Chcąc
nie chcąc dalej musimy poruszać się w rzeczywistości, w której prawda
nie istnieje a właściwie na trwałe została zastąpiona protezowaniem w
postaci „prawd” wygodniejszych, łatwiejszych do zaakceptowania.
Najciekawsze jest to, że odbywa się to najczęściej w sztafażu „dążenia
do prawdy”. Dokładnie zaś w ten sposób, że kiedy coś nam nie leży,
domagamy się od drugiej strony konkretów, linków, cytatów, wyłapując
przesunięcie przecinka, choć to akurat dla wymowy (a zatem i dla prawdy)
znaczenie ma żadne.
Ale
tak już jest i trzeba to zaakceptować. Tym bardziej, że nie dotyczy to
tylko nas, szarych obywateli ale i tych, którzy trzymają nad nami rządy.
Nie, na szczęście nie rządy dusz. Tego by jeszcze brakowało.
Podam
przykład świeży, z wczorajszego dnia. Może śmiesznym było, gdy
niektórzy zaczęli się domagać by obecna siła przewodnia kajała się za
pewną panią, co kiedyś była towarzyszką a dziś już nie jest. Jeśli zaś
uprawomocni się wyrok, będzie natomiast zwykła kryminalistką. Jakaś
logika w tych oczekiwaniach chyba jest. Bo w końcu jakby pani owa nie
była wcześniej towarzyszką, kryminalistką pewnie by też nie została ("Kurwa mać, tylemam układówteraz wypracowanych…”).
A w każdym razie szanse na to miałaby mniejsze. Ktoś mi tu zaraz, jak
to wcześniej bywało, odwinie Lipcem. Otóż szanowny, potencjalny
polemisto. To nie jest to samo. Lipiec czerpał korzyści z faktu
zajmowanych stanowisk, które zapewne zawdzięczał swym koneksjom. Owa
pani żadnych stanowisk nie zajmowała a swój krótki biznesowy lot
wykonała podparta wyłącznie przynależnością i zdjęciami z kilkoma
personami.
Oczywiście
nikt się tak naprawdę kajać nie zamierza ani do winy nie poczuwa. Tak
politycy (nie tylko zresztą ci) już mają i tyle. Ale tak mają na swój,
powiedzmy kieszonkowy użytek. Do kamery nikt nie powie, że „o co w ogóle
kaman?” i zauważy, że on się S. nie nazywa. Przed kamerą trzeba mądrze.
Zatem
wspomniane „mądrze” ujrzało wczoraj świat w takiej formie, która
łączyła pewne, chyba niezbyt wielkie obrzydzenie kryminalną przeszłością
pani owej oraz coś na kształt „okoliczności łagodzących”. Coś jakby
„krakowianka winna mało, wzięła w łapę bo się dało, krakowiaczek zaś
jest winien, dawać w łapę nie powinien”. Taka melodia PRL-u, gdzie
wprowadzono mechanizm ochrony łapówkarzy poprzez karanie i tych co
dawali. Pacyfikując od razu ewentualnych delatorów.
Mimo
tych pozorów, które mogą wynikać z tego, co wyżej, daleki jestem od
dworowania sobie z linii obrony, przyjętej przez pana Donalda Tuska. Bo
wcale nie jest to miejsce do żartów i śmiechów. Rzecz bowiem w tym, że
mówiąc to, co powiedział, dał do zrozumienia, że za nic ma ustalenia
sądu, które znalazły się w uzasadnieniu wyroku. Te, które oczyszczają
ówczesne CBA z zarzutu „politycznych działań” przeciwko owej pani i
przeciwko owej partii, której towarzyszką była wspomniana. Przypomnę tak
mimochodem jaki szum wywoływała każda wypowiedź poprzednika pana Tuska,
wyrażająca z jakiegoś ustalenia wymiaru sprawiedliwości.
Druga
rzecz, która z wystąpienia pana Tuska wynika, to takie mimowolne
przyznanie się do porażki albo nieudolności. Dawno, dawno temu, ale
myślę, że wielu jeszcze pamięta,
gdy pan Tusk debiutował na stanowisku, które ciągle jeszcze zajmuje,
jasnym było, że „obnażenie” tamtego CBA jest jednym z priorytetów. Ilość
spraw założonych ludziom związanym z tą służbą była niemała. I teraz
dochodzimy do momentu, w którym jest jak na razie jeden wyrok. Jednak
nie dla CBA lecz dla towarzyszki. CBA oczyszczono.
Tu
tak na marginesie przyznam, że się trochę naśmialiśmy z Kobietą Moją
Kochaną z zapisanej w uzasadnieniu uwagi, która miała wpływ na owo
oczyszczenie służby. Stwierdzone zostało, że nie doszło do „naruszenia
cielesności” towarzyszki, przez co jest ona tylko łapówkarz albo (to dla
feministek) łapówkara. I tu mnie naszło takie spostrzeżenie, że gdyby
agent Tomek musiał towarzyszce wręczać gratyfikację w pościeli, to może
wyszłaby na, powiedzmy „leki obyczaj” ale z łapówki by się wywinęła. No a
gdyby jeszcze ciążę zapuścił…! Nie wywinąłby się dla odmiany on!
Ponoć
po zdobyciu władzy Donald Tusk, na przykładzie byłej towarzyszki
zademonstrował swym compadre czego się wystrzegać. Myślę, że nie
wpadł mu do głowy ten koncept, na którym oparł się sąd. I nie sugerował
koleżankom, aby, jeśli już dadzą się uwieść wdziękom jakichś agentów,
brały każdą kasę w miłosnym „anturażu” . Wyjdą co prawda najwyżej na
pospolite… ale to jak na razie nie jest karalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz