Kiedy
pisałem swój wczorajszy tekst, zadawało mi się, że relacje polsko-
litewskie osiągnęły już ten poziom absurdu, ze gorzej czy tam śmieszniej
już być nie może. Że teraz czas by emocje spadały a afekt zastępował
zdrowy rozsądek. Okazało się, że bardzo się myliłem a promień mego
błądzenia uświadomił mi pan Igor Janke, publikując osobliwy apel. Nie
czepiam się treści jako takiej. Apel ów jest osobliwy „tu i teraz” i do
aktualnej sytuacji pasuje jak wianek ze stokrotek do munduru Wermachtu.
W
zasadzie nie jestem pewien intencji twórców apelu (pana Igora już
szybciej). Czy „chodzi o to by nie wpaść w błoto” czyli rzeczywiście o
wiarę w to, iż można się uśmiechnąć, pomachać ręką i wszystko, jak w
jakiej bajce, będzie cacy. Chciałem napisać „znów” ale przypomniałem
sobie, ze dotąd nie było. A może „w błoto” i tak wpaść musimy i
pozostaje już tylko kwestia w jakim towarzystwie i w jakim stylu. Czyli
taka szczera mina do kiepskiej gry.
Tak ta „inicjatywa pojednania między oboma narodami”, proponowana przez pana Igora wygląda.
Odnoszę
wrażenie, ze ona nie narodziła się teraz, że odkąd my jesteśmy wolni i
wolni są nasi bracia Litwini, cały czas wykazujemy naprawdę wiele
„inicjatywy pojednania między oboma narodami”. Przez całe lata okazujemy
i okazujemy. I jeśli coś z tego wynika to chyba akurat nie to, czego my
wszyscy, wraz z panem Igorem, redaktorem Michnikiem i resztą
podpisanych i nie podpisanych pod apelem byśmy chcieli.
Pozostaje zastanowić się czemu tak jest.
Tak
do końca nie wiem ile w tym winy tej naszej nieustającej „inicjatywy
pojednania między oboma narodami” ale wykluczyć tego, że za nasze ciągle
obecne we wzajemnych relacjach serce otrzymujemy kamień niejako na
własne życzenie wykluczyć się nie da.
W
końcu każdy chyba spotkał się w życiu z sytuacją, w której widział
przypadki rozwydrzonych, skrajnie egoistycznych bachorów, które do
takiego stanu doprowadziła miłość i wynikająca z niej pobłażliwość ich
rodziców czy tam (jak w tym przypadku) starszego rodzeństwa.
Naprawdę
obawiam się, że gorący apel pana Igora i całego towarzystwa, w którym
krzyczy o wzajemną miłość, po drugiej stronie odebrany zostanie
opacznie. Jako apel „róbcie swoje, my i tak was kochamy”. To, co
widzieliśmy i widzimy dotąd, pokazuje, że w kręceniu nami nasz mały
sąsiad przednio się wyspecjalizował. I, niestety szybko go tego nie
oduczymy. A już na pewno nie miłosnymi wyznaniami. To, ze będzie ów
proces długi, wynika przede wszystkim z tego, że cała sprawa zaszła zbyt
daleko i dziś wygląda wręcz na gówniarską (choć realizowaną po
mistrzowsku) złośliwość Litwinów. Poza tym kto u nas miałby tupnąć pod
Wilnem? Ci, co sprzedawali naszych w Mińsku a i w Wilnie „minęli się z
prawdą” wobec tamtejszych rodaków nie tak znowu dawno?
Reakcja
sygnatariuszy apelu jest oczywiście oklepanym intelektualnym schematem w
duchu „dzieci- kwiatów”. Ładnym ale głupim na dłuższą metę. Mi
przypomina reakcję Boxera z „Folwarku zwierzęcego” na każdą kolejną
opresję. „Będę więcej pracował” zwykł puentować takie sytuacje. Pan Igor
z towarzystwem idzie jego tropem i na kopniaka z Wilna odpowiada „I tak
będziemy was kochać”.
Nie tędy droga panie Igorze. Nie zawsze się da by było ładnie. Choć Zasze by się chciało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz