Jeszcze
chyba nie wygasła do końca (głownie sieciowa) burza związana z, mówiąc nie do
końca ściśle, procedowaniem Sejmu nad obywatelskim projektem ustawy, której
celem było zwolnienie 6 - latków obowiązku szkolnego. Burza, której głównym
wątkiem nie jest wcale merytoryczny spór o
to, czy lepiej dzieci do szkół posyłać czy może z tym zaczekać i o to
kto powinien mieć w tej sprawie główny głos.
Od
siebie powiem, że taka dyskusja nie
pojawia się czy też nie dominuje pewnie
dlatego, że nie ma woli dyskusji. Nie ma jej przede wszystkim a może wręcz
wyłącznie po stronie rządzących. Gdyby była nie byłoby przecież tych tysięcy
podpisów za którymi kryją się tysiące nieprzekonanych.
Ale
wróćmy do dyskusji. Jej głównym tematem był problem szacunku a raczej jego
braku w stosunku władzy do obywateli. Problem, który ujawnił się mocno zarówno
w sposobie czy może wręcz stylu, w jakim z obywatelską inicjatywą rozprawiła
się mieniąca się obywatelską partia rządząca jak też w reakcjach mniejszych i większych
„ludzi władzy” na ową rozprawę.
Pomysł
na ten tekst narodził się po przeczytaniu wpisy z Twittera, autorstwa
komentatora Jaszyna. Napisał on: „Żałosne, że @LigiaKrajewska co zebrała
3590 głosów i tylko dzięki syst. wyborczemu dostała się do Sejmu obraża kogoś
kto zebrał 1,3mln podpisów”*. Była to reakcja na faktycznie mało „obywatelski”
ale za to dość bezczelny wpis wspomnianej
posłanki, pani Ligii Krajewskiej, która
podzieliła się publicznie swym zainteresowaniem dalszymi ewentualnymi
działaniami inicjatorów odrzuconej ustawy. „Ciekawe jaka kolejna
inicjatywa "obywatelska" Elbanowskich bo rzecznik musi z czegoś żyć
(:” napisała pani poseł Platformy Obywatelskiej. Jeśli uzupełnić to radosnym „Szach i mat” szefa
gabinetu Marszałka Sikorskiego mamy osobliwy obraz partii obnoszącej się w
nazwie z „obywatelskością”. Trudno nie nawiązać przy takiej okazji do lat
pięćdziesiątych, kiedy o powstałej właśnie PZPR ludzie mówili, że żadna ona tam
robotnicza, wcale nie zjednoczona a już
na pewni nie polska. Nie tylko wątpliwe użycie elementów nazwy jest tu
nawiązaniem. Jeśli miałbym się odnieść do niektórych opinii polityków PO o inicjatywie,
którą dziś odrzucili i o jej inicjatorach, zaskakuje nieskrywana niechęć. Niechęć,
którą można zrozumieć w przypadku politycznych rywali ale nijak nie da się usprawiedliwić
w stosunku do obywateli. W końcu, przynajmniej formalnie, suwerena pań posłanek
i panów posłów. Manifestowanie ostentacyjnej niechęci czy jeszcze czegoś
gorszego wobec obywateli naprawdę zajeżdża PZPR-em.
Nie
rozumiem więc czemu taką radość ludziom Platformy sprawia publiczne dowodzenie
kogo i jak bardzo mogą oni mieć w dupie.
A
skoro przy tym jesteśmy niejako, za sprawą swych partyjnych kolegów i sponsorów
właśnie tam, czyli w tej przysłowiowej „dupie”
znalazł się w jakiś sposób „obywatelski kandydat na prezydenta”. Dzięki dzisiejszemu
zagraniu Platformy będzie musiał (choć może nie będzie musiał no bo kto mu
każe) tłumaczyć się z charakteru swej „obywatelskości”. Kolejny „kapitalny
pomysł” na kampanię wyborczą.
Pewnie
znajdą się tacy, którzy chcieliby zapytać cóż znaczy akronim w tytule. Nie
znaczy nic. Co najwyżej coś udaje czy przypomina. Czasem tak bywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz