sobota, 26 maja 2012

Damski boks – dyscyplina olimpijska


Nie, nikt jeszcze nie zdecydował by w programie najbliższych igrzysk znalazła się ta dyscyplina. Nie, nie chodzi też o opisaną szczegółowymi regułami i nadzorowaną przez jakąś międzynarodową federację sportową rywalizację pań, które upodobały sobie akurat te odmianę „kultury fizycznej”.
Olimpijskośc „damskiego boksu” w tym wydaniu, z którym ta nazwa kojarzy się nam znacznie bardziej, bierze się stąd, ze trafiła ona na nasz polityczny „Olimp” znajdując tam jakże znacznych protektorów.
Od wczoraj wiadomo, że aby stać się „naszym bohaterem” naszej obecnej „olimpijskiej” ekipy starczy wyskoczyć z pięściami do jakiejś babki. Szczególnie uderza ta liczba mnoga. Oznaczająca, że wielbicielami tej odmiany relacji damsko-męskich są zarówno Prezes Rady Ministrów Rzeczpospolitej Polskiej i autor laudacji adresowanej do „pierwszego damskiego boksera RP”, pan Donald Tusk, Minister Sprawiedliwości, konserwatysta Jarosław Gowin, Marszałek Sejmu Ewa Kopacz (no, no… kto by podejrzewał o takie upodobania sportowe) i cała masa reprezentantów i urzędników Najjaśniejszej Rzeczpospolitej.
Pal lichio Gowina z jego „konserwatyzmem”  o którym mam zdanie wyrobione od czasu gdy Kobieta Moja Kochana w jego siedzącej dumnie obecności mało nie przygniotła się ściągając z wielkim wysiłkiem z półki w kolejowym przedziale ciężką walizę. Pal licho Kopacz bo od psiapsiułek Sawickiej wiele wymagać nie tylko nie można ale nie wolno wręcz. Co innego Premier.
Nie, nie jest osobą od której oczekuję przyzwoitości, rycerskości, uprzejmości czy innych podobnych pozytywnych cech osobowości. Nie mam co do niego złudzeń tak bardzo, ze odwracając się do niego plecami robiłbym to z wielką obawa.
Od Premiera RP oczekuję jednak jakiegoś tam poziomu intelektu. Takiego choćby, żeby tenże Premier RP nie pakował się z własnej woli w g***o, w którym, nie ma zmiłuj, musi jakoś tam przejść niezbyt miłym zapachem.
Nie wiem w ilu i jakich sprawach pan Tusk powinien uważać na swoje reakcje i słowa. Przypomnę tu niefortunną próbę mikrofonu z powitaniem w języku niemieckim* niezbyt pasującym do kogoś, kto chce się pożegnać z nieszczęsną etykietą „taty z Wermachtu”. Pewnie jeszcze kilka podobnych „pięt achillesowych” pana Tuska by się znalazło. W tym właśnie ta dotycząca jego stosunku do „damskiego boksu” i „damskich bokserów”. Ci, którzy interesują się karierą pana Tuska pamiętają wracające od czasu do czasu plotki o burzliwej „przedmałżeńskiej” historii związku państwa Tusków. Historii, w której główne miejsce zajmować miały cykliczne „sparingi”, przy których wyczyn Niesiołowskiego to taka treningowa „skakanka”.
Ktoś, kto zmagać się musiał czy tam musi z takimi pomówieniami absolutnie nie powinien ani nie może sobie pozwolić na publiczne wyrażanie podziwu dla gostka, który wystartował do kobiety z piąchami. Ktoś taki powinien mieć tego rodzaju gostków w oczywistej pogardzie. Tym mocniejszej że zbudowanej na własnym, bolesnym zmaganiu z przypiętą niezbyt chwalebną łatą.
No chyba, że po prostu sam doskonale wie jak to jest i pana Stefana znakomicie rozumie.
Niech pan to przemyśli Panie Tusk!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz