Od tematu kultury bycia w polityce
niestety uciec się nie da. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby na przykład
problem kręcił się wokół kwestii czy premier Donald Tusk powinien całować w
rękę wicepremier Bieńkowską czy też odwrotnie. Niestety o kulturze w tej
dziedzinie przypomniano sobie dopiero wówczas, kiedy przyszło nam dokonać
wyboru między honorem i dyshonorem na kanwie donosicielstwa i kłamstwa Boniego
oraz rękoczynu Korwina.
Nie tylko o zdarzeniu ale, jak mi się
wydaje, o jego moralnej, prawnej i każdej innej ocenie powstało dziesiątki,
może setki a nawet tysiące tekstów, polemik i komentarzy. Żaden jednak nie jest
tak misternie skonstruowany, jak wywiad pana profesora Zbigniewa Mikołejki,
udzielony na wspomniany temat dziennikowi „Polska The Times”.*
Ów uczony nie ma wątpliwości, że
dając Boniemu (którego Mikołejko nazywa „Michałem” i przyznaje, że zna go od
wielu lat „jako człowieka niezwykle łagodnego”) w twarz, Mikke zakłada fałszywy kostium. „Ów "dżentelmen" przebiera się
jedynie za człowieka honoru: zakłada muszkę, pozoruje nienaganne maniery”. W
rzeczywistości jednak „… jest tak naprawdę kibolem czy menelem”.
Jednak pytany, czy wraz z tym
policzkiem nadchodzi nowa era agresji w polityce, zauważa, że ta era już
nastała a w czynie Korwina przekroczyła tylko pewną, już wcześniej dość daleko
posuniętą granicę. Sypie też Mikołejko przykładami, ilustrującymi to swoje
przekonanie, że nie Korwin był pierwszy. Wymienię wszystkie przykłady, bo one w
wizji Mikołejki są, choć on pewnie tak tego nie widzi jak ja, szalenie istotne.
Przykładami Mikołejki są agresywni w
uczynkach Wipler i Agent Tomek oraz w słowach Pawłowicz, Wróbel i Kępa. Można
się dziwić, oburzać, że zabrakło Niesiołowskiego i naszych mistrzów „ojczyzny
polszczyzny” spod znaku Sowy i Przyjaciół, obficie ubierających język ojczysty w
makaronizmy albo sugerujących, że dałoby się zajeb** PiS komisją”. Ale widać
Mikołejko ma taki (jak zwykł ostatnio mawiać seaman) „feblik”. Albo też
szczerze uważa, że legitymacja niektórych partii czyni człowieka z urzędu
dżentelmenem a innych kibolem i menelem. I trudno mieć do Mikołejki pretensję.
Jak mniemam, wolność słowa zawiera w sobie także wolność i dowolność dobierania
przykładów.
Oczywiście wynurzenia a jeszcze
bardziej przekonania Mikołejki w poruszanej materii nie byłyby same z siebie
godne uwagi. Głównie właśnie na ten wspomniany „feblik” i na tę „wieloletnią
znajomość” z „Michałem”. Jednak czasowo,
a jeszcze bardziej wymową, znakomicie komponuje się z opinią pana Jana
Krzysztofa Bieleckiego. Który to Bielecki nie zabiera akurat głosu w sprawie
Korwina i Boniego ale już w sprawie tego, jak pojmować honor i zachowywać się
honorowo już owszem.
Wziął nasz rycerz Orderu Orła Białego
(ktoś mógłby poprawić mi to na „kawalera” ale przypominam, że ów order ma tylko
jedną klasę, która formą przypomina najwyższe stopnie Virtuti i Polonia
Restituta, wyższe o stopień od komandorii a o dwa od krzyża kawalerskiego czy
złotego) na tapetę nieporozumienie między panami Hausnerem i Belką. Konkretnie
zaś opinie tego pierwszego, że drugi nie powinien się ubiegać o ponowną
kadencję na stanowisku szefa NBP.**
Pominę to, że dla Bieleckiego Belka
jest kimś w rodzaju Leonarda Da Vinci finansów. Na chwilę zatrzymam się na
osobliwym rozumieniu przez Bieleckiego przepisów prawa. Bo dość zabawne ono
jest. Zarzuca Bielecki Hausnerowi jego
nieznajomość czy też niezrozumienie. Oczekiwanie Hausnera, że Belka nie będzie
się ponownie ubiegał o stanowisko, kwituje uwagą „Wydaje mi się, że to jest nieporozumienie prawne. Tutaj kandydata musi
wskazać prezydent i to prezydent z tym kandydatem idzie do parlamentu i prosi o
przegłosowanie”. Trudno mi zgadywać, czy wedle „politycznej matki” („ojcem”
jest ponoć Aleksander Hall, zgodnie z reguła, że ojciec dba o prostowanie
kręgosłupa moralnego a matka o papu i przepierkę) Donalda Tuska gdyby Belka na
propozycję Prezydenta odparł „nie, dziękuję” (czego oczekuje Hausner),
Komorowski pośle siepaczy, którzy siłą zaciągną kandydata do gabinetu w NBP a
jeśli będzie chciał zbiec, przykleja go albo gwoździami przybija do fotela. To
taka śmiesznostka.
Istotniejszy jest inny fragment
wypowiedzi Bieleckiego. Także krytyczny dla Hausnera. Odnosi się on do motywów,
które kazały Hausnerowi oczekiwać od Belki takiego a nie innego zachowania po
tym, gdy Belka użył pod adresem Hausnera słowa, będącego wulgarnym określeniem
męskiego organu płciowego. Mówi Bielecki „Jeżeli
by o mnie ktoś mówił na taśmie, to starałbym się udawać, że tego nie słyszałem,
a nie dostarczać dowodu, że mnie to poruszyło i chcę się odegrać. U mnie w duszy sportowca jak się oddaje,
to bezpośrednie a nie tak. To jest dla mnie niezrozumiałe.” Nie
tak, jak Hausner w mediach. I, zgodnie z logiką, nie tak, jak Boni w mediach.
Zatem jeśli ktoś nie rozumie, czemu
Korwin strzelił Boniemu, musi wczuć się w dusze sportowca, który „jak oddaje,
to bezpośrednio a nie tak”. Albo też niech, za Mikołejką, uzna Bieleckiego za
kolejnego z kiboli i meneli.
** http://tvn24bis.pl/informacje,187/bielecki-o-slowach-hausnera-to-nieporozumienie-prawne,450146.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz