Nie
będę ukrywał, że kompletnie nie znam się na tym, czy istnieje śląska narodowość
czy też jest to na ten przykład wymysł paru cwaniaków, którzy wykombinowali, że
na „mniejszości narodowej” da się to i owo ugrać czy tam utargować. Nie będzie
więc rozważań o istocie sporu, który ostatnio wraca z częstotliwością, której
kometa Halleya mogłaby spokojnie pozazdrościć. Tak, jak napisałem w tytule,
będzie o marginesie tego sporu. Marginesie zarówno w odniesienie do treści jak też ich,
że tak się wyrażę, nośników. Mam przekonanie czy tam nadzieję, że ci, o których
piszę, faktycznie stanowią margines pośród tych, którzy się do śląskości
przyznają.
Oczywiście
daruję sobie margines w rodzaju Pawła (nomen omen) Poloka, który swym żarcikiem
o „wersalskim bękarcie” udowodnił, że
jest debilem i absolutnie nie wypada na przykład wobec jego oczywistej przypadłości
rewanżować mu się równie błyskotliwym żarcikiem o wystającej mu zza portek
volksliście.
Ta
mieszanina głupoty i nieostrożności, która,
szczególnie w postaci zaserwowanego przez Poloka kondensatu, uprawnia
podejrzenia i oskarżenia o „ukrytą opcję niemiecką”, pojawia się, mocno
rozwodniona, również w wypowiedziach niektórych innych gardłujących za
przyznaniem Ślązakom statusu narodu.
Kilka
dni temu słuchałem zza kierownicy radiowej trójki, w której redaktor
Strzyczkowski poruszał z rozmówcami kwestię orzeczenia przez Trybunał
Konstytucyjny, że narodowości śląskiej nie ma.
W
związku z zestawem gości redaktora Strzyczkowskiego pozwolę sobie na dygresję,
która przyszła mi do głowy, gdy okazało się przy tamtej okazji, że w sejmie komisją
do spraw mniejszości przewodzi pani (jeden z gości redaktora), uważająca się za
śląską mniejszość. Ciekawe, że sprawy mniejszości załatwia nam mniejszość,
sprawy oświaty koniecznie nauczyciel, zdrowia lekarz a ministrem rolnictwa musi
być (choćby nominalny) rolnik. Tylko ministrem wojny musi być cywil. Logiczne… Ale
wróćmy do tematu.
W
trakcie tej rozmowy, w wypowiedzi pana Gorzelika i jeszcze jednego
zabierającego głos obywatela, poczuwającego się do śląskiej narodowości
użyty został w uzasadnieniu bardzo ciekawy argument.
Panowie
ci twierdzili, że Trybunał, odmawiając im prawa do śląskiej narodowości,
uczynił ich, jak się wyrazili „obywatelami drugiej kategorii”.
Problem
w tym, iż konsekwencją orzeczenia Trybunału jest, że ci panowie nie będąc
Ślązakami, są Polakami. Zatem logicznie rzecz biorąc można uznać, że wedle obu
panów Polak jest tym przywołanym „obywatelem drugiej kategorii”. Nie wiem ile
kategorii klasyfikują panowie, kto wedle nich mieści się jeszcze niżej niż oni,
będąc Polakami, ale niech się nie zdziwią jak ktoś ich głupie argumenty
skwituje przypisując im tęsknotę za byciem ubermenschami. I, niestety nie
będzie to zarzut pozbawiony sensu. Pan Gorzelik i jego kolega mogą bez ograniczeń
korzystać z wszystkich praw przysługujących zamieszkującym nasz kraj Polakom. Jeśli
to czyni z nich „ludzi drugiej kategorii” to znaczy, że wszyscy, wraz z nimi w
tej kategorii się mieścimy. I w związku z tym trzeba zrobić wszystko, co dopuszczalne
jest prawem by żaden z nich i ich konfratrów nie miał szans przeskoczyć
kategorię wyżej. Już kiedyś mieliśmy okazję poczuć do czego zdolni są „ludzie
pierwszej kategorii”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz