Cieszę
się, że w powodzi tekstów na okrągło tłukących kolejne mniej lub
bardziej godne uwagi „tematy dnia” został zauważony tekst kolegi
Bufona*. Będący zarazem kontynuacją jak też i esencją jego przemyśleń,
odnoszących się do sprawy przerastającej zarówno kompanię Niesiołowskich
jak i trzy cele pełne Sawickich. Skoro już jesteśmy przy bieżączce…
Da
Bóg, o Sawickiej wkrótce zapomnimy, Na temperament Niesiołowskiego i
Jego za mało. Ale nawet jeśli da radę, co z tego. Przywołane przez
Bufona „My” i „Wy” doskonale poradzą sobie i bez pani S i bez „damskiego
boksera”. I właśnie w tym rzecz.
Niesiołowskiego
i Sawicką Bufon mi wybaczy bo sam nie ustrzegł się nieco krzywego
spojrzenia na sprawę więc mam prawo odpłacić tym samym. Czym zresztą bez
tego byłaby dyskusja „Nas” z „Wami”?
Niech
będzie taka a nie inna ale niech będzie. Przebiegłem tylko komentarze
pod tekstem Bufona i wydaje mi się, że okazał się szanowny kolega głosem
wołającym na puszczy. Ale nie docenić jego wołania byłoby głupotą.
Coraz rzadziej zdarza się nam na nasze problemy patrzeć z perspektywy,
do której Bufon próbował się zbliżyć. Perspektywy pozbawionej uwiązania
schematami, szablonami, kalkami. Takiej, w którym nic nie jest bardziej
„mojsze” a przez to traktowane jak ukochany, rozwydrzony dzieciak.
Któremu więcej wolno.
Niestety
dzielę z Bufonem tę zaćmę, która uniemożliwia patrzenie na
najważniejsze dla nas tak, by nie przesłaniali jej żadni Tuskowie,
Kaczyńscy, Palikotowie, Millerowie. A właśnie tak na NASZE sprawy
powinniśmy patrzeć. Te nazwiska powinny pojawiać się dopiero później, na
takiej samej zasadzie, na jakiej pojawia się pomoc drogowa po
stwierdzeniu flaka na którymś z kół.
Jednak
ani „My” ani „Wy” nie potrafią a pewnie i nie chcą już wrócić do tej
równowagi, w której traktować będziemy politykę jako pewien rodzaj
działalności usługowej. To, że traktujemy (nie tylko my) ja inaczej to
chyba największa porażka ewolucji systemów społecznych ofiarujących nam
kiedyś „ludowładztwo”.
Dlaczego
ważne jest, by choć dążyć do tej równowagi? I do sposobu widzenia
polityki jako służby społeczeństwu? Właśnie przez ten wskazany przez
Bufona podział i jego wszelkie konsekwencje. Teraz „My” i „Wy’ są
wynikiem pewnych procesów mózgowych, skutkujących dość wstrząsającymi
efektami. Obawiam się, że za jakiś czas z poziomu umysłów ten podział
przejdzie w geny. I wówczas to, co teraz jest pewnym uproszczonym
sposobem opisywania podziałów, zmieni się rzeczywiście w utrwaloną
różnorodność. Może przesadzam, ale niewiele. Kiedyś napisałem tekst
sugerujący, że wróżenie nadejścia budapeszteńskich klimatów może okazać
się prorocze. Delikatnie ale jednak, spora cześć tych, którzy są z mojej
perspektywy, podobnie jak i kolega Bufon, raczej „Wy” wyśmiało to moje
wieszczenie. Fakt, pomyliłem się. Ale pomyliłem się nie w tę stronę,
którą oni sugerowali. My od jakiegoś czasu mamy tu u siebie Budapeszt.
Jak na razie raczej z czasów Gyurcsány’ego ale już z zarysowującym się dość widocznie podziałem na dwa nienawidzące się madziarskie ludy.
Choć
fakt już jest faktem odnoszę wrażenie, że zostało nam coraz mniej czasu
by te madziarską przypadłość od nas odwrócić. Ale sądzę, że jest to
możliwe. Jeszcze. Póki „Wy” to też ktoś taki jak Bufon a i „My” pewnie
też znajdziemy nie jednego zdolnego rozmawiać.
Tylko po co?
Z
kilku powodów. Najbardziej prozaiczny jest taki, że Bufonowi może
zabraknąć cierpliwości. Następnym jest stosunek ceny, jaką płacimy tym
rozdarcie do tego, co jest kupowanym za nią „towarem”. Ten zaś w skali
naszej historii, naszej pamięci jest mgnieniem. Nie da się ukryć, że
kiedyś zabraknie Kaczyńskiego (ale „Wy” się nie cieszcie z tego tylko
pomyślcie co będzie, jak zabraknie) a i Tusk nie jest wieczny (a za nim,
o zgrozo, już błyszczą ząbki niecierpliwych sukcesorów).
Najważniejszy
zaś jest taki, że jak się nie opamiętamy „My” i jak nie zrobicie tego
„Wy”, za jakiś czas namnożyć nam się może i Cybów i, niestety Rosiaków,
ktoś może podpali Telewizję Trwam a inny wysadzi się razem z „cała
prawdą cała dobę”. A tłem do tego będą fale rechotu to jednych to
drugich. „Nas” i „Was”. Niemożliwe? Może kolega Bufon uznać to za
prowokację ale przypomnę opisaną gdzieś pierwszą reakcję na wieść o
Smoleńsku, zamkniętą w radosnym okrzyku „Nie ma PiS-u!” Jaka to różnica
krzyknąć „Nie ma Rydzyka!”, „Czerska się pali!” i takie tam.
Kiedyś
pewnie to się i tak skończy. Przecież zawsze zdarzy się jakaś kolejna
tragedia. Najlepiej taka, która z taką samą siła przygnie karki „Nam” i
„Wam”. Tylko czy naprawdę tego chcemy? Czy naprawdę jest to nam
potrzebne?
Ps.
Świadomie skupiłem się na „co” a nie na jak. Świadomie też nie
odnosiłem się do argumentów Bufona. I sugeruję, by skupiać się na
sprawie a nie na licytacji między „Nami” i „Wami” o to, kto co
przekręcił a co przemilczał. Bo tak będziemy dreptać w miejscu. Żądać od
niego i wszystkich „Was” pokajania się i uznania naszych racji nie
zamierzam. Nikt bez walki nie zgodzi się kapitulować. A walka trwa zbyt
długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz