Nie dziwię się zdumieniu a tym
bardziej niepokojowi, jaki wywołało nagłe i jak na razie niezrozumiałe
zniknięcie Władimira Władimirowicza Putina. Kiedy znika bez uprzedzenia
człowiek, który niewątpliwie jest „człowiekiem nr 1” nie tylko magazynu „Time”
trudno nie zastanawiać się co albo kto za tym stoi. Trudno także nie odczuwać
niepokoju. „Ludzie nr 1” nie znikają ot tak!
Tym bardziej trudno się nie niepokoić
wobec kolejnych prób „uspokajania” przez Kreml sytuacji w sposób, który szybko
demaskowany jest jako oczywista „ściema”. Chyba właśnie te kolejne „dowody” na
to, że Putin jest i ma się dobrze są źródłem najpoważniejszych niepokojów.
Dowodzą bowiem zarazem desperacji Kremla w uspokajaniu sytuacji jak też
bezsilności i braku skuteczności.
Najbardziej zdumiewające jest to, że
trudno sobie w ogóle odpowiedzieć na pytanie co mogło się stać. Spośród
tłumaczeń, które pojawiły się w mediach najbardziej przekonuje mnie opinia wygłoszona
z Kijowa, wedle której Putin faktycznie jest chory czy raczej niedysponowany
ale jego życiu nic nie zagraża. Sam skłaniam się wręcz ku (własnej) teorii, że
Putin nawet nie jest chory ale poddał się kolejnemu zabiegowi upiększającemu.
To, a także znana skłonność Putina by
popisywać się swoją męskością i sprawnością najlepiej tłumaczyłoby
odseparowanie przywódcy od mediów na czas bandaży i boleści i te medialne
wrzutki, które są dość szybko demaskowane jako mistyfikacje. Po prostu za jakiś
czas Putin pokaże się młodszy i zgrabniejszy a na razie musi nam starczyć
wersja poprzednia.
Mniej przekonany jestem zarówno co do
możliwej nagłej śmierci Putina, jego ciężkiego stanu czy wreszcie odsunięcia go
od władzy.
Śmierć czy niepełnosprawność w końcu
trzeba by ujawnić. Szczególnie śmierć bo kalekiego wodza jakoś tam można by
zaprezentować. Kto pamięta przełom lat 70 i 80 XX w. ten przypomina sobie jak całkiem
dobrze radził sobie ZSRR na czele z Breżniewem, który sprawiał wrażenie nie
łapiącego zbyt wiele z tego, co działo się wokół. Oczywiście wiem, że w takich „demokracjach”
jak rosyjska w sytuacjach kryzysowych potrzeba czasu by ustawić nową „hierarchię
dziobania”. Ale wtedy nie byłoby tych montaży i fotomontaży, które post factum
ośmieszałyby kremlowską propagandę. Choć może akurat przeceniam tamtejszą
dbałość o powagę i wizerunek aparatu propagandy.
Zupełnie niewiarygodna wydaje mi się
wersja puczu. Nie wyobrażam sobie by dziś władze w Rosji mogli przejąć ludzie
chcący odwrócić wektory polityki Rosji. Tym bardziej nie wyobrażam sobie by
Putina chcieli obalić ludzie zamierzający kontynuować jego politykę. W obu
przypadkach mówimy o obaleniu człowieka
do którego rzeczywista miłość poddanych znacznie przekracza to, na co liczyć
mógł Chavez czy nawet Fidel Castro. Obecnie, gdy międzynarodowe napięcie wokół
polityki zagranicznej Rosji jest porównywalne z czasami ZSRR kremlowskim klikom
jakiekolwiek wewnętrzne napięcia potrzebne są jak damie lekkiego prowadzenia
opady. A kto wie czy, zgodnie z odwieczną tradycją, gdzieś nie objawiłby się „cudownie
ocalony Władymir Władymirowicz”.
Najciekawszy psychologicznie wątkiem
związanym z „zaginięciem Putina” są rozważania, które skupiają się na możliwych
następcach obecnego przywódcy kończące się wnioskami, w których Putin okazuje
się „mniejszym złem”. Ktoś, całkiem bez sensu, zasugerował, że właśnie o to
chodzi Kremlowi. Bez sensu bo Putin (i każdy po nim) i tak będzie robił swoje
bez względu na to czy dla Europy byłby większym, mniejszym czy każdym innym
złem.
Dla zwolenników „mniejszego zła” o
nazwisku Putin ze specjalną dedykacją:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz