wtorek, 22 maja 2012

Litewski kołdun w czekoladzie czyli smaki przyjaźni

Kiedy pisałem swój wczorajszy tekst, zadawało mi się, że relacje polsko- litewskie osiągnęły już ten poziom absurdu, ze gorzej czy tam śmieszniej już być nie może. Że teraz czas by emocje spadały a afekt zastępował zdrowy rozsądek. Okazało się, że bardzo się myliłem a promień mego błądzenia uświadomił mi pan Igor Janke, publikując osobliwy apel. Nie czepiam się treści jako takiej. Apel ów jest osobliwy „tu i teraz” i do aktualnej sytuacji pasuje jak wianek ze stokrotek do munduru Wermachtu.
W zasadzie nie jestem pewien intencji twórców apelu (pana Igora już szybciej). Czy „chodzi o to by nie wpaść w błoto” czyli rzeczywiście o wiarę w to, iż można się uśmiechnąć, pomachać ręką i wszystko, jak w jakiej bajce, będzie cacy. Chciałem napisać „znów” ale przypomniałem sobie, ze dotąd nie było. A może „w błoto” i tak wpaść musimy i pozostaje już tylko kwestia w jakim towarzystwie i w jakim stylu. Czyli taka szczera mina do kiepskiej gry.
Tak ta „inicjatywa pojednania między oboma narodami”, proponowana przez pana Igora wygląda.
Odnoszę wrażenie, ze ona nie narodziła się teraz, że odkąd my jesteśmy wolni i wolni są nasi bracia Litwini, cały czas wykazujemy naprawdę wiele „inicjatywy pojednania między oboma narodami”. Przez całe lata okazujemy i okazujemy. I jeśli coś z tego wynika to chyba akurat nie to, czego my wszyscy, wraz z panem Igorem, redaktorem Michnikiem i resztą podpisanych i nie podpisanych pod apelem byśmy chcieli.
Pozostaje zastanowić się czemu tak jest.
Tak do końca nie wiem ile w tym winy tej naszej nieustającej „inicjatywy pojednania między oboma narodami” ale wykluczyć tego, że za nasze ciągle obecne we wzajemnych relacjach serce otrzymujemy kamień niejako na własne życzenie wykluczyć się nie da.
W końcu każdy chyba spotkał się w życiu z sytuacją, w której widział przypadki rozwydrzonych, skrajnie egoistycznych bachorów, które do takiego stanu doprowadziła miłość i wynikająca z niej pobłażliwość ich rodziców czy tam (jak w tym przypadku) starszego rodzeństwa.
Naprawdę obawiam się, że gorący apel pana Igora i całego towarzystwa, w którym krzyczy o wzajemną miłość, po drugiej stronie odebrany zostanie opacznie. Jako apel „róbcie swoje, my i tak was kochamy”. To, co widzieliśmy i widzimy dotąd, pokazuje, że w kręceniu nami nasz mały sąsiad przednio się wyspecjalizował. I, niestety szybko go tego nie oduczymy. A już na pewno nie miłosnymi wyznaniami. To, ze będzie ów proces długi, wynika przede wszystkim z tego, że cała sprawa zaszła zbyt daleko i dziś wygląda wręcz na gówniarską (choć realizowaną po mistrzowsku) złośliwość Litwinów. Poza tym kto u nas miałby tupnąć pod Wilnem? Ci, co sprzedawali naszych w Mińsku a i w Wilnie „minęli się z prawdą” wobec tamtejszych rodaków nie tak znowu dawno?
Reakcja sygnatariuszy apelu jest oczywiście oklepanym intelektualnym schematem w duchu „dzieci- kwiatów”. Ładnym ale głupim na dłuższą metę. Mi przypomina reakcję Boxera z „Folwarku zwierzęcego” na każdą kolejną opresję. „Będę więcej pracował” zwykł puentować takie sytuacje. Pan Igor z towarzystwem idzie jego tropem i na kopniaka z Wilna odpowiada „I tak będziemy was kochać”.
Nie tędy droga panie Igorze. Nie zawsze się da by było ładnie. Choć Zasze by się chciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz