środa, 25 marca 2015

Czerwoni w hołdzie ofiarom transformacji



Gdzieś na marginesie kampanii wyborczej, nawet jeszcze dalej niż znalazła się kandydatka SLD, pani Magdalena Ogórek, Leszek Miller i jego partyjni komilitoni wysmażyli i włożyli do zamrażarki (tej sejmowej rzecz jasna) projekt ustawy o odszkodowaniach dla „ofiar planu Balcerowicza”. Rzecz poznałem z dość krótkiej radiowej dyskusji ale nie mam powodów nie wierzyć broniącemu w niej tego pomysłu partyjnemu koledze Millera, posłowi Eislerowi (do niedawna „Twój ruch”), który wyjaśnił, że inicjatywa to odpowiedź SLD na ustawę przyznającą wsparcie byłym działaczom opozycji. Oraz, jak zapewnił, troska o to, by wszyscy byli traktowani równo i sprawiedliwie.

I, co pewnie wielu zdziwi, z posłem Wincentym Eislerem po części się zgodzę. Całym sercem jestem za sprawiedliwością!  Nie  jestem też przeciwny pomysłowi wynagrodzenia ludziom czasów, gdy często tracili podstawy bytu, gdy patrzyli jak na ich oczach ogromny majątek, będący dorobkiem pokoleń znika jakby zajęli się nim uzdolnieni prestidigitatorzy. O nich, tych cudotwórców od znikania i o sprawiedliwość właśnie mi chodzi. Nie mam nic przeciwko temu, by ludzie przynajmniej symbolicznie poczuli, że sprawiedliwość istnieje. Niech dostaną te kilkaset złotych miesięcznie, jak Millera z Eislerem postulują. Ale, by faktycznie było sprawiedliwie, niech płaca im kolesie Millera, którzy najczęściej byli tymi prestidigitatorami, co potrafili w państwie ponoć biednym i nie mającym już nic wartościowego powykrawać sobie niemałe a czasem nawet kosmiczne fortuny, niczym Radziwiłł z Rzeczpospolitej ów postaw płótna na karmazynowy płaszcz.

Ja oczywiście staram się rozumieć SLD-owskie wapno, to, które wyszło z PZPR, było w PZPR umoczone i PZPR-u nigdy od siebie nie odklei, że tak nerwowo reaguje na wszystko, co może przypomnieć ową dychotomię dobra i zła, w której to oni byli oczywistymi „bad boys”. Mimo wielu prób i mimo potężnego wsparcia różnych „wolnych mediów” i „niekwestionowanych autorytetów” nie udało się wcisnąć jako powszechnie obowiązującej narracji, w której w 1989 przy okrągłym stole zasiedli sami patrioci, bez wyjątku zasłużeni w walkę o Polskę wolną i niepodległą, co do jednego zakochani w Ojczyźnie. Dlatego teraz tak nerwowo reagują gdy przypomina się opozycję. Bo w opozycji do kogoś ta opozycja przecież musiała być! 

Próba takiego ustawienia, w którym przeciwstawi się owej opozycji „ofiary Balcerowicza” to pomysł ciekawy. Dość celnie starający się uderzyć w już nie politycznych a historycznych przeciwników jako w tych, którzy byli sprawcami nieszczęścia owych ofiar. 

Pomysł ciekawe i z tego powodu, że działający na wyobraźnie. Przynajmniej moją. A w zasadzie na pamięć. Ilekroć zdarza się Leszkowi Millerowi zapominać, że był prominentnym działaczem organizacji o wyjątkowo bandyckim dorobku i renegackich zaszłościach mnie przypomina się moja własna alternatywa do planu Balcerowicza.  

Kiedy już po powstaniu rządu Mazowieckiego coraz bardziej widoczne były wzajemne umizgi części dawnego „obozu solidarnościowego” i różnych mniej umoczonych w krew pot i łzy Narodu Olków i kiedy zaczęto przeprowadzać Naród przez balcerowiczowski czyściec wyrzeczeń pomyślałem, że to nic nie da. Przeprowadzanie bo umizgi to i owszem. Widząc jak marnotrawi się przejęty po czerwonych ogromny w końcu majątek starając się jakoś łączyć pięść Balcerowicza z sercem Kuronia pomyślałem, że szybko przejemy to, co jakoś tam wyrwaliśmy. Odmiennie niż solidarnościowa „lewica laicka”, która za priorytet przyjęła to, byśmy się głownie pokochali, uważałem, że to, co zostało, powinno pójść nie na przejedzenie przez głaskanych w ten sposób rodaków tylko użyte do zapełnienia tej czerwonej otchłani, która tak naprawdę wyłazi dopiero teraz. Choćby w postaci pustego zasobu emerytalnego. Narodowi trzeba było wprost powiedzieć, że PZPR-owscy złodzieje wszystko rozkradli i trzeba teraz przez 20 lat wbijać zęby w ścianę. Ale żeby złagodzić związany z tym ból i dyskomfort, powinno się, ku uciesze Narodu, znaczną cześć czerwonych złodziei i bandytów widowiskowo powiesić. To jakoś by Naród ugłaskało.

I teraz, po latach, na widok Millera, który mówi o sprawiedliwości i ofiarach ów pomysł wraca. Jako całkiem sensowny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz