Zacznę od oczywistej prywaty i
zapytam czy ktoś bardziej wnikliwy ode mnie mógłby zdradzić mi na czym polegała
niespodzianka Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ta, którą z tajemniczymi uśmiechami zapowiadali w mijającym tygodniu „wszyscy
ludzie prezydenta” pojawiający się w mediach.
Nie chciałbym popełnić jakiejś
gafy ale dla mnie największym zaskoczeniem była zapowiedź pana Bartoszewskiego,
dotycząca jego planów na najbliższe pięć lat.
Pewien jestem, że nie tylko ja jestem
zdezorientowany obejrzaną imprezą choć może inni z nieco innych. W trakcie
finałowego wystąpienia Bronisława Komorowskiego Katarzyna Kolęda-Zaleska
napisała na Twitterze „Kto pisał to przemówienie. Litości!”. I nie byłą to
jedyna tego typu reakcja kogoś, kogo trudno podejrzewać o krytyczny stosunek do
obecnego Prezydenta i obecnego układu rządzącego.
Myślę, że te reakcje byłyby znacznie
bardziej stonowane gdyby nie to, że dzisiejsza „impreza kandydata obywatelskiego” i Platformy
Obywatelskiej (też odruchowo chciałem napisać w cudzysłowie) odbierana była a
zapewne i przygotowywana jako konfrontacja z podobną imprezą Andrzeja Dudy. I
niestety ani impreza ani jej główny bohater temu wyzwaniu nie sprostali.
Zabawnie rzecz podsumował na gorąco w TVP Info Maciej Gdula z „Krytyki
Politycznej”, którego o stronniczość na korzyść kandydata PiS bardzo trudno
podejrzewać. Powiedział on, że po wszystkim wreszcie rozumie czemu kampania
Komorowskiego nazwana została „Maratonem Poparcia”. Jego zdaniem akurat maraton
nie należy do dyscyplin szczególnie porywających.
W moim odczuciu głównym powodem tek
wyraźnej porażki Komorowskiego z Dudą
było zaskakujące przyjęcie warunków Dudy w definiowaniu osi sporu. Nie, nie
chodzi mi o te oficjalne podziały, które dzisiaj ostrzej artykułowała Kopacz a
delikatniej Komorowski. Chodzi mi o przeciwstawienie dziś Dudzie, który, lepiej
lub gorzej, mniej lub bardziej skutecznie ale konsekwentnie, stara się
prezentować jako kandydat Polski młodej, mającej przed sobą przyszłość Polski
matuzalemów, urzędowych autorytetów którzy nie ukrywają że pozjadali wszystkie
rozumy.
To ciekawy rys tej kampanii, oznaczający
skuteczne nicowanie stereotypów przyklejonych, zdawaliby się trwale, jako
etykiety opisujące głównych graczy naszej sceny politycznej.
Dziś, w takim samym stopniu dzięki
świetnie prowadzonej kampanii Dudy jak też beznadziejnym wyskokom zarówno
Komorowskiego jak i jego sztabu trudno bronić dawnego przekonania, że to
Bronisław Komorowski jest kandydatem tej Polski młodej i lepiej wykształconej a
dr Andrzej Duda reprezentuje jakiś zaścianek.
Sprawienie, że to Komorowski jest
dziś synonimem politycznego obciachu to jak na razie jedyny, jak sądzę nie
zamierzony skutek działań samego kandydata i jego sztabu. O ile trudno znaleźć
gdzieś wyznanie kogoś, kto obserwując ostatnią aktywność Dudy i Komorowskiego
nawróciłby się na tego drugiego, w przeciwna stronę owszem. Syn mojej koleżanki, neutralnej politycznie
ale od początku sympatyzującej z Dudą był jeszcze nie tak dawno modelowym „młodym,
wykształconym z dużego miasta” (student nauk humanistycznych) i klasycznym
lemingiem „mającym bekę” z Kaczyńskiego i wszystkiego co choćby w przybliżeniu
okołokaczyńskie. I, kiedy nie było innych argumentów, mającego zawsze na
podorędziu „mniejsze zło” jako argument ostateczny. Ostatnio na pytania o
Komorowskiego milczał nie kryjąc nerwowości. W końcu pękł i przyznał, że na
wybory nie idzie. Dudy nie poprze, Ogórek gardzi a Komorowski… „Daj spokój! Są
granice głupoty! Kiedy przekracza je polityk, jego dotychczasowi zwolennicy
stają się na nie wyjątkowo wyczuleni” powiedział załamany kolejnym,
stodwudziestymtrzecim „japońskim dementi” Kancelarii Prezydenta.
To on i tacy jak on, w których coś chyba
pękło i nagle zaczęli mieć problem czy rzeczywiście jakimś „mniejszym złem” od
Dudy może być właśnie Komorowski z całym dobrodziejstwem inwentarza są zarazem
ofiarami specyficznej charyzmy i reszty
podobnych jej zalet obecnego Prezydenta jak też niewymienionymi wprost
bohaterami tytułu tej notki.
Gdyby chcieć wskazać skąd się oni
nagle wzięli, myślę, że wzięli się z konsekwentnej ale, jak widać nie do końca
skutecznej tresury. Przez lata wpajano im powierzchowny sposób oceny sceny
politycznej i jej graczy. No i teraz mści się to w postaci skupienia się właśnie
na tym budzącym wstyd, złość i śmiech „opakowaniu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz