aspirował do schedy po  Ławrowie. Sam bym pewnie trzymał kciuki. Ale nie. On miałby być, szanowni panowie z SLD, dalej szefem NASZEJ dyplomacji. Tylko w innym rozumieniu.

Podejście do stanowisk w Unii i do starań o nie, czasem rodzi we mnie poważne podejrzenie, że wszyscy, którzy się tym tak jarają, mają chyba nadzieję, że im tam po znajomości wynosił będzie taki nasz komisarz w kieszeniach eklerki z posiedzeń.

Nie liczę że mi Sikorski to czy tamto wyniesie ale nie dlatego nie specjalnie płakał będę po Sikorskim, jeśli „asztonem” jednak nie zostanie.

I nie tylko dlatego, że nie podzielam przekonania pana Tuska o wyjątkowości Radosława Sikorskiego. To znaczy konstatuję to czasem ale nie w sposób, z którego Tusk czy sam Sikorski byłby zadowolony. Szczerze wolałbym, żeby tym komisarzem został choćby i przedstawiciel Vanuatu, byleby posiadał te przymioty, które dyplomata posiadać powinien a pan Sikorski przyswoić ich nie zdołał i już nie zdoła. Przed solidarnością plemienną, płcią i każdą inną drugorzędną cechą polityczną pierwszeństwo daję kompetencji.

Ale równie istotnym powodem, teraz, po ostatnich zdarzeniach na granicy Rosji i Ukrainy istotnym w sposób szczególny, jest ta chora i ślepa miłość Sikorskiego do Władimira Władimirowicza Putina.  Oczywiście nie sugeruję, że gdyby ujął w swe ręce ster europejskiej dyplomacji, ta z miejsca podryfowałaby wprost w odbyt kremlowskiego satrapy. Ona i tak podryfuje bo taka już chyba uroda euroentuzjazmu czy tam europejskiej realpolitik, że najlepiej rozwija się w bliskości moskiewskiego anusa.

Ale jeszcze by tego brakowało, aby po latach do „polskich obozów koncentracyjnych” dołączyła „polska polityka ocieplania relacji”, przez którą tego i owego potomkowie obecnych euroentuzjastów bardzo się będą w przyszłości wstydzić.

Zatem świetnie, że Sikorski kobietą nie jest. Mam nadzieję, że nie zechce się „dla nas” aż tak poświęcić i się nią stać. Tej babie, co to będzie niespiesznie „łączyć się w bólu” po każdym kolejnym wyskoku cara- kagiebisty wcale nie współczuję. Nikt jej przecież nie każe być przed naszym „bezkonkurencyjnym”. 

Dopisane.
Myślę, że dziś ostatnim, kogo potrzebuje Europa jest zwolennik „miętkiego” kursu wobec Moskwy i Putina. A już szczególnie taki, który potrafi rzucić argumentem „jak nie podpiszecie, zginiecie. Wszyscy!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz