Kto zapoznał się z anonsowanym przez „Do
Rzeczy” skrótem materiału Cezarego Gmyza „Tykająca bomba podsłuchowa” miał
pełne prawo odnieść wrażenie, że głównym celem ekipy, która od lat rządziła i rządzi Polską
było robienie dobrze panu dr Janowi Kulczykowi. Spośród rozmów, których nagrane wersje znalazły się w
posiadaniu prokuratury niemal połowa to zapisy spotkań czołowych postaci PO i
rządu z czasów Donalda Tuska właśnie z tym poznańskim biznesmenem.
Z Kulczykiem mieli się spotkać z Paweł
Graś, Minister Skarbu Państwa Paweł Tamborski, Jan Krzysztof Bielecki, Radosław Sikorski i Krzysztof Kwiatkowski,
prezes NIK. Rozmowy te, poświęcone są bardzo konkretnym planom biznesowym
Kulczyka i pokazują jak dalece w tych planach jeden z najbogatszych Polaków
mógł liczyć na przychylność ludzi władzy.
Szczególnie zatrważająca jest obecność
w gronie „doradców” Kulczyka pana Krzysztofa Kwiatkowskiego, prezesa NIK. Jego
rolą jest wszak przeciwdziałanie nieprawidłowościom w funkcjonowaniu państwa i
jego instytucji. Na jego przykładzie można powiedzieć, ze władza zgniła już do
cna. Zainfekowany jest nawet państwowy „system immunologiczny”.
Publikacja Gmyza i „Do Rzeczy” wyjaśnia
zapał, z jakim pamiętnego wieczoru aparat państwa rzucił się by Sylwestrowi
Latkowskiemu wyrwać z ręki laptop.
Nie pozostawia ona też wątpliwości co
do tego, że treść nagrań powinna być upubliczniona.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że
obecna władza oburzy się na „ujawnienie tajemnicy państwowej”. W jakiś sposób
nawet rozumiem taki punkt widzenia władzy bo utajnienie treści tych rozmów to
jedyny sposób by zapobiec wybuchowi tej „podsłuchowej bomby” a przynajmniej
odroczyć eksplozję i jej skutki. Odpalenie kolejnych taśm może mocno zamieszać
w naszej polityce w najmniej odpowiednim dla tych, w których uderza momencie.
Oczywiście żadne machloje, choćby
stali za nimi konstytucyjni ministrowie, nie są i nie mogą być objęte tajemnicą
państwową. Mam nadzieję że szybko poznamy także stenogramy ze wspomnianych
rozmów. Mogąc poznać zarówno szczegóły tej osobliwej „akcji pomocy polskim
przedsiębiorcom” jak też, wzorem tych, które już słyszeliśmy, kwiecisty język
naszych „elit”. Oczywiście nie mam złudzeń że władza się ugnie czy zachowa przyzwoicie.
Jeśli poznamy treść to dzięki dalszym przeciekom bo do jesieni PO zrobi
wszystko, co będzie w stanie by żaden stenogram nie ujrzał światła dziennego a
obywatele – wyborcy nie ujrzeli kolejnego oblicza „obywatelskiej” partii.
Oblicza kacyków z jakiejś republiki bananowej.
Swoją drogą można wreszcie domyślać
się intencji, które stały za szczególnym
podkreśleniem w tytule tekstu „Gazety Wyborczej”, poświęconego zeznaniom
kelnerów, owej rzekomej „nagrody od PiS”. Było to, trudno w ogóle zaprzeczyć, dość
bezczelne i desperackie. Ale kiedy czyta się streszczenie zaprezentowane w tekście
Gmyza, owa desperacja Czerskiej jest całkiem zrozumiała. Przy okazji pokazuje
to, że sprawa jest bez wątpienia formatu bomby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz