czwartek, 17 maja 2012

„My” i „Wy”

Cieszę się, że w powodzi tekstów na okrągło tłukących kolejne mniej lub bardziej godne uwagi „tematy dnia” został zauważony tekst kolegi Bufona*. Będący zarazem kontynuacją jak też i esencją jego przemyśleń, odnoszących się do sprawy przerastającej zarówno kompanię Niesiołowskich jak i trzy cele pełne Sawickich. Skoro już jesteśmy przy bieżączce…
Da Bóg, o Sawickiej wkrótce zapomnimy, Na temperament Niesiołowskiego i Jego za mało. Ale nawet jeśli da radę, co z tego. Przywołane przez Bufona „My” i „Wy” doskonale poradzą sobie i bez pani S i bez „damskiego boksera”. I właśnie w tym rzecz.
Niesiołowskiego i Sawicką Bufon mi wybaczy bo sam nie ustrzegł się nieco krzywego spojrzenia na sprawę więc mam prawo odpłacić tym samym. Czym zresztą bez tego byłaby dyskusja „Nas” z „Wami”?
Niech będzie taka a nie inna ale niech będzie. Przebiegłem tylko komentarze pod tekstem Bufona i wydaje mi się, że okazał się szanowny kolega głosem wołającym na puszczy. Ale nie docenić jego wołania byłoby głupotą. Coraz rzadziej zdarza się nam na nasze problemy patrzeć z perspektywy, do której Bufon próbował się zbliżyć. Perspektywy pozbawionej uwiązania schematami, szablonami, kalkami. Takiej, w którym nic nie jest bardziej „mojsze” a przez to traktowane jak ukochany, rozwydrzony dzieciak. Któremu więcej wolno.
Niestety dzielę z Bufonem tę zaćmę, która uniemożliwia patrzenie na najważniejsze dla nas tak, by nie przesłaniali jej żadni Tuskowie, Kaczyńscy, Palikotowie, Millerowie. A właśnie tak na NASZE sprawy powinniśmy patrzeć. Te nazwiska powinny pojawiać się dopiero później, na takiej samej zasadzie, na jakiej pojawia się pomoc drogowa po stwierdzeniu flaka na którymś z kół.
Jednak ani „My” ani „Wy” nie potrafią a pewnie i nie chcą już wrócić do tej równowagi, w której traktować będziemy politykę jako pewien rodzaj działalności usługowej. To, że traktujemy (nie tylko my) ja inaczej to chyba największa porażka ewolucji systemów społecznych ofiarujących nam kiedyś „ludowładztwo”.
Dlaczego ważne jest, by choć dążyć do tej równowagi? I do sposobu widzenia polityki jako służby społeczeństwu? Właśnie przez ten wskazany przez Bufona podział i jego wszelkie konsekwencje. Teraz „My” i „Wy’ są wynikiem pewnych procesów mózgowych, skutkujących dość wstrząsającymi efektami. Obawiam się, że za jakiś czas z poziomu umysłów ten podział przejdzie w geny. I wówczas to, co teraz jest pewnym uproszczonym sposobem opisywania podziałów, zmieni się rzeczywiście w utrwaloną różnorodność. Może przesadzam, ale niewiele. Kiedyś napisałem tekst sugerujący, że wróżenie nadejścia budapeszteńskich klimatów może okazać się prorocze. Delikatnie ale jednak, spora cześć tych, którzy są z mojej perspektywy, podobnie jak i kolega Bufon, raczej „Wy” wyśmiało to moje wieszczenie. Fakt, pomyliłem się. Ale pomyliłem się nie w tę stronę, którą oni sugerowali. My od jakiegoś czasu mamy tu u siebie Budapeszt. Jak na razie raczej z czasów Gyurcsány’ego ale już z zarysowującym się dość widocznie podziałem na dwa nienawidzące się madziarskie ludy.
Choć fakt już jest faktem odnoszę wrażenie, że zostało nam coraz mniej czasu by te madziarską przypadłość od nas odwrócić. Ale sądzę, że jest to możliwe. Jeszcze. Póki „Wy” to też ktoś taki jak Bufon a i „My” pewnie też znajdziemy nie jednego zdolnego rozmawiać.
Tylko po co?
Z kilku powodów. Najbardziej prozaiczny jest taki, że Bufonowi może zabraknąć cierpliwości. Następnym jest stosunek ceny, jaką płacimy tym rozdarcie do tego, co jest kupowanym za nią „towarem”. Ten zaś w skali naszej historii, naszej pamięci jest mgnieniem. Nie da się ukryć, że kiedyś zabraknie Kaczyńskiego (ale „Wy” się nie cieszcie z tego tylko pomyślcie co będzie, jak zabraknie) a i Tusk nie jest wieczny (a za nim, o zgrozo, już błyszczą ząbki niecierpliwych sukcesorów).
Najważniejszy zaś jest taki, że jak się nie opamiętamy „My” i jak nie zrobicie tego „Wy”, za jakiś czas namnożyć nam się może i Cybów i, niestety Rosiaków, ktoś może podpali Telewizję Trwam a inny wysadzi się razem z „cała prawdą cała dobę”. A tłem do tego będą fale rechotu to jednych to drugich. „Nas” i „Was”. Niemożliwe? Może kolega Bufon uznać to za prowokację ale przypomnę opisaną gdzieś pierwszą reakcję na wieść o Smoleńsku, zamkniętą w radosnym okrzyku „Nie ma PiS-u!” Jaka to różnica krzyknąć „Nie ma Rydzyka!”, „Czerska się pali!” i takie tam.
Kiedyś pewnie to się i tak skończy. Przecież zawsze zdarzy się jakaś kolejna tragedia. Najlepiej taka, która z taką samą siła przygnie karki „Nam” i „Wam”. Tylko czy naprawdę tego chcemy? Czy naprawdę jest to nam potrzebne?
Ps. Świadomie skupiłem się na „co” a nie na jak. Świadomie też nie odnosiłem się do argumentów Bufona. I sugeruję, by skupiać się na sprawie a nie na licytacji między „Nami” i „Wami” o to, kto co przekręcił a co przemilczał. Bo tak będziemy dreptać w miejscu. Żądać od niego i wszystkich „Was” pokajania się i uznania naszych racji nie zamierzam. Nikt bez walki nie zgodzi się kapitulować. A walka trwa zbyt długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz